Chyba nigdy nie zdarzyło mi się, by książka, o której tak niewiele wiedziałem biorąc ją do ręki, tak szybko wzbudziła we mnie sprzeczne uczucia, jak miało to miejsce w przypadku Pisane słońcem Maćka Roszkowskiego. (Piszę Maciek, bo tak autor przedstawia się na okładce.)

Z jednej strony moje obawy wzbudził tytuł jak z wiersza 17-letniego poety, któremu daleko jednak do Rimbauda. Przestraszyłem się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem tytuły niektórych rozdziałów: Zanikający horyzont przyzwyczajeń, Zauważając gwiazdy na niebie czy W stronę naturalnej nicości. O nie! – pomyślałem – to będzie jakieś egzaltowany, pozujący na głębię, mętny bełkot. A z drugiej stronie na obwolucie polecenia od nie byle kogo: redaktora naczelnego wspaniałych reporterskich Kontynentów Dariusza Fedora i niezwykle przez mnie cenionego Pawła Smoleńskiego. Ci by do byle czego nie zachęcali, uznałem.

Uprzedzając fakty recenzenckie: przez całą lekturę miotałem się między sympatią dla autora a poczuciem, że potwornie skrzywdził drzewa dając powód, żeby przerobić je na papier potrzebny do wydrukowania jego książki.

Maciek Roszkowski przemierzył praktycznie całą Azję – od Turcji po Japonię i Indonezję Malezję (zmiana po komentarzu autora i samobiczowaniu się recenzenta Mój bład, po… mi się z Malezją –  przyp. red.). Klasyczny backpacker, couchsurfer, człowiek chwytający każdą okazję, żeby zobaczyć coś nowego. To mu się udało, ale, co należy mu zdecydowanie poczytać do zasług, nie zdecydował się poinformować nas o każdym co ciekawszym szczególe ze swoich podróży. Ważnym elementem sztuki pisania jest umiejętność wybrania tego, o czym nie pisać. Jest tego, wbrew pozorom, strasznie dużo, a moje doświadczenia z początkującymi podróżnikami-pisarzami wskazują, że raczej słabo sobie z tym radzą.

Roszkowski dokonał selekcji, a potem kategoryzacji, trochę geograficznej, trochę tematycznej. Rozdziały to osobne całości, można je czytać nie przejmując się chronologią. Jedną z konsekwencji takiej organizacji książki jest to, że poszczególne części są sobie nierówne. Mnie przekonywały te fragmenty, w których Autor z dyskretną ciekawością opisywał rzeczy mi nieznane. Budziła się wtedy we mnie tęsknota za drogą. Niestety, Maciek Roszkowski nie zawsze umiejętnie rozpoznawał swoje ograniczenia.

Pierwszym błędem było podejmowanie prób nadania tekstowi wartości poetyckich. Czasem kończyło się to kiczem (jak w przywołanych już tytułach rozdziałów), czasem wręcz popadało w niezamierzoną śmieszność (jak w zdaniu: Pozwoliło to nam zagłębić się w ciszy w przyrodę, samych siebie oraz trud spoconego przemieszczania się do dżungli). Takie konstrukcje bolą jeszcze bardziej, gdy konfrontuję je z czytaną przez mnie aktualnie książką Colina Thubrona, mistrza w przekładaniu na język pisany piękna przyrody czy własnych przeżyć emocjonalnych.

Drugą rzeczą, która mi poważnie przeszkadzała, była płytkość wielu spostrzeżeń. Dzieci w Laosie są biedne, ale szczęśliwe, a polskie to tylko komputery i zero przyjaciół. Albo, skoro mowa o Polsce, na naszych wsiach jest źle, bo alkoholizm. Chciałbym zapewnić autora, Warszawiaka, że w jego rodzinnym mieście nie pije się aż tak znowu mniej niż na wsi, tylko za większe pieniądze. No i na prowincji raczej nie ma dostępu do dizajnerskich dragów.

Gdy pojawia się szansa na nieco głębsze spojrzenie, pozostaje niewykorzystana. Na Tajwanie autor trafia do świątyni, gdzie po oględzinach kapłanki zaczyna odczuwać ucisk w barku. Koleżanka tłumaczy, że został wypędzony zły duch. I co? I nic! Koniec wątku. Nawet próby pójścia np. tropem wskazywanym przez pytanie: A gdyby to polski lekarz postawił mi diagnozę, że boli mnie z powodu duchów, to co bym o nim pomyślał? Gdzie indziej Roszkowski opisuje spotkanie z Kirgizem-gejem. Znowu, żadnej wnikliwości w drążeniu tematu. Ot: Wow, w Kirgistanie są homoseksualiści, ukrywają się, ale ja jednego spotkałem!. Tyle wystarczy na kumplowską rozmowę, od książki oczekuję czegoś więcej.

