Dlaczego Egipt na dzień dobry nie wywarł na mnie dobrego wrażenia? Od samego początku spotkaliśmy się z oporem (i uporem) władz, oszustwem i naciągactwem.

Poraziło mnie byle jakie traktowanie przez egipskich celników obywateli innych krajów afrykańskich. Absurdalnym wydaje mi się fakt, że my, choć nie mieliśmy wymaganych wiz, przeszliśmy odprawę bez problemu (wystarczyło kupić wizy w banku), a Fadel i przygodni, obecni na granicy Sudańczycy, którzy zwolnieni są z posiadania tych „przepustek”, byli przez kilka godzin zwodzeni. Ostatecznie przetrzymano ich do rana na ławce. To było niemiłe, zwłaszcza, że większość nocy solidarnie czekaliśmy razem z Fadelem, licząc na jakiś cud w imię powtarzanego nam wielokrotnie „Insz Allach”. Ot Egipt.

Od czasów Kazimierza Nowaka chyba niewiele się tu zmieniło. Jakoś nie mogę pozbyć się goryczy po tej nieprzyjemnej przeprawie, gdyż smutnym dla mnie było ostatecznie pozostawienie na granicy Fadela samego z tymi bucami.

Kair

W tym mieście traktowano nas jak chodzące bankomaciki.

– Chcesz wielbłąda? Konia? Osła? Tanio, specjalnie dla was, tanio wielbłąd, tanio przejażdżka – zaczepiano nas ciągle, gdy tylko znaleźliśmy się w pobliżu piramid.

– Welcome to Egypt! Where are you from? What’s your name? Bolanda? Dobra dobra zupa z bobra! Dobrze, dobrze, Polska, good people!

– Pocztówki, tanio, tanio!

– Wielbłąd za free! Only for you!

Takie pokrzykiwania towarzyszyły nam na każdym kroku, absolutne zero intymności, spokoju i przestrzeni na własne dociekania, zastanowienia, zachwyty. Na dodatek podejrzany od początku jegomość, który wyhaczył nas na stacji metra, dowiózł nas na jakieś absolutne zaplecze słynnych ostrosłupów i musieliśmy potem poprzez śmietnisko i slumsy dreptać ponad godzinę do bramy. Akurat ten efekt uboczny chybionej taksówki mi się nawet podobał, bo zobaczyłam trochę „zwierzyny”, zwłaszcza na śmietniku.

Oczywiście, uczynnych i miłych ludzi też spotykaliśmy, tylko mniej albo może nie dawało się ich zauważyć, bo znikali przesłonięci aurą namolnych krzykaczy.

Intrygujące budowle! Skusiłam się na wizytę w dwóch takich obiektach grobowego przeznaczenia. Zupełnie nie pojmuję, dlaczego w „Wielkiej Piramidzie” obowiązuje zakaz fotografowania, bo tam w środku totalnie nic nie ma. Gołe ściany, nawet pół hieroglifa się nie uświadczy, na dodatek gorąco tak, że mało komu chciałoby się te zdjęcia robić. Ja kilka zrobiłam, ale w drugiej piramidzie – bo tam było mniej parno (i nie było zakazu, a za to był pusty sarkofag).

Najbardziej jednak pośród piramid podobał mi się zachód słońca, gdy trójkątne zęby wgryzały się czernią w pomarańczowe niebo. I to, że na ich tle spacerowały konie i wielbłądy. Było widać tylko ich kontury, jakby to były zjawy wychodzące z trójkątnej przeszłości. Z nocnego show, na który się potem wybraliśmy (gra świateł i opowieść) zapamiętałam arabskie porzekadło: „Świat boi się czasu. Czas boi się piramid.”

Udało się nam zwiedzić kairskie Muzeum Egiptu – jest co oglądać. Mnogość eksponatów powala na kolana, podobnież jak i sposób ich przechowywania (brak dostatecznej ochrony, gabloty jak z czasów PRL, wszystko ciasno upakowane opatrzone maszynowymi, pożółkłymi opisami – szkoda!).

