Zaschło mi w gardle. Od pyłu, kurzu i piachu, który wzbija swoim motocyklem Samborski jadąc przez bezdroża Kirgistanu, Tadżykistanu, Afganistanu i Chin. Cieszę się, że nie jedzie samotnie…

Ma z kim porozmawiać, może dzielić się wrażeniami z podróży. Mimo wszystko chce ponieść wspomnienia podróży do szerszego grona – do Was, Czytelnicy. Choć możecie pomyśleć – czym są słowa, w sytuacji gdy widoków górskich dolin, przełęczy nie da się opisać – to Krzysztof Samborski zdołał pomyśleć i o tym – okrasił książkę barwnymi fotografiami. Każda z nich obrazuje inną drogę, przygodę, człowieka. Z każdą z nich związana jest inna historia.

Gdy wziąłem po raz pierwszy książkę do ręki, a sięgałem do niej później wiele razy, przeraziłem się. Samborski zjadł Marco Polo! Co kto lubi, myślę sobie, oryginalnie jest jeść „specjały” rodem z XIV wieku. Jednak relacja z podróży odkrywa tajemnicę, jaką autor zawarł w tytule. Dziś śmiało mogę powiedzieć: smacznego i na zdrowie!

Lubicie czytać Kapuścińskiego? Polubicie książkę Samborskiego. Z dwóch powodów. Po pierwsze, przez odwołania do książki Kirgiz schodzi z konia. Po drugie – za przekraczanie granicy. Krzysztof Samborski, co zrozumiałe, przekracza wiele granic lądowych. Na każdej z nich – nowa przygoda, nowi pogranicznicy, dla których wspólna jest jedna waluta, która ułatwia komunikację. A propos – bariera językowa z miejscową ludnością to też nie problem dla Samborskiego, który ze swoim motocyklem na azjatyckim płaskowyżu jest na tyle egzotyczny, że nikt nie wymaga znajomości obowiązującego języka. Ostatnia granica, najbardziej interesująca i niespodziewana, jest ta, która pozwala otrząsnąć się ze stereotypów i spojrzeć na mieszkańców Azji nie tylko przez pryzmat terroryzmu, kałasznikowów czy Al-Kaidy. Książka mogłaby być zatytułowana równie dobrze Granice i oddawałaby tę samą wartość.

Czy można stwierdzić, że ta książka jest intymna? Z całą pewnością można tak powiedzieć o podróży, która staje się rytuałem zjednoczenia człowieka z dzikością i nieprzewidywalnością Azji. Sama lektura dostarcza jednak intymnych wspomnień, chwil refleksji, nad którymi pochylić się warto dłużej, choćby z szacunku dla autora.

Zjadłem Marco Polo pokazuje, że warto realizować swoje marzenia, choć nieraz są tak nieosiągalne jak zdobycie K2 zimną. A granice? Dobrze, że książkę, jak każdy paszport, można otworzyć wiele razy.

Krzysztof Samborski, Zjadłem Marco Polo. Wydawnictwo Bezdroża, Gliwice 2014

Tomasz Siniew

Student dziennikarstwa podróżujący z dobrą książką pod pachą głównie po Polsce, głównie pociągiem. Nie bez powodu zwą go zatem „kolejofilem”.

Komentarze: (1)

Karol Werner 14 marca 2015 o 14:11

Nie ukrywam, że książka między innymi kolegi Krzysztofa właśnie inspirowała mnie do podróży do Azji Środkowej. Jeśli ktoś byłby zainteresowany relacją z mojej strony, to pozwolę sobie umieścić link do bloga. http://kolemsietoczy.pl/tadzykistan

Odpowiedz