W Indonezji jesteśmy już po raz trzeci. Coraz mniej rzeczy nas dziwi, zaskakuje albo onieśmiela. Przyzwyczailiśmy się do tego, że na każdym kroku ludzie wołają do nas bule (czyli białe buły).

Wiemy, że chodząc ulicami indonezyjskich miast i miasteczek (bo chodnikami się nie da – są albo niebezpiecznie dziurawe albo zastawione Toyotami Kijang) cały czas będziemy słyszeli przyjazne pozdrowienia zarówno od dzieci jak i dorosłych Hello Mister albo Hello Miss.

Przy czym turystka może być nazwana misterem, a turysta miss (dla Indonezyjczyków w wielu przypadkach płeć pozdrawianego nie ma żadnego znaczenia – mister i miss to po prostu synonim bule…). Ponieważ te standardowe small talki nam spowszedniały, coraz bardziej nadstawiamy uszu, żeby usłyszeć (i zrozumieć) od Indonezyjczyków coś więcej, zaobserwować coś poza szeroko uśmiechniętymi twarzami.

Kapitan Woda

Nauka korzystania z indonezyjskiej toalety

Kapitan Woda uczy białe buły korzystania z indonezyjskiej toalety, na szczęście w ubraniu i na sucho. (Fot. NasiGoreng.pl)

Weźmy takiego wiecznie uśmiechniętego Kapitana Wodę, którego poznaliśmy na jednej z wysepek archipelagu Togianów. Na jego twarzy oprócz uśmiechu widać było coś jeszcze – czarne, żwawe, pełne życiowej mądrości oczy (nas nie da się oszukać uśmiechem!). I tylko czekaliśmy na okazję, żeby z tej mądrości skorzystać. Studnia mądrości Kapitana Wody otworzyła się niespodziewanie pewnego wieczora, gdy spotkaliśmy go siedzącego w zadumie na plaży.

Nieśmiało (bo z natury nieśmiali jesteśmy) przysiedliśmy się do niego i rozpoczęła się rozmowa, która, patrząc z perspektywy, dała nam klucz do trochę lepszego zrozumienia tego, co widzimy i słyszymy w Indonezji (rozmowa toczyła się po angielsku i indonezyjsku, to znaczy Kapitan Woda po indonezyjsku z dodatkiem kilku angielskich słów, my po angielsku, z dodatkiem jeszcze mniejszej liczby słów w bahasa indonesia).

Kapitan Woda (po zadaniu nam standardowych pytań, skąd jesteśmy, ile lat, ile zarabiamy, czy są żony): – Dobre życie, łatwe życie…
My (że niby nasze podróżnicze życie takie łatwe?): – A Ty masz dobre życie?
Kapitan Woda (przechodząc z personalnego wątku na tematy bardziej socjologiczne): – Ludzie w Indonezji szczęśliwi…
My (reagujący zazwyczaj pianą na ustach na „mądrości” turystów, którzy widząc uśmiechniętych biednych ludzi mówią tacy biedni, a tacy szczęśliwi…, ale nie mogąc zignorować wypowiedzi rodowitego Indonezyjczyka): – A dlaczego szczęśliwi? Co jest dla Indonezyjczyków ważne?
Kapitan Woda: – Dzieci, dużo dzieci… Dzieci dobre… (tu chwila zawahania). Ale dziewczynki grzeczne, chłopcy niegrzeczni.

Wspólne zdjęcie z dziewczynami, Indonezja

Dziewczynkom się nie odmawia, szczególnie jeśli biegną za tobą, krzyczą „mister foto” i nie dodają „fuck you”. (Fot. NasiGoreng.pl)

 Dzieci

Manado – miasto na północnym skrawku Sulawesi. Bule, choć oczywiście są, nie są częstym widokiem, więc stanowią frajdę dla wychodzących ze szkół dziewczynek ubranych w piękne mundurki typu batik.

Idzie biała turystka.
Dziewczynki: – Helo Miss!
Biała: – Helo!
Dziewczynki: – I love you, miss!

Manado – miasto na północnym skrawku Sulawesi. Bule, choć oczywiście są, nie są częstym widokiem, więc stanowią frajdę dla wychodzących ze szkół chłopców ubranych w piękne mundurki typu batik.

