Dla Kapitana Drew i Inge

Jak złapać jachtostop? Kiedy pierwszy raz weszłam na pokład dwumasztowej żaglówki, by przez kolejnych jedenaście dni opływać malowniczy archipelag Langkawi na Morzu Andamańskim, nie przypuszczałam, że świat żeglarstwa na zawsze mnie oczaruje. Ale jak nawiązać kontakt z kapitanami, jak wygląda dzień na łodzi i co warto zwiedzić w jednym z najatrakcyjniejszych regionów Malezji?

Pierwsze spotkanie z kapitanem

– Czy macie doświadczenie w żeglowaniu? – dopytuje Drew, trzydziestoparoletni Australijczyk – nasz potencjalny kapitan.

– Opływałam już przez kilka tygodni Karaiby – mówi Inge, Holenderka, z którą zaprzyjaźniłam się w podróży. Na pomysł, byśmy dalszą część wyprawy plecakowej po Malezji kontynuowały jachtostopem, wpadła właśnie ona.

Ja jeszcze nigdy nie żeglowałam – mówię, ale na szczęście nie jest to przeszkodą.

– Czy jesteś nudystą? – Drew robi wielkie oczy na Inge. – Bo widzicie, ja kiedyś umówiłam się na rejs z jednym kapitanem i mnie o tym nie uprzedził. Wypływamy na pełne morze, a on zdejmuje gacie. Facet był w porządku, ale przez całe dnie łaził z gołą dupą i to naprawdę mnie wkurzało -Inge marszczy czoło, a my wybuchamy śmiechem. Wszyscy przysięgamy sobie, że nikt z nas nie praktykuje nagości na łonie natury.

Jak podróżować jachtostopem

15-metrowy kecz Malmuirie Vagabond, dom Drew. (Fot. Kapitan Drew)

Udało się! Pojutrze wypływamy! W gwarnej knajpce w Pantei Cenang, najbardziej znanej plaży wyspy Langkawi, dogadujemy szczegóły rejsu: zakupy, podział zadań, koszta i ogólne oczekiwania. Ostatecznie dorzucimy się jedynie do kosztów jedzenia, a w razie poważniejszych konfliktów kończymy wspólny rejs. Słusznie – obce osoby, różne charaktery i upodobania.

– Żyjąc wspólnie na małej powierzchni, ważne jest byśmy byli zgrani, jako załoga – dorzuca Drew.

Podróż pod żaglami w egzotycznym zakątku Ziemi właśnie się rozpoczyna.

Dziewięćdziesiąt dziewięć egzotycznych wysp i wysepek

W słonecznej i przyjaznej Malezji, tubylcy najchętniej spędzają czas wolny na Archipelagu Langkawi. Wokół głównej wyspy Pulau Langkawi, wyrasta z morza dziewięćdziesiąt dziewięć mniejszych wysepek, porośniętych tropikalnymi lasami deszczowymi, z pięknymi piaszczystymi plażami. Są to prawdziwe cuda natury – Geopark Kilim posiada status UNESCO, – które przyciągają rzesze turystów oraz miłośników nurkowania. Również żeglarze z całego świata, chętnie na dłużej zatrzymują się w małych zatoczkach na kotwicowiskach lub w dobrze zorganizowanych marinach.

Zanim ruszymy w stronę jachtu, wszyscy robimy wielkie zakupy. Langkawi objęta jest strefą wolnocłową, więc w markecie dosyć tanio robimy zapasy żywności, a na straganie dokupujemy żółciutkie mango oraz czerwone, pokryte kolczastą skorupką rambutany. Uwijamy się szybko, bo czternastometrowy kecz, czeka już na swojego kapitana i nową załogę.

Nareszcie! Wchodzimy na pokład. Przez kolejnych jedenaście dni, piękna, dwumasztowa żaglówka, będzie jednocześnie naszym domem.

Życie na łodzi płynie inaczej

Pierwsze dni rejsu i życia na łodzi zaskakują i zachwycają jednocześnie. Zarówno widoki z pokładu, prostota życia, jak i wolniejszy rytm kuszą, by na żaglówce zamieszkać na zawsze. Razem z Inge dzielimy dwuosobową koję na rufie. Jacht wyposażony jest w łazienkę z popsutym prysznicem, niedużą kuchnię; w przepięknej, obszernej mesie, znajduje się stół i nawet biblioteczka z książkami.

