Ronise mieszka na wyspie Sao Vicente, jednej z Wysp Zielonego Przylądka, wraz z mężem i pięcioletnią córeczką. Po kilku nieudanych próbach znalezienia stałego zatrudnienia, postanowiła ze swojej pasji uczynić źródło dochodu. Zaczarowuje tak niepozorny materiał, jakim są rybie łuski, i zamienia je w pierścionki, bransoletki, spinki do włosów i kolczyki.

Biżuteria z rybich łusek

– Bardzo chciałabym, abym pewnego dnia BioJoia była firmą z prawdziwego zdarzenia i żeby była źródło dochodu dla mnie i innych osób – mówi Ronise. (Fot. Emilia Wojciechowska)

– Ronise, tworzysz biżuterię z rybich łusek. Skąd ten pomysł?

– Od zawsze lubiłam wyrabiać biżuterię i we wszystkim szukałam inspiracji. Pewnego razu zobaczyłam kolczyki z rybich łusek właśnie. Były to bardzo proste, drobne kolczyki. I wtedy pomyślałam: A czemu by nie pójść krok dalej i nie stworzyć bardziej wymyślnych konstrukcji? To było ponad dwa lata temu. Od tego czasu tworzę i ulepszam. Dziś niektóre rzeczy robię inaczej, cały czas staram się być innowatorska, by usprawnić swoją pracę. Z czasem nabrałam też wprawy i praca idzie mi szybciej. Zwracam też uwagę, aby być kreatywną, wytwarzać różnorodne produkty, by sprostać różnym gustom.

– No dobrze, a jak się tego nauczyłaś?

– Sama! Zobaczyłam te kolczyki i zaczęłam szperać w Internecie! I tak krok po kroku nauczyłam się, metodą prób i błędów. Teraz widzę jakąś biżuterię i sobie myślę – zrobię coś podobnego, ale zupełnie inną techniką!

– Skąd bierzesz materiały?

– Z rynku, ze stoiska z rybami! Ale nie kupuję całej ryby (śmiech). Na Cabo Verde można kupić ryby niemalże prosto od rybaka, ale już „po obróbce wstępnej”. Dogadałam się zatem z jedną z osób, która się tym zajmuje i poprosiłam, żeby zamiast wyrzucać łuski, przygotowywała je dla mnie. Nie każda łuska się nadaje. Różnią się od siebie wielkością i grubością – on wybiera te, które będą mi potrzebne, segreguje, oczyszcza, myje i suszy. Wtedy ja je odbieram. Już wtedy są czyste i nie mają rybiego zapachu, ale ja w domu je ponownie myję i gdy wyschną, barwię na różne kolory. Następnie wycinam kształty i łącze ze sobą tak, aby przybrały postać pierścionka, kolczyków czy naszyjnika.

Tak naprawdę problem pojawia się przy innych elementach – takich jak zapięcia itp. Nie ma ich tu na Cabo, sprowadzam je z Europy, głównie z Portugalii, co niestety podraża koszty produkcji. Przywożą mi je przyjaciele, a nawet turyści!

– A jak z trwałością takiej rybiej biżuterii?

– Każdy typ łuski służy do przygotowania innego produktu – jedne znakomicie sprawdzą się jako materiał na kolczyki, inne zaś jako surowiec na naszyjniki. Wszystkie, które wykorzystują są bardzo trwałe! Łuski są jak kobiety, wydają się bardzo kruche, ale tak naprawdę, są niezwykle wytrzymałe! (śmiech)

– Swoja firmę nazwałaś BioJoias czyli po polsku BioBiżuteria.

– Tak, bo oparta jest na idei recyklingu. Nadaję rybim łuskom drugie życie. Staram się też używać jak najwięcej materiałów naturalnych.

– Ile czasu zajmuje zrobienie jednego prostego naszyjnika?

– Wszystko robione jest ręcznie, w dużej mierze szydełkiem. Zrobienie prostego naszyjnika zajmuje mi około godziny. Ale bardziej skomplikowane mogą pochłonąć nawet cały dzień! Jest to praca wymagająca skupienia się i koncentracji, optymalnie jestem w stanie zrobić dwie sztuki dziennie.

– Biżuteria z rybich łusek to hobby czy praca?

– Z wykształcenia jestem technikiem turystyki i hotelarstwa i kiedyś BioJoia to było tylko hobby. Kiedy pracowałam, wyrabiałam biżuterię po pracy, w wolnych chwilach. Nie było to łatwe, bo jest to zajęcie, które wymaga wiele cierpliwości! Ale zdarzyło się, że w ciągu krótkiego czasu zmieniałam pracę. Za tym trzecim razem pomyślałam: Basta! Teraz biorę sprawy w swoje ręce i poświęcę się biżuterii. Nawet gdyby teraz pojawiła się oferta pracy, nie przyjęłabym jej. Po ośmiu godzinach pracy, ciężko robić to, co się kocha! A BioJoia to jest to, czemu chcę się poświęcić i inwestować, aż uda mi się spełnić swoje cele.