Idzie biały turysta.
Chłopcy: – Helo Mister!
Biały: – Helo!
Chłopcy: – Fuck you mister!

My: – A oprócz dzieci?
Kapitan Woda: – Bóg najważniejszy!

Bóg

W trasie. Indonezyjskie drogi do dobrych nie należą, choć w regionie są kraje z gorszymi. Akurat jest korek. Ruch odbywa się wahadłowo. Po kilkudziesięciu minutach stania w korku dojeżdżamy do „kierownika” ruchu, który raz puszcza dziesięć samochodów z jednej strony, raz z drugiej. Jest umęczony, upocony (wszystko odbywa się w równikowym słońcu), zatruty spalinami (mimo maseczki na twarzy). Jednak na jego t-shircie widnieje dumne i pełne nadziei hasło: Żyj jak celebryta. Dwadzieścia metrów za nim rozkraczona ciężarówka blokuje jezdnię. Na jej plandece kolejny bonmot, niemal odpowiedź na t-shirt kierownika: Bóg jest wszechmogący.

My (nie chcąc się wdawać w dyskusję na temat wiary, tym bardziej, że nie do końca wiedzieliśmy, czy mamy rozmawiać o Bogu chrześcijan, bo akurat byliśmy na terenach, gdzie występowało akurat chrześcijaństwo, czy o Allahu, w końcu Indonezja to najbardziej ludny kraj muzułmański na świecie): – A pieniądze ważne?
Kapitan Woda (z pewnym zawstydzeniem): – Pieniądze czasem ważne… Kupić czasem coś trzeba…

Pieniądze

Pożegnalne zdjęcie z właścicielką łodzi

Na pożegnanie z Uni nie mogliśmy sobie odmówić słitfoci. (Fot. NasiGoreng.pl)

Archipelag Togianów. Spotykamy po raz czwarty nieformalną królową Togianów imieniem Uni, która autorytarną ręką zarządza (cały czas oczywiście nieformalnie) tutejszym transportem – obsługuje promy i wysyła turystów łodziami do najdalszych zakątków archipelagu. Przy tym wszystkim Uni nie mówi, Uni krzyczy. Zawsze krzyczy. No i jest twardą negocjatorką. Mimo, że osiem osób ją nagabuje o niższą cenę, ta nieugięcie walczy o swoje. I na swoim stawia. I tak oto trafiamy na nią po raz czwarty.

Uni (krzycząc): – Ooo, to znowu Wy. Gdzie tym razem Was zabrać?
My: – Już nigdzie, Uni, wyjeżdżamy. Wsiadamy za chwilę na powrotny prom.
Uni: – Chodźcie ze mną, pracuję tam i wpuszczę Was przed wszystkimi…

I gdy Uni nas już wpuściła bocznymi drzwiami, przyszedł czas pożegnań, samoje… słitfoci i podsumowań. Po wymianie standardów o tym jak to fajnie, że ją poznaliśmy, że Togiany ładne i że wrócimy, Uni przestaje krzyczeć i mówi spokojnie.
Uni: – Przepraszam przyjaciele, że nie dałam Wam niższej ceny, ale sami rozumiecie, nie miałabym na shopping.
My: – Na shopping? (rzeczywiście Uni nosiła t-shirt od Gucciego, ale ciężko było nam uwierzyć w jego oryginalność…)
Uni: – Na shopping, normalnie. Ryż, cukier…

I trochę nam się wstyd zrobiło na myśl o naszej definicji shoppingu.

My: – No a co wam tutaj daje radość?
Kapitan Woda (wyraźnie się ożywiając): – No zabawa, muzyka…

Muzyka

Lokalna grupa muzyczna, Indonezja

Rzeczony Tercet Egzotyczny w wersji indonezyjskiej. (Fot. NasiGoreng.pl)

Prom Pelni. Wielki świat, kuchenny blat, chciałoby się powiedzieć. Restauracja „tylko dla klasy 1 i 2”. Ekonomia spożywa w „kafetarii” na zewnątrz albo po prostu na kolanach. W restauracji siedzeń sto, zajętych dziesięć. Sądząc po minach białych buł, jedzenie średnie.