Łódź wywiera ogromne wrażenie. W czasie rejsu, szybko się zaprzyjaźniamy i wszyscy w równym stopniu uczestniczymy w codziennych obowiązkach związanych z przygotowaniem posiłków i dbaniem o porządek. Zaraz po śniadaniu kapitan Drew wyciąga z wody kotwicę. Miejsca, które mijamy to prawdziwe cuda natury! Przepływamy między wysokopnącymi się klifami wapiennymi, bujnie porośniętymi namorzynami – wiecznie zielonymi drzewami i krzewami. Co jakiś czas wbijamy pazur kotwicy w dno, przesiadamy się na dingi i wiosłujemy do brzegu kolejnej wysepki, organizując wycieczki w głąb lądu. Stąd przedzieramy się przez dżunglę, by zwiedzić jaskinie lub odnaleźć słodkowodne jeziorka.

Wieczory spędzamy przeważnie na pokładzie. Wspólnie zwijamy żagle, a potem łowimy ryby, gramy w karty lub rozprawiamy do świtu o życiu i marzeniach. No chyba, że nadciąga szkwał – porywisty wiatr często dopada łodzie o tej porze roku – wtedy nasze życie toczy się w mesie.

Rankiem bierzemy prysznic – chłodnawa deszczówka nałapana w nocy w wiadro szybko nas orzeźwia. Wciągamy żagle i już suniemy po błękicie morza, docierając do uroczych zatoczek. W miejscach szczególnie obleganych przez turystów warkot silników motorówek i skuterów wodnych zakłóca ciszę.

Okoliczne biura podróży oferują Islands hoping – szybkie zwiedzanie kilku wysepek w ciągu jednego dnia. Wspaniale, że możemy rozkoszować się okolicą bez pośpiechu i nie musimy ograniczać do rutynowych tras! Bujamy się pomału na niewielkich falach pomiędzy wysepkami i płyciznami, a Drew wyjaśnia nam podstawy teorii żeglowania, pokazuje jak wiązać przydatne węzły, uczy jak trzymać kurs. Życie na łodzi płynie inaczej, ale przede wszystkim bardzo przyjemnie.

Porzucić świat dla pokładu

A jak wygląda życie tych, którzy na stałe żyją na jachcie? Na jednej z dzikich plaż, gdzie całe popołudnie bujamy się w hamakach, spotykamy starego wilka morskiego, Svena. Właśnie zszedł na ląd, by wyprowadzić swojego wyżła na spacer.

– Tam jest mój jacht – szwedzki emeryt wskazuje na dziewięciometrową, starą łajbę i rozgaduje się na dobre. – Trzydzieści lat żyję na morzu! Już dwa razy samotnie opłynąłem kulę ziemską i zawsze wracam na Langkawi. Kocham życie na morzu, zapach wody i wiatru. I to uczucie wolności i harmonii z otaczającą przyrodą! Nie mógłbym żyć inaczej. Moja psina też, co kolego? -Sven bawi się ze swoim czworonożnym kumplem.

Oprócz bezpłatnych kotwicowisk pośród dzikiej przyrody, na miejsce noclegu wybieramy czasem też marinę. Przystanie w Lankgawi mają bardzo wysoki standard. Prysznice, wifi, świetlica, w pobliżu wiele małych restauracyjek lub pływające farmy rybne, gdzie można skosztować frykasów morza. W odnowionej po tsunami, pięknej marinie Telaga, poznajemy kolejnych miłośników życia na jachcie. Starsza para z Anglii, Elisabeth i John, posiadają dom, ale od dziesięciu lat mieszkają na łodzi.

– Życie na morzu to wielka przygoda! Codziennie jesteśmy w innym miejscu, mamy przyjaciół na całym świecie. W ciągu tego czasu tylko raz mieliśmy tak ogromny sztorm, że byłam pewna, że pójdziemy na dno. Hm…, może czas się już ustabilizować? Mam ponad sześćdziesiąt lat i chyba zaczynam się troszkę starzeć – chichocze Elisabeth.

– A co z Tobą Drew? – pytamy naszego kapitana, gdy o zmroku wszyscy rozsiadamy się na pokładzie.

– Pracuję na platformach wiertniczych w Australii, opowiada, upijając duży łyk Capitana Morgana, ulubionego rumu. – W każdej wolnej chwili przylatuję na Lankgawi, na łódź, w której czuję się najlepiej. Mogłem kupić dom, ale wybrałem jacht. Życie jest proste, ale ja kocham przyrodę i wolność. Kiedyś zamieszkam na łajbie na stałe i jak Sven opłynę świat – opowiada pewny siebie.