Jeśli chodzi o trzecią poważną wady Pisanego słońcem to mam wątpliwości co do jej charakteru. Otóż Maciek Roszkowski generalnie prezentuje wiele życzliwości wobec spotykanych ludzi, bez względu na ich narodowość czy kolor skóry. Co jakiś czas znajduję jednak sformułowania, które każą mi się zastanowić: Czy to tylko niezręczności stylistyczne, czy być może wskazują na coś gorszego, co kryje się w tle? Sam byłem zdumiony tym wszystkim, co Chińczycy robią w swoich parkach miejskich, ale nawet żartem nie poważyłbym się porównać tych aktywności do szpitala psychiatrycznego. Nie wiem, jak zareagowałbym, gdyby w mojej obecności jakieś dziewczyny z innej kultury kąpały się topless, ale w opisie na pewno unikałbym stwierdzeń typu „laski z biustem na wierzchu”. I czy autor poważnie traktuje napotkane osoby, skoro kilkakrotnie pisze o ich otwartych ze zdziwienia buziach? „Buzie” mają dzieci – gdy używa się tego słowa w odniesieniu do dorosłych, brzmi to protekcjonalnie. Bardzo śmiesznie gadali, gdy mowa o melodii języka a nie sensie wypowiedzi, też trąci poczuciem wyższości. Mógłbym podać jeszcze kilka przykładów.

Sformułowania tego typu przyjmuję z niechęcią. Przedstawiciele egzotycznych kultur to nie eksponaty w ludzkim zoo prezentowane ku naszej rozrywce. Ale, jak wspomniałem, to wszystko może być kwestią braku wyczucia stylu, co nie usprawiedliwia Maćka Roszkowskiego jako pisarza, ale ratuje jako człowieka. Skoro zaś o stylu mowa, redaktorka książki nie najlepiej się spisała. Być może ma inna niż ja opinię na temat poezji języka, ale powinna wyłapać takie rzeczy, jak kilkukrotne powtórzenia pewnych zwrotów w krótkich odstępach czy gwałtowne, a niczym nie uzasadnione zmiany tonu emocjonalnego tekstu.

Pisane słońcem ma swoje zalety. Niektóre fragmenty są dobrze napisane i dają tego kopa do wyrwania się z domowych pieleszy. Roszkowski udowadnia, że podróż przez świat jest czymś raczej pięknym niż groźnym. Zdjęcia – a książka jest nimi bogato ilustrowana – prezentują przyzwoity poziom. Jednak wad jest tyle, że zaczynam się zastanawiać, co Paweł Smoleński w tej książce dostrzegł. Wracam do jego wypowiedzi cytowanej na obwolucie.

Lubię gdy o tym [podróży – przyp.red.] opowiadają. Z namysłem właściwym ludziom dojrzałym lub z entuzjazmem przynależnym młodzieży. Tak, to jest właśnie dla mnie problemem. Maćkowi Roszkowskiemu nie brakuje entuzjazmu, ani wtedy, gdy jedzie, ani wtedy, gdy pisze. To pociąga. Jako czytelnik oczekuję jednak również namysłu, nawet od młodego autora. Tego ostatniego Pisane słońcem nie dostarcza w wystarczających ilościach. Wiem po lekturze tej książki, że na świecie bywa ciekawie i egzotycznie, ale nie wiem, co z tego wynika.

Maciek Roszkowski, Pisane słońcem. Wydawnictwo Axis Mundi, 2014

Jan Marković

Człowiek, który nie zna się na podróżowaniu, ale od czasu do czasu to robi - dlatego, że lubi dni, które pamięta się w całości, a o takie łatwo w drodze. W trakcie swoich wycieczek zdobył wiele wrażeń. Niektóre spisał.

Komentarze: 26

Maciek Roszkowski 17 lipca 2014 o 17:06

Niestety w recenzji znalazły się bardzo duże przeinaczenia, co sugeruje, że Jan Marković co najwyżej przeleciał tylko po książce w ogóle nie próbując się w nią zagłębić. Przez to recenzja według mnie ma małą wartość.

