Wojownicy w Tanzanii piją krew krowy, by nabrać sił przed polowaniem. Ze zużytych opon robią sobie klapki, a wszelkie sprawy załatwiają przez komórkę. Oto jak wygląda życie w masajskiej wiosce.

Chyba muszę przytyć – stoję i tak się zastanawiam, dlaczego dają za mnie tylko 14 krów, a nie jak za koleżankę aż 20? Staram się targować z Masajami, że przecież nie jest ze mną aż tak źle, rozmiaru 0 jeszcze nie noszę. Ale oni wcale nie chcą ze mną rozmawiać, w takich sprawach nie dyskutuje się z kobietami. Choć my w Europie bardzo staramy się wyglądać jak wieszaki, Masajowie kultywują ideę, że kochanego ciała nigdy nie za wiele!

Im więcej krów Masaj może zapłacić za potencjalną żonę, tym lepiej. Krowa to jednak nie tylko mięso. Jej krew daje wojownikom siłę przed polowaniem. Krowią krew podaje się także w przypadku obrzezania młodych dziewcząt, by wzmocnić ich organizm przed ‘zabiegiem’. Dociekałam, dlaczego się to robi. Wytłumaczono mi, że to ze względów higienicznych, by nie roznosić chorób wenerycznych.

Siedzę w chatce jednego z wojowników. Mimo, że nasz wojownik ma dobre 185 cm wzrostu, lepianka wygląda jak domek krasnala, nawet ja tam muszę siedzieć z lekko schyloną głową. Lepianki budują kobiety. Znoszą gałęzie, stare gazety, razem to upychają by ulepić swoje domostwo. Chatka składa się z dwóch pokoi, w jednym śpią rodzice, w drugim dzieci, ale tylko do dziesiątego roku życia. Potem przenoszą się one do innych lepianek, gdzie śpią już tylko ze starszymi dziećmi.

Wychodzimy z lepianki na zewnątrz. Obserwuję kobiety siedzące pod drzewami, które robią koralowe naszyjniki i bransoletki, mała dziatwa biega w za dużych klapkach. Przypominają mi się czasy, kiedy to ja biegałam w mamy butach na obcasach. Ale tanzańska młodzież świetnie sobie radzi w za dużych klapkach zrobionych ze zużytych opon.

Idę do lokalnej szkoły, gdzie dzieci jak na zawołanie chcąc popisać się przed turystką pięknie recytują alfabet po angielsku. Rozdaję im cukierki i prawie zostaję królową wioski, ponieważ dzieciaki tak mnie za to uwielbiają! Wioska jest mała, ale dostrzegam oznaki pomocy humanitarnej – jeden z tubylców siedzi na wózku inwalidzkim. To dobrze, – myślę – że może poruszać się po wiosce, a nie być uwiązanym w lepiance.

Jednak nie każdy może wejść do tej wioski i to nie jej położenie geograficzne świadczy o trudnościach dostępu, ale cena wejścia. Tak, każdy ciekawski turysta musi zapłacić 10 dolarów. Nas jest dobre 10 osób w grupie, więc nasza wizyta to niemały dochód dla wioski. Dlatego witają nas tańcem i śpiewem, najpierw mężczyźni, potem kobiety.

I kiedy już myślałam, że wchłonęłam wszystkie wrażenia, jakie niesie za sobą ta mała plamka na mapie świata, nagle pojawia się taki widok: wychudzone stado kóz, Masaj w swojej niebiesko-czerwonej narzucie, nóż przy pasie, zaostrzony kij. Niby nic oryginalnego w wyglądzie, a jednak… przy uchu nie kolczyk z kła lwa, ale telefon komórkowy! Ja o swoim o totalnie zapomniałam, nawet nie wiem czy ma zasięg, a on gada sobie w najęte!

Okazuje się, iż telefony komórkowe to dla nich codzienność, załatwiają małe biznesy, bawią się dzwonkami. Nie mogę się nadziwić, dlaczego ja od cywilizacji w postaci brzęczącej komórki ciągle uciekam, a tu w samym rogu świata, ktoś nie może się przez nią nagadać?

Po powrocie sprawdzam dane statystyczne. W Tanzanii na 38 milionów mieszkańców jest około 8 milionów użytkowników telefonów komórkowych. Tak, w Tanzanii, gdzie większość ludzi żyje za jednego dolara dziennie. Telefon komórkowy stał się nieodłącznym gadżetem dla dużej części społeczeństwa w Afryce.

Aga Wolańska

Zwariowana Aga, co podróżuje, biega i po świecie świruje. Szuka tej wymarzonej pracy, nie jako Lady Gaga, ale jako podróżnik Obiezyswiataga!

Ostatnie posty

Komentarze: 2

Loki 12 lutego 2010 o 16:48

W jakis sposob laduja te swoje telefony komorkowe? Maja prad podciagniety do wiosek, czy moze jakie sagregaty na rope/benzyne. A moze baterie sloneczne? :)

Odpowiedz

Agnes Wolanska 14 lutego 2010 o 21:10

Chyba roznie, tego na wlasne oczy nie widzialam, ale np ida do najblizej wioski, gdzie jest zasilanie, w sklepie w ktorym kupuja top up zdrapke, mozna zaladowac komore.
Wiem, ze gdzies tam wykorzystuje sie dobre stare rowery, pedaluja i tak laduja, potrzebna jest tylko 1 godz, by zaladowac telfon.
Jest takze ladowarka zasilana przez energie sloneczna.

Takze na targowiskach, za mala oplata, laduje sie kilka telefonow na raz poprzez akumulator w samochodzie – polecam dobry artykul http://www.guardian.co.uk/katine/2009/jan/04/katine-uganda-africa-mobile-phones.

Jak widac, my po prostu wkladamy ladowarke do gniazdka i na tyle skonczylo sie myslenie o ladowaniu komorki, u nich pomyslowosc nie zna granic:-)!

Odpowiedz