Jeszcze moja stopa nie stanęła na islandzkiej ziemi, a już wiedziałam, że będę tu chciała wracać.

Ponieważ wrażenia towarzysza życia i podróży – E. były podobne (w sensie że też mu się od razu tu spodobało, zanim jeszcze wylądowaliśmy na tym księżycu) postanowiliśmy nie zjeżdżać na siłę całej wyspy w 10 dni na około samochodem (co jest dość popularnym sposobem zwiedzania), ale skupić się na konkretnym rejonie, który wynosi zapewne jakieś 2/10 całego kraju. Chodzić na spacery wybrzeżem oceanu, wyprawiać się na niewielkie (około tysięczne) wzgórza, maszerować po zastygłej lawie i turlać się po wszechobecnym mchu.

101 Reykjavik plus

Pamiętać należy, iż Islandia jest sporych rozmiarów. Powierzchnią dorównuje Anglii, jednak gdyby liczyć jej linię brzegową kilometrów by się narobiło wiele więcej, a wszystko wydaje się warte zobaczenia. Tym razem ograniczyliśmy się do dokładnej penetracji półwyspów Reykjavik i Snæfellsness. Resztę kraju postanowiliśmy zobaczyć w innym terminie, najlepiej za parę lat, z dziećmi, bo gdzie indziej na świecie lepiej wytłumaczyć jak działają wulkany i skąd się biorą trzęsienia ziemi?

Islandia - gorące źródła

Zbiorniki z buchającymi gejzerami Blue Lagoon. (Fot. Magdalena Bodnari)

Cmentarz w stolicy Islandii Reykjaviku

Cmentarne dekoracje w Reykjaviku. (Fot. Magdalena Bodnari)

Islandia jest wyjątkowa pod wieloma względami. Między innymi dlatego, iż osiedla ludzkie skupiają się na wybrzeżu, wnętrze wyspy jest trudno dostępnym terenem z wieloma wulkanami i gejzerami, do których jeśli w ogóle można dojechać, to tylko gruntowymi drogami używając samochodu z napędem na cztery koła.

Miasto na Islandii jest właściwie jedno – Reykjavik. Łaziliśmy po ulicach raczej daleko od centrum, bo na głównym deptaku mieszkaliśmy, co sprawiało że bywaliśmy na nim siłą rzeczy. Na liście must-see mieliśmy tylko muzeum fotograficzne, sztuki nowoczesnej i park rzeźby. No i oczywiście cmentarz (ja je lubię i zawsze na nie chodzę, E. ich nie lubi, więc kompromisowo przeszliśmy tylko parę alejek). Wystarczyło nam to jednak by się zorientować, z małą pomocą książki pod tytułem Iceland autora o imieniu Lonely i nazwisku Planet, że imiona są tu nadawane poojcowsko z przyrostkiem odpowiednio do płci dziecka dottir lub son).

Wieczorami jadaliśmy pyszne ryby w lokalnych smażalniach. Ceny ryb wywindowane są, jak wszystkiego na tej pięknej wyspie. Za 100 gram płaci się w przeliczeniu około 20 euro. Na szczęście co chwilę natykaliśmy się na uliczne sieciowe bary o wybujałej nazwie Bæjarins beztu pylsur z pysznymi hot dogami, które reklamuje sam Bill Clinton. (Do 2006 roku w Keflaviku, na południu kraju, mieściła się amerykańska baza wojskowa, co odcisnęło swoje piętno zarówno na architekturze miejscowości – szeregowe domki rodem z Doliny Krzemowej, jak i właśnie na zamiłowaniu do fastfoodów – alternatywą dla smażalni ryb są hamburgerownie).