Zacznijmy od tego, że „Pisane słońcem” do tej pory nie miało ani jednej negatywnej opinii. Można to zobaczyć w internecie. Moją książkę czytał zarówno Paweł Smoleński, Dariusz Fedor naczelny Kontynentów, pani współpracująca z Centrum Studiów i Badań Ryszarda Kapuścińskiego, kilka blogów podróżniczych, blogi recenzenckie, monoloco, redaktor naczelny Witaj w Podróży… wszyscy wyrazili się pozytywnie zarówno o treści, zdjęciach, jak i formie graficznej. A tu nagle miażdżąca opinia z Peron4. Zresztą jak można zobaczyć inne opinie o innych książkach podróżniczych, są w podobnym co ta prześmiewczym, sarkastycznym tonie. Oni jadą po czym się da, bo jad to takie proste zagranie i na pewno da się poprzez niego wybić ponad zgiełk informacji, jaki jest obecny w internecie. Mogłem się spodziewać, że książka promująca wartości pozytywne, nastawione na relacje, przekraczanie własnego ego, poetyckie czy duchowo-mistyczne nie znajdzie uznania na tej stronie. Zwróćcie uwagę jak w tej recenzji pozytywne strony książki zostały ukazane z negatywizmem i krytycyzmem!

Odnosząc się do treści. Zacznijmy od szczegółu, ale sugeruje on brak choćby powierzchownego wczytania się w tekst. „Maciek Roszkowski przemierzył praktycznie całą Azję – od Turcji po Japonię i Indonezję.”
Otóż nigdy nie byłem jeszcze w Indonezji. Wybieram się do niej dopiero w najbliższą zimę. Przemierzyłem wiele krajów Azji, ale tam jeszcze nie byłem.

Po drugie książka miała mniej opowiadać o samych miejscach na poziomie wydarzeń i ciekawostek, a bardziej o podróży w głąb siebie i świata. Poprzez kontakt ze światem zewnętrznym nie tylko go odkrywam, ale także poznaję samego siebie. Na poziomie umysłowym, emocjonalnym i duchowym. Myślę, że ten poziom emocjonalny i duchowy recenzentowi najbardziej przeszkadzał. Gdybym skupił się tylko na umyśle wszystko byłoby zrozumiałe. Jest to zgodne z naszą racjonalistyczną kulturą. Ale jak ktoś już próbuje odbyć podróż w głąb emocji, duszy i Ducha to już mu biada. Zostanie posądzony o bycie piszącym wiersze nastolatkiem, bo przecież nastolatkowie tylko mogą próbować pisać coś w sposób poetycki czy przeżywać doświadczenia duchowe. My racjonalni dorośli powinniśmy skupić się na umyśle i opowiedzieć z tej perspektywy nasze historie. Ja się po prostu z tym stwierdzeniem nie zgadzam. Przeżywam świat wielowymiarowo i wielopłaszczyznowo i w taki sposób staram się o tym pisać.

Nie zamierzałem pisać książki w której bym podawał wiele szczegółów dotyczących krajów. Takich książek jest multum (wiele dobrych) i każdy pasjonat literatury podróżniczej już ma wiele możliwości zdobycia informacji. Moim celem było jednak opisania jak te miejsca mnie zmieniły i do czego doprowadziły. „Pisane słońcem” to książka bardzo osobista.