Zaczynam rozumieć, dlaczego tak wielu ludzi decyduje się porzucić dotychczasowe życie i nie tylko żegluje w wolnym czasie, ale na stałe przeprowadza się na jacht. Widoku z pokładu, gdzie dookoła rozciągają się błękity morza i nieba, nie da się z niczym porównać. Widocznie też, mimo niewygód i prostoty, służy im życie z dala od zgiełku i gonitwy dnia codziennego, za to z dużą dawką słońca i codziennymi przygodami na egzotycznych wyspach.

Skybridge w Malezji

Skybridge – most wiszący nad lasem tropikalnym. (Fot. Anna Nowotna)

Inne atrakcje Lankgawi

Na plaży Pantei Canang, najbardziej turystycznej w tym rejonie, można załatwić prawie wszystko. Od wypadu do farmy krokodyli, parku z wężami, po kurs nurkowania lub lot paralotnią, także wypożyczyć skutery.

Zanim przeniosłam się na łódź Drew, właśnie jednośladem pędziłam krętymi drogami, podziwiając okoliczne wioski czy plantacje mango. Dwadzieścia minut jazdy od plaży Pantei Cenang, znajduje się Panoramic Car Cable – kolejka linowa. Odstawiłam skuter i już po chwili kołysałam się w wagoniku. Najpierw dotarłam do środkowej stacji, na wysokości sześciuset pięćdziesięciu metrów. Przesiadka i znowu mozolny wjazd. Korony drzew daleko pode mną, a psotny wiatr huśtał wagonikiem. W końcu nagroda! Imponujący widok z platformy położonej na wysokości ponad siedmiuset metrów i z dostępem do Skybridge – podniebnego mostu – na las tropikalny, wodospady i błękity Morza Andamańskiego z kołyszącymi się żaglówkami.

Jak złapać jachtostop?

Jachtostop to opcja dla każdego, kto szuka przygody i chce zdobyć pierwsze doświadczenie żeglarskie. Ale jak złapać jachtostop?

Razem z Inge pytałyśmy w marinach. Rozwiesiłyśmy ogłoszenia w tej największej, The Royal Langkawi Yacht Club’s Marina w Kuha, stolicy Langkawi. Jednak kontakt z naszym kapitanem Drew nawiązałyśmy poprzez stronkę couchsurfing.com, gdzie istnieje grupa Sailing – Sea, Sun and Blue Sky fanatics.

Inge, która opływała już wcześniej Karaiby, wspomniała, że kapitanów oraz łodzie zmierzające do upragnionych miejsc, można znaleźć również na stronach: www.7knots.com, www.findacrew.net i www.sailnet.com.

Za jachtostop nie płaci się opłaty za rejs. Uczestnicy odpracowują swój udział gotując, sprzątając, konserwując drewno, sterując, etc. Ewentualnie dzieli się koszty za wyżywienie lub dorzuca pieniądze do paliwa. Aby stać się częścią załogi, dobrze jest mieć doświadczenie w żeglarstwie, ale nie jest to wymóg konieczny, jak było to w moim przypadku.

Zdecydowanie warto próbować wielu rzeczy w życiu, by odkryć dla siebie te, które na zawsze staną się dla nas inspiracją lub pasją. Jachtostop to nie tylko wielka przygoda, odkrywanie egzotycznych miejsc z pokładu łodzi i rozwijanie umiejętności żeglarskich. Jest to często doskonała możliwość wniknięcia na chwilę w świat ludzi, którzy na swój dom wybrali żaglówkę i żyją niestandardowo, ciesząc się nie tylko pięknem świata, ale codzienną przygodą i wolnością.

Anna Nowotna

Nomadka - od wielu lat albo w drodze, albo w trakcie przeprowadzki do kolejnego kraju. Uwielbia wyruszać w samotne wyprawy z plecakiem, języki obce i rozmowy z pozytywnie zakręconymi ludźmi. Ulubione słowa: wolność, marzenia i przygoda. O obecnej podróży, tym razem pod żaglami opowiada na Bliski Jacht.

Komentarze: 2

Maja 26 lutego 2015 o 12:29

Brzmi jak świetna zabawa. Będę mieć nieco czasu wolnego w maju po egzaminach, to się zastanowię nad Langkawi. Do teraz nie miałam tej wyspy w planach (mimo że mieszkam w Malezji), bo myślałam, że jest przereklamowana, ale Ty odkryłaś sposób, aby zobaczyć Langkawi z innej strony!

Odpowiedz

Jagoda 1 marca 2015 o 9:12

Świętna przygoda. Ale chyba i terapia: przez tyle dni z ludźmi, którzy mają totalnie odmienne spojrzenie na życie. Slow life, wyspa, jacht, wspólne niespieszne posiłki… Znakomite!

Odpowiedz