Ale! Jest jedno ale, które czyni ten posiłek prawdziwym doświadczeniem. Jest, proszę ja was, orkiestra. Taka z kibordem, perkusją i śpiewaczką. Ubrani niemal cali na biało, w końcu na promie jesteśmy. Muzyka… kocia. Coś jak amatorska wersja Tercetu Egzotycznego.

Na suficie tandetne ozdóbki przypominające nasze łańcuchy na choinkę sprzed dekady. Zawołany technik po kilku minutach prób uruchamia światełka, też takie z naszych choinek. Indonezyjska klasa średnia stanowiąca połowę widowni nieprzejęta wcina zimne kurczaki z ryżem. Kelnerzy koncertem, który słyszą pewnie n-ty raz, zachwyceni. Podrygują uśmiechnięci w rytm kibordu. Jeszcze chwila i zaczną tańczyć.

Bule (stanowiący pozostałą część widowni) oniemieli. Zachwyceni, ale i zażenowani. Po zakończonym kawałku biją od niechcenia brawo dwa, no może półtora raza, choć brawo to w tym wypadku brzmi zbyt hucznie. Perkusista, cały w bieli, dumny jak paw dziękuje bijącym brawo słowami Tenk ju miss (akurat brawo bili mężczyźni). Cały obrazek jest w swym surrealizmie (surrealizmie dla zachodniego turysty oczywiście) zadziwiająco spójny.

Kapitan Woda (prawie rechocząc): – No a jak muzyka, to i miłość. Miłość ważna. Miłość bardzo ważna.
My (wahając się, jaki rodzaj miłości Kapitan Woda miał na myśli, chcąc zachęcić go do rozwinięcia tematu…): – Muzyka i miłość?
Kapitan Woda (dryfując w rozmowie w zupełnie innym już kierunku): – No najpiękniejsza muzyka jest o miłości. Lubicie indonezyjską muzykę?
My: – No lubimy, lubimy…

Miłość

No może nie do końca lubimy (indonezyjską muzykę, nie miłość), ale nauczyliśmy się doceniać, i cieszyć się nią. Weźmy takie Beta Mati Rasa Richarda Rehatty.

Oto on, obowiązkowo w wełnianej czapce (to jak się zorientowaliśmy jest oznaką indonezyjskiej hipsteriady, trzeba bowiem być hipsterem, żeby w równikowym upale zakładać wełnę) nie wie dlaczego umarło uczucie, kochanie (beta mati rasa, nona). Ma za to ładny dom i nasadzenia w ogrodzie. Przychodzi więc jego kochanie, zapewne o imieniu Mimoza, i stara się biedna mu pomóc w zrozumieniu sensu miłości poprzez stanie naprzeciwko niego i łapaniu go od czasu do czasu a to za rękę, a to za palec, ale głównie skupia się na staniu. Hipster chyba jednak nie dochodzi do żadnego wniosku, bo na koniec… odchodzi. Sensu miłości musi nauczyć się od kogoś innego.

Fragment 1:39 – 1:47 przeraża swoim artyzmem:

Richard Rehatta, a raczej jego kochanie sensu miłości może za to z powodzeniem uczyć się od Slanka, a raczej od bohaterki jego teledysku. Bo ona wie o co kaman. Nie jest co prawda hipsterem, wełnianej czapki na głownie nie ma, ale na pewno ma głowę na karku. Bo oto z jakiegoś powodu zostawia swojego ukochanego, który opuszczony odpływa daleko w najbardziej romantyczny sposób, bo promem Pelni. A ona co?

Najpierw, jak śpiewa Slank, nie może sobie wyobrazić życia jauh jauh darimu, czyli daleko, daleko od ciebie, a potem wsiada do swojego forda escorta coupe (na którego tylnym siedzeniu znajduje się właśnie Slank – fragment od 2:30) i leci po niego na to Pelni, które jednak już poluzowało cumy. Tym razem zakończenia nie zdradzę.