Jednak najbardziej przykre w tej recenzji jest to, że autor posądza mnie o brak szacunku względem innych kultur. Próbuje wzbudzić powątpiewanie o moim nastawieniu dwoma słowami wyrwanymi całkowicie z kontekstu. Wystarczy przeczytać rozdział „Najszczęsliwsze dni życia” i zobaczyć w jakiej luźnej jest konwencji, żeby zrozumieć, że laski z biustem na wierzchu są tylko i wyłącznie zabiegiem stylistycznym pasującym do reszty (zaraz przecież pojawia się sformułowanie przystojniacha). Styl tego rozdziału jest bardzo potoczny i taki miał być. Prosty język odpowiadający o prostych doświadczeniom. I tak panie Marković w żadnym wypadku ten rozdział nie miał na celu pokazanie, że „dzieci w Laosie są biedne, ale szczęśliwe, a polskie to tylko komputery i zero przyjaciół.” Oj ani trochę. To raczej moja nostalgiczna refleksja o stanie dzieciństwa, o tym jak włócząc się po takich wioskach w Laosie przypominałem sobie swoje własne dzieciństwo, kiedy nie było jeszcze komputerów i całe dnie spędzałem z chłopakami i dziewczynami łapiąc ryby w łubiankę, obserwując ptaki i ćwicząc z innymi dziećmi interakcje społeczne. No i dokładnie to samo zobaczyłem w Laosie i o tym doświadczeniu nostalgicznego ciepła napisałem. Nie zaprzeczajmy też, że dzieci teraz spędzają o wiele mniej czasu z rówieśnikami czy w przyrodzie, a więcej w wirtualnym świecie. Mamy też w naszej nowoczesnej kulturze mocną presję na indywidualizm i egoizm. To nie są moje wymysły, ale fakty. Jednak totalnym nieporozumieniem jest spłaszczanie całego rozdziału „Najszczęśliwsze dni życia” i ukazywanie jego przekazu : dzieci w Laosie są biedne, ale szczęśliwe, a nasze może w lepszym standardzie a nieszczęśliwe.

No i pół dzieciństwa spędziłem na wsi, każde lato, często też ferie zimowe i do tej pory często jeżdzę i proszę nie posługiwać się stereotypem Warszawiaka, że on myśli o wsi jako ostoi alkoholizmu. Gdzie ja to napisałem? Napisałem tylko, ze w porównaniu z Laosem u nas jest więcej agresji i alkoholizmu, a nie, że wszyscy na wsi są alkoholikami.

Odnosząc się jeszcze do pana wątpliwości o moim braku szacunku do innych kultur i fragmentu recenzji : „I czy autor poważnie traktuje napotkane osoby, skoro kilkakrotnie pisze o ich otwartych ze zdziwienia buziach? „Buzie” mają dzieci – gdy używa się tego słowa w odniesieniu do dorosłych, brzmi to protekcjonalnie.”.

Nigdy bym nie wpadł, że buzia może być sformułowaniem obraźliwym. Zawsze mi się wydawało to słowo czułe i pozytywne. No i przecież w języku polskim istnieje sformułowanie „mieć otwartą buzię ze zdziwienia”. Według mnie panie Marković, jak się nie ma argumentów, to trzeba coś napisać ostro, pośmiać się z kogoś, z jego sformułowań i w tym całym szyderstwie zgubi się gdzieś to czy uwaga ma jakiś racjonalny sens. A szyderstwo pozostanie i na pewno zwróci uwagę.

Zacytuję jeszcze fragment recenzji :
„Na Tajwanie autor trafia do świątyni, gdzie po oględzinach kapłanki zaczyna odczuwać ucisk w barku. Koleżanka tłumaczy, że został wypędzony zły duch. I co? I nic! Koniec wątku. Nawet próby pójścia np. tropem wskazywanym przez pytanie: A gdyby to polski lekarz postawił mi diagnozę, że boli mnie z powodu duchów, to co bym o nim pomyślał?”

Jak to nie kontynuuję wątku. Kontynuuje jak najbardziej. Opisuję następne doświadczenia z duchami Azji Wschodniej, aż do finału w Kazachstanie. Rozumiem, że można pójść tropem który pan zaproponował, ale można też pójść moim tropem. I dlaczego pana miałby być lepszy?

Idźmy dalej tym fragmentem recenzji:
„Gdzie indziej Roszkowski opisuje spotkanie z Kirgizem-gejem. Znowu, żadnej wnikliwości w drążeniu tematu. Ot: Wow, w Kirgistanie są homoseksualiści, ukrywają się, ale ja jednego spotkałem!. Tyle wystarczy na kumplowską rozmowę, od książki oczekuję czegoś więcej.”
Rozdział „Rozmowy przy kuchennym stole” nie dotyczy homoseksualizmu! Dotyczy spowiedzi i bliskości jaka wynika z faktu, że jest się goszczonym przez kogoś przez chwilę i można mu opowiedzieć najintymniejsze rzeczy. Rzeczy które przyjaciołom się nie opowiada. Homoseksualizm, i choćby to że w Kirgistanie pije się wódkę z muzułmanami, to tylko wątki poboczne. Sens rozdziału jest inny.