Napatrzyłam się na precyzyjne płaskorzeźby hieroglifowych poematów. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić ogromu pracy, jaką za czasów faraonów wkładano w produkcję sarkofagów, rzeźbienie służebnych figurek, drążenie w twardej skale milionów znaczków, szlaczków, napisów. Niesamowite jest to, że ówcześni ludzie całe życie spędzali na praktycznych przygotowaniach do śmierci i to na dodatek nawet nie swojej… Praca ich przetrwała do dziś w idealnym stanie, czasem miałam wrażenie, że to niemożliwe by wykonała to ludzka dłoń, szlif jest taki jakby to zrobiła jakaś niezwykle precyzyjna maszyna. Gdy się na to patrzy, to chcąc nie chcąc przychodzi do głowy refleksja nad plastikowością i nietrwałością naszej współczesnej cywilizacji.

Najbardziej jednak pośród piramid podobał mi się zachód słońca, gdy trójkątne zęby wgryzały się czernią w pomarańczowe niebo. (fot. Anna Grebieniow)

Zawartość grobowca faraona Tutenhamona oszałamia blaskiem, bogactwem, zdobnością – to jedyny taki skarbiec, który uchował się w całości, nie został rozgrabiony. Absolutnie natomiast nie zafascynowały mnie w żaden sposób mumie, wręcz przeciwnie, nawet czułam jakiś nietakt w tym, że mogę je oglądać. Jakoś nie do końca czuję klimat wystawiania na pokaz czyichś zwłok. Dlatego też zasadniczą „mumiową” komnatę sobie odpuściłam i poszliśmy z Marcinem odpocząć pod fontanną. Tam były takie śliczne, malutkie gołąbki, lekko turkusowe – urocze!

Odwiedziliśmy też nocny targ (suk), kupiłam tam dżelabiję i parę innych bubli na pamiątkę. Bardzo przydała mi się negocjacyjna praktyka nabyta w Państwie Środka…;)

Anna Grebieniow

Nie lubi presji i musu. W 2008 roku zorganizowała wyprawę Żaglowozem przez Pustynię Gobi. Na co dzień pracuje w organizacji pozarządowej zajmującej się ochroną przyrody.

Ostatnie posty

Komentarze: 6

travel geek 16 stycznia 2010 o 21:26

Miałem podobne wrażenia: zestawienie piramid z brudnym, brzydkim, zasłoniętym smogiem miastem rozpoczynającym się u ich stóp i z całym tym zniechęcającym masowym biznesem turystycznym dla naiwnych sprawiło, że niemal zapomniałem gdzie jestem.

Odpowiedz

Pi 16 stycznia 2010 o 21:52

Moze warto by sie ubrac w koszulke z jakims egipskim odpowiednikiem tekstu:
No Rikshaw
No Hashish
No TigerBalm
No Change Money
No One Ruppee
No Problem

;)

Odpowiedz

Ania 28 stycznia 2010 o 18:01

Dzisiaj jak spacerowałam po uliczkach islamskiego Kairu, gdzie turysta jest raczej rzadkością, dzieci wołały za mną:
– Hallo, Money!
– Good morning, Money!
… a ja zawsze myślałam, że mam na imię Ania ;)

Odpowiedz

Andzia 7 stycznia 2013 o 23:18

Ja również dość niedawno odbyłam podróż do Egiptu i faktycznie jak czytam twój blog to można mieć takie odczucia niestety nie tego się spodziewałam jeśli chodzi o urlopik

Odpowiedz

Maciek Tumulec 15 stycznia 2013 o 14:16

No ale z drugiej strony ludzie!!! Gdzie maja was dymac na pieniadze, jak nie pod piramidami, w Szarmie czy Hurgadzie? Przecież to jest 200 proc., że coś takiego się wydarzy. A to jak traktują Sudańczyków to chyba jest po prostu retorsja za to jak Egipcjan traktuje się w Egipcie. Płynąłem przez j. Nassera do Wadi Haifa, mnie i Sudanczykow obsłużono w kilkanaście minut a Egipcjan zobaczyliśmy dopiero kolejnego dnia.

Odpowiedz

Marcin S. Sadurski 16 lipca 2013 o 21:11

@Maciek Tumulec: zgadza sie, poza trasami turystycznymi Egipcjanie zachowuja sie calkiem inaczej.
A przy okazji – rozmawialem z Kairczykami w Luksorze i tez narzekali, ze tubylcy traktuja ich tam jak turystow :-)

Odpowiedz