O Białorusi tak naprawdę mało wiemy. Niewiele zostało o niej powiedziane, napisane, a jeśli już to w politycznym kontekście. Mało o miejscach i ludziach, codzienności, kulturze.

Białoruś to państwo niedostępne, trudne do odkrycia i niestety mało atrakcyjne, a przez to zapominane i odnoszę wrażenie, że poza pograniczem, nie wzbudzające zainteresowania. Jak się okazuje zapominanym również przez samych Białorusinów, pogrążonych w zawartym w tytule książki Białoruś. Miłość i marazm marazmie.

Miłości, tak naprawdę, w książce też jest bardzo mało – i więcej jej u autorki, poszukującej Białorusi, niż wśród nielicznych bohaterów obrazów przez nią tworzonych, którzy swojej białoruskości się wstydzą. Którzy swojego języka używają niechętnie, ukrywają go i uznają za język wsi. Którzy nie chcą i nie mogą pielęgnować swoich tradycji, którzy tak naprawdę nie mają na to siły, bo nie są w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb. I którzy tkwią w marazmie ponieważ brak im perspektyw, by kiedykolwiek miało się to zmienić.

Kondratiuk tworzy miniatury, opowieści kilkustronicowe, pozornie nie tworzące całości. Brakuje im ciągłości, rozwinięcia poszczególnych tematów, czasami wyrazistości, czy satysfakcjonującego zakończenia. Są osobiste, brak w nich pytań i odpowiedzi, są po prostu opisem tego co jest, tak naprawdę strzępków, do których udaje się autorce dotrzeć (często rozczarowujących, frustrujących i męczących). Białoruś. Miłość i marazm to bardziej notatki badacza niż reportaż, ale mimo tego wyłania się z niej pewien obraz, którego lwią częścią jest sam styl autorki i forma, którą wybrała. Sednem jest tak naprawdę to, co nie zostało powiedziane wprost. Nie sama treść jest kluczowa.

Białoruś znika, chowana jest w najgłębszym kącie, jest czymś wstydliwym, wręcz piętnem. Autorka jednak ciągle wraca, chce poznać i zrozumieć, a te ciągłe próby przez nią opisywane są działaniami romantyka, są drogą od miłości do marazmu właśnie. Fakt, że są podejmowane nieustannie, ciągle od nowa, wiążą się z wieloma powrotami do miejsc zamkniętych, do których jedzie się by szukać i nie znaleźć, dodatkowo podkreślają ten fakt.

Polecamy >> Odwiedź sąsiada. Białoruś to prawdziwa egzotyka

Białoruś. Miłość i marazm właściwie nie jest książką o Białorusi. Szukając w niej informacji można się zawieść. Jednak odczytywana jako swego rodzaju świadectwo osobistego, bezpośredniego spotkania z Białorusią i jednocześnie z jej przemijaniem – może wywrzeć ogromne wrażenie.

Książka Hanny Kondratiuk nie jest łatwa w odbiorze. Nie bazuje na egzotyce, czy ekstremach, jest napisana z ogromną wrażliwością i takiej samej wrażliwości wymaga od czytelnika. Jednocześnie jest książką ważną i wymowną, którą przeczytać warto choćby po to, by po pierwsze Białoruś zaistniała w świadomości jako pewien konkret, a nie mgliste pojęcia; i po drugie, by zrozumieć i docenić rolę tego, kto pisze i bada.

Hanna Kondratiuk, Białoruś. Miłość i Marazm. Fundacja Sąsiedzi

Joanna Przybylska

Z wykształcenia i pasji etnolog i antropolog kultury. Od zawsze z nosem w książkach i umysłem w mniej lub bardziej odległych krainach. Autorka bloga Niedopisanie.

Komentarze: 4

papi25 26 listopada 2013 o 14:58

OSTATNI

Odpowiedz

Europcar Polska 30 listopada 2013 o 16:50

Ciekawa sprawa, i to co napisałaś, dało mi dużo do myślenia,, treść osobista, pozbawiona refleksji która czyni treść ogólnodostępną…

Odpowiedz

System Białoruś 31 grudnia 2013 o 13:53

Ogólnie na naszym rynku czytelniczym mało jest pozycji nt Białorusi. Do tej powyższej dołożyć można książkę Andrzeja Poczobuta – System Białoruś. Jest to w zasadzie analiza Białorusi jako kraju stworzonego przez Aleksandra Łukaszenkę. Zaiste duża przeciwwaga dla pozycji powyżej…

Odpowiedz

Wojciech 31 grudnia 2013 o 23:53

Są też dwie pozycje Małgorzaty Nocuń, które bardzo cenię (Kartofle i dżinsy, Ograbiony Naród). Pierwsza – bardziej reporterska. Druga to zbiór wywiadów z białoruskimi intelektualistami, a więc spojrzenie na Białoruś z wielu punktów widzenia (w tym jeden intelektualista prosystemowy, co również bardzo ciekawe).

Odpowiedz