Napiszę szczerze. Dawno nie widziałem recenzji, która by tak operowała zdaniami, zwrotami wyrwanymi z kontekstu. Która ubolewa nad tym, że ktoś może podchodzić do rzeczywistości poetycko i przeżywać ją w sposób duchowy. Recenzji, która już na wstępie sugeruje, że recenzent nie przeczytał dokładnie książki. W której jad i sarkazm jest ważniejszy od konstruktywnej krytyki.

Odpowiedz

Maszynista Jasiek 17 lipca 2014 o 18:09

Drogi Autorze,

Nie mam zwyczaju odpowiadać na komentarze do swoich tekstów. Uważam, że moja rola kończy się w momencie oddania ich do publikacji. Sądzę, że to rozsądna strategia, ale skoro sam autor recenzowanej książki podchodzi inaczej do sprawy, to i ja zrobię wyjątek. Zaznaczam przy tym, że nie będę się wdawał w żadne późniejsze dyskusje. Pokrótce:
1. Zapewniam, że przeczytałem książkę, i to bardzo uważnie. Liczba cytatów dobrze o tym świadczy.
2. Przyznaję, z tą Indonezją głupia nieuwaga i błąd. Zmiksowałem ją z Malezją. Poprawiamy.
3. Możliwe, że inne recenzje były pozytywne. Nie czytałem ich. Mam zwyczaj wyrabiać sobie opinię na temat książek na podstawie lektury tychże książek, nie innych recenzji.
4. Sądzę, że Ty przeczytałes moją recenzję znacznie mniej uważnie niż ja „Pisane słońcem”. Inaczej zauważyłbyś, że nie posądzam Cię o brak szacunku do innych kultur, że wyjaśniam, dlaczego „buzia” może brzmieć nieelegancko albo że krytykuję nie poszukiwania duchowe i poezję tylko płyciznę poszukiwań i kiczowatość poezji. Zauważyłbyś też, że moja krytyka jest bardzo konstruktywna. Jasno wskazuję rzeczy, które moim zdaniem powinny iść do poprawy.
5. Cały Peron4 czytasz chyba pobieżnie. Książki recenzujemy krytycznie, ale zwykle pozytywnie. Sprawdź to. Zastanawia mnie też, dlaczego Ty i Twój kolega T. tak naciskaliście na publikację recenzji u nas, skoro „mogłeś się spodziewać (…), że nie znajdzie uznania na tej stronie”.
6. Nie ma we mnie jadu i sarkazmu, również teraz. Zapewniam, że fakt, że książka się nie podoba jest najzupełniej wystarczającym powodem, by ją skrytykować.

Życzę sukcesów podróżniczych i pisarskich – szczerze – ale tez większej odporności na krytykę. A czytelnicy niech sami zapoznają się z „Pisane słońcem” i wyrobią sobie zdanie.

Odpowiedz

Maciek Roszkowski 17 lipca 2014 o 18:44

Drogi recenzencie

Dziękuję za odpowiedź.

Tak jak pan ma możliwość krytyki, tak ja mam możliwość obrony. Nadal niestety uważam, że wiele fragmentów książki zamieszczonych w recenzji jest wyciągnięte z kontekstu, przez co jak się spojrzy na całokształt rozdziałów czy książki kompletnie nie znaczą tego o czym pan pisał, przez co zwyczajnie wskazują albo na brak dogłębnej lektury albo celowe mijanie się z prawdą, aby coś tam negatywnego wyciągnąć. Uważam za bardzo nieprawdziwe zdanie skierowane względem mnie: „przedstawiciele egzotycznych kultur to nie eksponaty w ludzkim zoo prezentowane ku naszej rozrywce.”. Starałem się ukazać świat i jego mieszkańców w pozytywnym świetle, zaprzeczyć wielu stereotypom. Nie robię ludziom zdjęć bez ich zgody, podchodzę do nich ciepło i życzliwie, rozmawiam, słucham historii i nie wykorzystuję. I dokładnie tak to ukazałem w książce. A tu nagle posądzenie o to, że są dla mnie eksponatami w zoo. Według mnie to zdanie mogło tylko i wyłącznie powstać w wyniku wyciągnięcia słów z kontekstu i próby udowodnienia czegoś czego w książce nie ma.

Co do innych recenzji i ich podobnego sarkastycznego, zjadliwego tonu, to choćby popatrzmy na „Swoją drogą” Michniewicza.

