Cztery lata temu ziemia zatrzęsła się tu z taką siłą, że niektóre miasta przesunęły się w całości o metr w prawo albo w lewo. Inne straciły dziewięćdziesiąt pięć procent zabudowań. Fala, która przyszła po największym odnotowanym na świecie trzęsieniu ziemi poprzewracała betonowe konstrukcje z żeliwnymi wzmocnieniami jakby były z papieru. Zabiła prawie szesnaście tysięcy ludzi. Ponad dwa i pół tysiąca do dzisiaj uznaje się za zaginionych.

Tsunami uszkodziło również reaktor elektrowni nuklearnej – Fukushima Daiichi w prefekturze Fukushima. Dzień po trzęsieniu ziemi reaktor wybuchł.

Wydawałoby się, że gdzie, jak gdzie, ale w Japonii – nano-kraju, gdzie wiedzą, jak udoskonalić każdą technologię – cztery lata po trzęsieniu ziemi, tsunami i katastrofie nuklearnej wszystko będzie uporządkowane, naprawione i zabezpieczone. Trzecia gospodarka świata zatamuje przeciek z reaktora i pomoże ludziom, którzy stracili domy.

Wydawałoby się.

Japonia - zniszczenia po tsunami

Onagawa, Japonia. (Fot. Katarzyna Boni)

 

Ponad dwieście tysięcy ludzi cały czas nie wróciło do swoich domów. Z tego ponad osiemdziesiąt tysięcy ludzi do tej pory mieszka w domach tymczasowych. Domy tymczasowe to blaszaki o powierzchni dwudziestu metrów. Mieści się kuchenka, stół, prysznic. Całe szczęście, że Japończycy śpią na futonach – zwijanych materacach. Mieliby problem ze wstawieniem do środka łóżka. W zimie temperatury na północy Japonii spadają poniżej zera. Nikomu nie życzę spania wtedy w metalowych ścianach.

W ostatni weekend pojawiły się wiadomości o nadzwyczaj wysokim poziomie radioaktywności wody w rurach odprowadzających deszczówkę i wody gruntowe z elektrowni Fukushima Daiichi do morza. Siedemdziesiąt razy większym niż normalne. News trafił nawet do polskich gazet. Tylko, że o tym, że Fukushima Daiichi cieknie wiadomo od marca 2011. Wody gruntowe dostają się do uszkodzonego reaktora i wypływają już, jako wody radioaktywne; nikt nie wie, co się dzieje w reaktorze – w środku jest zbyt gorąco, żeby wpuścić tam nawet robota; woda używana do chłodzenia reaktora też jest skażona – ale nad nią zarząd elektrowni ma kontrolę: wlewa ją do pojemników, na które powoli zaczyna brakować miejsca. Próbowano zbudować w ziemi wokół reaktora mur z lodu, a ostatnio prześwietlano reaktor promieniami kosmicznymi (serio, jestem zapisana na newsletter TEPCO, które zarządza elektrownią).

To trzęsienie naprawdę zmieniło Japonię. Obnażyło wiele problemów, ale też pokazało siłę Japończyków.

Przez najbliższe dwa tygodnie biorę udział w rajdzie rowerowym/biegowym/chodzonym z Tokio do Tohoku. Ja jadę na rowerze, ale jest jeden szaleniec, który chce biec codziennie czterdzieści kilometrów! Jedziemy/biegniemy/idziemy czterysta dziesięć kilometrów z Tokio do miasta Onagawa. Razem z ekipą Tokio2Tohoku zbieramy pieniądze na lokalną organizację Katariba, która pomaga dzieciom smutek i ból zamieniać w siłę.

Jak powiedział mi mnich Tomomitsu, mój przyjaciel z Tokio: – Jeśli młodzi są zamknięci w sobie, wypaleni, jeśli żyją bez poczucia sensu to jaka będzie przyszłość Japonii?

Mój rower jest różowy, nie mam bagażnika, ale mam za to dwa plecaki. Na jutro zapowiadają deszcz. Ruszamy o jedenastej trzydzieści.

Więcej o projekcie przeczytacie tu: Tokyo2Tohoku.

A ja będę pisać o tym, kogo spotykam po drodze, po co rząd próbuje podnieść ziemię, co jeszcze robi się, żeby zatamować przecieki z Fukushimy Daiichi, i jak żyje się w Japonii cztery lata po katastrofie.

Kasia Boni

Z wyjazdów przywozi smaki i notesy pełne przepisów. A potem próbuje te smaki odtworzyć, żeby choć na chwilę wrócić do wspaniałej Azji (i nie tylko tam). Pisze o tym na blogu Smak Podróży

Komentarze: Bądź pierwsza/y