Lubie turystykę, ale tak naprawdę i moja biżuteria daje jakiś wkład w tę sferę, bo jest produktem w stu procentach kabowerdeńskim, którzy turyści mogą zabrać do domu. Teraz biżuteria jest połączeniem hobby i pracy i mam nadzieję, że otworzy nowe możliwości nie tylko dla mnie, ale też dla innych osób. Na przykład dla osoby, która na co dzień czyści ryby – jest to zajęcie mało dochodowe. Dając jej dodatkowe zajęcie w postaci przygotowywania dla mnie łusek, stwarzam dla niej możliwości dodatkowego zarobku. Mam też do pomocy jedna dziewczynę, i dla niej jest to okazja. Na razie jesteśmy tylko we dwie, ale cudownie byłoby stworzyć miejsca pracy dla większej liczby osób!

Bardzo chciałabym, abym pewnego dnia BioJoia była firmą z prawdziwego zdarzenia i żeby była źródło dochodu dla mnie i innych osób.

– Wspomniałaś, że często zmieniałaś miejsce zatrudnienia. Jak jest z pracą?

– Nie jest łatwo, zwłaszcza kobietom. Możliwości jest mało i płacom mało, ogólnie, nie tylko kobietom. Myślę, że akurat jeśli chodzi o wysokość zarobków, zjawisko dyskryminacji ze względu na płeć nie jest znaczne. Ja mam szczęście, że mój mąż pracuje, ale jeśli musiałabym sama się utrzymać, ze średnią pensją nie byłoby łato. Wypłata mojego męża jest zatem pewnego rodzaju filarem, ale nie może tak być cały czas. Nie chcę, żeby tak było. Krok po kroku staram się to zmienić , choć wiem, że jestem dopiero na początku swojej drogi.

– Jak idzie?

– Cieszę się, że jest odzew i to bardzo pozytywny. I to dodaje mi siły. Kiedy mogę, uczestniczę w targach i spotkaniach, ale na razie sprzedaję tylko tu w Mindelo (stolica Wyspy Sao Vicente, na której mieszka Ronice – przyp. red.). Nawiązałam już kontakty na wyspach Sal i Boa Vista (najbardziej turystyczne wyspy Cabo Verde – przy. red.), rozmawiam z hotelami i innymi punktami, w których mogłabym sprzedawać swoje produkty. Takie próby podjęłam już w przeszłości, ale partner nie okazał się godny zaufania, ale nie zrażam się i spróbuję z nowymi współpracownikami.

– Znasz wiele kobiet takich jak Ty?

– O ile mi wiadomo, jestem jedyną, która wyrabia biżuterię z rybich łusek. Ale wydaje mi się, że jest wiele kobiet, które starają się wziąć sprawy w swoje ręce. Każda ma swój styl, robi to co potrafi, z czego się da – muszli czy ziaren. Są stowarzyszenia, ale ja nie należę do żadnego z nich. Zniechęcają mnie kłótnie i intrygi, które w nich panują. Szkoda, bo informacje o różnego rodzaju wydarzeniach w pierwszej kolejności wędrują do stowarzyszeń. Ale tak wolę.

– Czy sama chodzisz w swojej biżuterii?

– Podoba mi się, ale nie, na co dzień raczej jej nie używam. Założę najwyżej bardzo proste kolczyki, ale tylko dlatego, że używam niewiele ozdób. Poza tym, choć nie potrafię tego wytłumaczyć, o wiele większą przyjemność sprawia mi, kiedy widzę na innych osobach! (śmiech)

– A Twojej córeczce podoba się biżuteria z rybich łusek?

– O tak! Uwielbia podpatrywać mnie przy pracy i sama też chce tworzyć! I świetnie sprawdza się w marketingu i reklamie. Kiedy ktoś ja pyta: Kim jesteś? Ona odpowiada: Jestem córką Ronise. Nie znasz Ronise? Ona robi biżuterię z rybich łusek! Robi naszyjniki, kolczyki! I często droczy się ze mną przezywając mnie Ronise Clarice Schema di Peixe (Ronise Clarice Rybia Łuska). A mąż się do tego przyłącza! (śmiech)

Emilia Wojciechowska

Godzinami mogłaby siedzieć w kinie, całymi dniami jeździć na rowerze, wieczorami słuchać muzyki, nocami snuć plany, a w nieskończonej jednostce czasu - podróżować.

Komentarze: Bądź pierwsza/y