Rozumiem, że nie napisałem doskonałej książki. Na pewno. To mój debiut, ale z drugiej strony zwyczajnie drażnią mnie przeinaczanie i udowadnianie czegoś czego nie ma. Ale o tym niech zdecydują czytelnicy czy mam rację czy recenzent z peron4.

Odpowiedz

Marta Switala 17 lipca 2014 o 21:12

Panie Macku,

Przy calym szacunku dla publikacji, pozytywnych recenzji i zmierzenia ladnego kawalka swiata troche to nieeleganckie tak dyskutowac z recenzja. Oddanie czytelnikom swojego tekstu oznacza niechybnie narazenie sie na ocene – zwykle ze wszchmiar subiektywna, niewazne czy pozytwna czy negatywna. To immannentna czesc bycia publikowanym i czytanym. Tego cale szczescie nie zmienimy. Rozne rzeczy, roznym ludziom, w roznych czesciach Polski i swiata sie podobaja. I niech tak bedzie. De gustibus non est disputandum.
Zycze wiecej dystansu do swojej tworczosci i masy radosci z dalszego podrozowania.

Odpowiedz

Maciek Roszkowski 17 lipca 2014 o 21:31

Dziękuję za komentarz.

Dla mnie nie jest problemem sam fakt zauważenia wad publikacji. Do tej pory recenzenci mieli pozytywne opinie, ale to nie znaczy, że ktoś mógł mieć negatywną. Jak sama Marto piszesz „Rozne rzeczy, roznym ludziom, w roznych czesciach Polski i swiata sie podobaja. I niech tak bedzie.”. Zgadzam się w 100%. Jednak z drugiej strony, jeśli uważam jakąś opinię za krzywdzącą czuję się w obowiązku wystąpić i obronić swoją książkę. To także moje prawo.

Trochę mnie martwi podejście, że recenzent sobie może pojechać po kimś, a ja jako autor powinienem w takim wypadku zamknąć buzię na kłódkę i pozostać cicho. A co jeśli aż mi się żołądek w środku ściska, bo wyraźnie widzę jak Jan Marković powyciągał zdania z kontekstu i wysnuł z nich nieprawdziwe wnioski (oczywiście według mnie)? Sugeruję każdemu wyrobić sobie własne zdanie o „Pisanym słońcem”. Ja zwyczajnie czuję się urażony wieloma fragmentami tej recenzji, z którą proszę mi drodzy czytelnicy pozwolić się nie zgodzić i zaprotestować.

pozdrawiam ciepło
Maciek

Odpowiedz

Krzych 17 lipca 2014 o 21:38

„dlaczego Ty i Twój kolega T. tak naciskaliście na publikację recenzji u nas”

He, he… :) Trochę złośliwe, a trochę zdradzające fakty, o których czytelnicy książek i ich recenzji rzadko się dowiadują. Ciekawe jeszcze skąd te polecenia od reportera Kontynentów?

Odpowiedz

Marta Switala 17 lipca 2014 o 22:02

Ja tez bardzo dziekuje za odpowiedz na moj komentarz.
Nie chcialam absolutnie odbierac Panu prawa do protestu – jak najbardziej sie ono Panu nalezy.
Argumenty zarowno Pana jak i recenzenta sa jednak w moim odczuciu strasznie trudne do wydyskutowania. Tekst poszedl w swiat i juz zyje wlasnym zyciem – Pan mial cos innego na mysli, recenzent inaczej to odebral. Kazdy ma swoja historie, ktora powoduje ze odbieramy i czytamy „jakos” rozne kwestie, mimo logicznej analizy – emocjonalnie, czasem zupelnie wbrew intencjom tworcy. Mam w sumie na mysli tu i autora i recenzenta. Moze chodzi o precyzje wypowiedzi?
Tak czy owak, trzymam kciuki za kolejne Pana publikacje.

I tak sobie mysle jeszcze ze jezdzenie po swiecie to cudowna rzecz a dzielenie sie historiami z czytelnikami to juz zaszczyt nielada. Wiec prosze pisac i sie nie przejmowac negatywnymi recenzjami – jak sie Pan z nimi nie zgadza to jak dla mnie szkoda czasu i energii na dyskusje.
Zamiast tego prosze znowu gdzies pojechac :)

Pozdrawiam bardzo serdecznie.

