Jeżeli na hasło Turcja widzisz tańczącyh derwiszów, kebaba i ewentualne siad skrzyżny to pewnie nie jesteś w mniejszości. Bardzo bym była jednak rada, gdyby ojczyzna Ata Turka i Orhana Pamuka zaczęła się też kojarzyć z zacnymi inicjatywami społecznymi, bo takowych tu naprawdę nie brakuje. Dziś kilka słów o jednej z nich.

Sirkhane – po turecku Dom Cyrku – to Szkoła Społeczno-Cyrkowa przeznaczona dla dzieci dotkniętych konfliktem wojennym, które wraz z rodzinami opuściły swoje domy w Syrii i Afganistanie.

Szkoła działa w południowo-wschodniej Turcji, w mieście Mardin, które jest obecnie schronieniem dla około dziewięćdziesięciu tysięcy uchodźców. Sirkhane oferuje dzieciom bezpieczną przestrzeń do nauki i zabawy oraz pomaga zapewnić zdrowe dzieciństwo. Sztuka i cyrk leczą traumy, uczą odpowiedzialności, rozwijają umiejętności manualne i intelektualne oraz kształtują osobowość twórczą. Pedagogika cyrku zawiera elementy m.in.: sportu, terapii ruchowej, teatru, muzyki, plastyki, integracji, pracy w grupie. Każde dziecko znajdzie dla siebie odpowiednią dziedzinę sztuki. Praca z dziećmi i ich rozwój pozytywnie wpływa na rodziny i społeczności.

Projekt został założony i jest prowadzony w pełni wolontariacko przez organizację non-profit Her Yerde Sanat Derneği – Art Anywhere Association – Sztuka Wszędzie. W szkole działa międzynarodowa grupa wolontariuszy z Turcji, Syrii, Polski, USA, Włoch, Serbii. Lekcje prowadzone są w dwóch, a czasem w trzech językach: arabskim, tureckim i angielskim. Ten miks językowy jest powodem wielu śmiesznych sytuacji i omyłek. W komunikacji pomaga sztuka, która działa na poziomie emocjonalnym, dociera do duszy i nie wymaga od dzieci czy dorosłych zaawansowanej znajomości języków.

Najbardziej w pracy cieszy gdy mimo upadków i niepowodzeń studenci z pasją kontynuują treningi. Gdy szczudła lekko uwierają, gdy piłki do żonglerki latają wszędzie tylko nie z dłoni do dłoni. Jazda na monocyklu to dla wszystkich uczniów jeszcze nieodkryty ląd, na szczęście kostium klauna pasuje na każdego, a duży czerwony nos pobudza wyobraźnię i ośmiela do występów. Dzieciaki zapominają o podziałach, koszmarze wojny i problemach. Po prostu zabawa nie wojna. Świetna sprawa, co?

Tym co sprawia, że mardińska organizacja jest niezwykła to wyjątkowe zaangażowanie jej członków. Wyobraźcie sobie, że wszyscy tworzący kadrę są wolontariuszami. Niektórzy na pełen etat, a niektórzy na pół (bo rankami pracują w korporacjach by zarobić na ten cały cyrk). Razem wynajmują przyjemne mieszkanie w starej części miasta, bardzo blisko ośrodka, tworząc coś w rodzaju twórczej komuny. Wspólnie gotują, wspólnie muzykują i bez przerwy dyskutują o ośrodku.

Być może trafiłam tu w jakimś wyjątkowym momencie, bo za dwa tygodnie rusza festiwal filmowy, ale z mojej perspektywy tak to właśnie wygląda. Ja przyjechałam do nich z zamiarem stworzenia recyklingowego placu zabaw. Ale o tym kiedy indziej. Póki co jeszcze o nich.

PLAY FOR NO WAR to kampania crowdfundingowa mająca na celu zdobycie funduszy na rozwój szkoły. Potrzebne są proste, ale nieodzowne rzeczy: remont jednego budynku szkoły, dożywianie i transport dzieci, materace, materiały artystyczne, instrumenty muzyczne, projektor…

Możemy nie być w stanie zatrzymać wojny, ale na pewno możemy przynieść edukację, zabawę, radość do tysięcy dzieci, żyjących w strefie niepokoju. Więcej szczegółów o tym przedsięwzięciu i sposobach pomocy na stronie projektu: Play For No War.

Ps. A tu namiary gdybyście chcieli u nich gościć: – Her Yerde Sanat

Olga Ślepowrońska

Od kilku lat jej pasją jest jeżdżenie po świecie (głównie Azji i Europie) i w ramach Projektu Czuj Czuj robienie w slumsach warsztatów rozwijających kreatywność. Oprócz zabaw z dziećmi kolekcjonuje bajki i przepisy kulinarne.

Komentarze: Bądź pierwsza/y