Ku Tak Bisa, czyli Nie mogę to duży przebój w Indonezji. Jest szczególnie popularny przy ogniskach i każdy szanujący się Indonezyjczyk grający na gitarze ma to w swoim repertuarze w wersji wolniejszej, bardziej romantycznej, balladowej. I wcale nas to nie dziwi, bo wpada w ucho i jest to zdecydowanie nasz ulubiony indonezyjski szlagier, a przesłanie ma nawet pozytywne i budujące.

Oczywiście każdy indonezyjski teledysk jest już przygotowany do karaoke, bo karaoke to indonezyjski sport narodowy.

Kapitan Woda (przejmując inicjatywę w rozmowie): – A Indonezja podoba wam się?
My (tym razem z pełnym przekonaniem): – Indonezja piękna!
Kapitan Woda (z uśmiechem): – Indonezja piękna, ludzie indonezyjscy szczęśliwi! No może niecała piękna, ale piękna…

Indonezja piękna

Gdyby ktoś chciał wiedzieć, które wyspy w Indonezji odwiedzić, to niech radą posłuży spotkany na promie Obei, który mówił „little Ingris”, ale mówił i zachęcał jednego z nas do nauki indonezyjskiego.

– Mister, bahasa indonesia good.
– Wiem, wiem Mister. Ale nie mam od kogo się nauczyć.
– Morze: laut, wiatr: memutar, statek: kapal, no pisz!
– Zapamiętam.
– Jak długo będziesz w Indonezji?
– Dwa miesiące.
– Dua bulan – to po naszemu dwa miesiące. Zapisz.
– Zapamiętam.
– Rano: pagi, popołudnie: siang, wieczór soreng. Zapamiętaj.
– Zapamiętam. Dziękuję, terima kasih!
– Gdzie jedziesz?
– Na Flores
– Ooo, dobrze. Flores good. Alor good. Timor good. Bali no good. Za dużo turystów.
– Kalimantan?
– Ujdzie.
– Sumatra good?
– Sumatra no good. Strzelają (?!)
– Jawa good?
– Jawa no good. Łapówki trzeba dawać.

Wkrótce powiedzieliśmy sobie na pożegnanie sampai jumpa, czyli do zobaczenia i rozeszliśmy się.
Za rogiem zaczepia mnie inny Indonezyjczyk:
– Salamat pagi Mister! (czyli dobre rano)
– Pagi!
– Skąd jesteś?
– Polandia
– Jak długo będziesz w Indonezji?
– Dua bulan
– Ooo, twój bahasa Indonesia very good
– Terima kasih! Sampai jumpa!
– Sampai jumpa!

Indonezja piękna, powtórzył jeszcze raz Kapitan Woda, z uśmiechem nr 1 (bo tylko jeden miał) na twarzy, pożegnał się (sampai jumpa!), a my pozostaliśmy na plaży w zadumie nad Indonezją i Indonezyjczykami. Ile podobny rozmów będziemy musieli przeprowadzić, ile obserwacji dokonać, żeby choć trochę zrozumieć ten kraj i jego mieszkańców? Dużo pracy przed nami…

Zachód słońca w Indonezjii

Dużo pracy przed nami, ale póki co popatrzmy sobie na indonezyjski zachód słońca. (Fot. NasiGoreng.pl)

Jeśli chcecie lepiej poznać Kapitana Wodę, Uni (oraz innych spotkanych przez nas Indonezyjczyków) – zapraszamy na nasz blog Nasi Goreng.

PS Ci, którzy uczą się indonezyjskiego niech wybaczą ew. tłumaczeniowo-językowe wpadki. My indonezyjskiego „uczymy się” ze słuchu / kontekstu / google translatora.

Sierpień 2014

Paweł Młyński i Piotr Mikulski

Uważają, że życie zaczyna się po trzydziestce, dlatego po trzydziestce właśnie zdecydowali się na przerwę w pracy zawodowej i odpoczynek od uporządkowanego życia. Od stycznia 2014 podróżują po Azji i piszą na Nasi Goreng.

Komentarze: (1)

Jagoda 16 września 2014 o 15:05

Sumatra good!!! Bali też good ale północne bez turystów. Jawa też good ale oprócz stolicy:)

Odpowiedz