Zdjęcia z podróży na Islandię - Reykjavik

Port w Reykjaviku. (Fot. Magdalena Bodnari)

W drogę

Drugiego dnia pobytu odebraliśmy nasz, jak się okazało, traktor do poruszania się po trudnych islandzkich drogach. Znalezienie samochodu do wypożyczenia w rozsądnej cenie było bardzo trudne. Po wielu tygodniach poszukiwań trafiłam na stronę firmy sadcars. Smutna nazwa nie wzbudziła w nas niepokoju, auto było w dobrej cenie (zbliżonej do tych na kontynencie), jednak jego stan krzyczał, iż większość kilometrów w swoim życiu przebył po gruntowych drogach, do których wcale nie był dostosowany.

Co by się nie zniechęcić do tej całej zdezelowanej toyoty corolli special series z ’98 od razu poczyniliśmy pierwsze kilometry za miasto. Pojechaliśmy wraz z całym pozostałych motłochem turystycznym (w końcu nim byliśmy) do Blue Lagoon moczyć się w źródełku z buchającym gejzerem. Ilość Japończyków i Amerykanów tak bardzo nas przytłoczyła, że postanowiliśmy zakończyć na numerze jeden poruszanie się po top ten wszystkich przewodników. Choć w samych źródełkach było szczerze wspaniale. Jak to w wysoko rozwiniętych krajach bywa, czip otwierający szafkę miał również funkcję nabijania rachunku w barze. A któż kąpiący się w gorącym źródle oparłby się lodom waniliowym w polewie czekoladowej?

Podróż przez Islandię

Portowe miasto Stykkishólmur. (Fot. Magdalena Bodnari)

Kolejnego dnia wyruszyliśmy do naszej chatki na półwyspie Snæfellsness na farmie Lysuholl, co prawdopodobnie w tłumaczeniu na polski znaczy „cały wiatr z wyspy kumuluje się u nas” lub po prostu „wygwizdowo”. Mieszkaliśmy w małym domku. Był przedpokój z aneksem kuchennym, pokój z kanapą i stołem, sypialnia, łazienka i weranda, z której nie korzystaliśmy. Zbyt wiało. Takich farm jest mnóstwo na całej wyspie, obowiązkowo jednak trzeba rezerwować miejsce mejlowo z wyprzedzeniem.

Polecamy >> Szlakiem gorących źródeł na Islandii

Z okna naszego domku widzieliśmy pastwiska z niezliczoną ilością koni, których grzywy powiewały na wietrze, a na drugim planie dumnie się wznosił Snæfellsjӧkull przez który weszli do wnętrza ziemi Aksel i profesor Lidenbrock w Wyprawie do wnętrza ziemi Juliusza Verne’a. Bardzo chcieliśmy wejść na ten wygasły wulkan, ale gdy się okazało, że trzeba płacić za wejście 40 euro i znaleźć jeszcze cztery osoby (wejścia są możliwe w zespołach 6 osobowych, tylko z przewodnikiem), zrezygnowaliśmy. Średnia wieku turysty odwiedzającego Islandię przekracza 60 lat. I jak się mogę domyślać większość podejścia pokonalibyśmy na skuterach śnieżnych. Na wczasy geriatryczne jak będziemy chcieli jechać to weźmiemy moją Babełe i na pewno nie będziemy z nią wjeżdżać na wulkanolodowiec sprzętem spalinowym.

Magdalena Bodnari

Archeolog, muzealnik, pasjonatka ludzi i świata. Zawodowo koordynuje projektami kulturalnymi w Polsce, a czasem w Europie. Z pasji robi zdjęcia, nie tylko podczas podróży. Prowadzi bloga: magdalenabodnari.blogspot.com.

Komentarze: (1)

Awangardowy Abnegat 30 lipca 2013 o 10:21

„Islandia jest wyjątkowa pod wieloma względami. Między innymi dlatego, iż osiedla ludzkie skupiają się na wybrzeżu, wnętrze wyspy jest trudno dostępnym terenem z wieloma wulkanami i gejzerami, do których jeśli w ogóle można dojechać, to tylko gruntowymi drogami używając samochodu z napędem na cztery koła.”

Naprawdę – niezwykła rzecz:D:D:D:D
To pewnie pierwsza jakakolwiek podróż autorki – na pewno niepełnoletniej, sądząc po stylu:D

Odpowiedz