Odpowiedz

Maciek Roszkowski 17 lipca 2014 o 22:36

W sumie to racja droga pani Marto. Powinienem zająć się dalej tym co pozytywne, tym co kocham robić od lat – podróżować i pisać. Wtedy przyniesie to pozytywne skutki. Podróż następna już w najbliższą zimę. Pisanie odbywa się cały czas na bieżąco. Dziękuję za przypomnienie właściwego kierunku i także pozdrawiam bardzo serdecznie :) Recenzenta również…

Odpowiedz

Maciek Roszkowski 18 lipca 2014 o 10:31

Poniższy fragment książki został opublikowany w dwóch miejscach. W magazynie „W punkt” jak i na stronie Centrum Studiów i Badań Ryszarda Kapuścińskiego. Poprzez niego czytelnik może sam ocenić na ile uwagi recenzenta są trafne.

http://www.nowyfolder.com/fragment-ksiazki-plonacy-ogien-w-sercu/

Odpowiedz

Krzych 19 lipca 2014 o 2:06

Fragment o Iranie ładny, choć wydaje mi się trochę nieuporządkowany. Ale może dlatego, że wyrwany z kontekstu?

Odpowiedz

Maciek Roszkowski 19 lipca 2014 o 9:23

Możliwe, że nieuporządkowany. Możliwe też, że wyrwany z kontekstu książki. Może też tak być, że książka ma trochę inny niż zazwyczaj charakter. Istnieje też taka możliwość, że nie tylko ten rozdział jest ładny. Świat jest pełen możliwości :)

Odpowiedz

Stanisław Roszkowski 20 lipca 2014 o 12:40

Recenzja świadczy o tym, że jej autor kompletnie, ale to kompletnie nie zrozumiał wartości i przesłaniu, jakie niesie ze sobą książka Maćka, ślizgając się jakichś marginaliach i nic nie znaczących szczegółach. Zastanawiam się dlaczego? Przychodzą mi do głowy trzy hipotezy.
Po pierwsze, my, Europejczycy wychowani jesteśmy w kręgu kultury śródziemnomorskiej, arystotelesowskiej, gdzie wszystko trzeba nazwać po imieniu, sklasyfikować, podzielić. Ta racjonalność Zachodu stoi w sprzeczności z „uduchowieniem” Wschodu, gdzie rozum jest istotny, bo inaczej nie mielibyśmy do czynienia z gospodarczymi tygrysami Wschodu, ale tamtejsza kultura jest dodatkowo pełna niuansów, niedopowiedzeń, tajemniczości i drugiego dna, a także sprzeczności. Jak Japończyk mówi, na przykład, że czegoś nie chce, to wcale nie oznacza, że tak jest. Dopiero z jego trudno zauważalnych odruchów, mimiki twarzy można wyczytać, co myśli. Albo i nie można wyczytać? My, Europejczycy, mamy jednego, który klasyfikuje, czym jest dobro, a czym zło. Piekło i niebo. Czarne i białe. Dobry Bóg i zły diabeł. Religia shintoistyczna to wiele bóstw, które upijają się sake i puszczają bąki. Autor recenzji sklasyfikował błędy ale nie zauważył, a nawet nie próbował zrozumieć, co „autor miał na myśli”. Nie dostrzegł wartości uniwersalnych. W książce „ducha” nie ma. Są tam za to infantylne sformułowania.
Może to kwestia wrażliwości odbioru. Brzydka ona, brzydki on – jak pisała Agnieszka Osiecka – a jaka piękna miłość. Typowy fotograf, reportażysta widzi stertę gruzów po trzęsieniu ziemi, ale wrażliwy uchwyci w kadrze niewielkiego ptaszka na kamieniu, który daje nadzieję, że na miejscu gruzów powstanie nowe życie. Autor recenzji widzi niedoróbki warsztatowe, niezręczności, ale nie widzi, a nawet wręcz przeciwnie obśmiewa to, bo zwyczajnie nie czuje, tego niesłychanego ciepła, jakie bije z każdej strony książki. Z całą pewnością autor recenzji i Maciek nie nadają na tych samych falach.
Po trzecie w końcu – może to kwestia pokoleniowości?
Posłużę się pewną opowiastką. Jechał sobie król karetą. Potężny władca. Piękna, złota kareta. Ale zachciało mu się siku. Kareta się zatrzymała. Król tak się zapatrzył w swojego wielkiego ptaka, że nie zauważył, jak mu kareta odjechała. Potem okazało się, że wcale nie jechał król, kareta nie była ze złota, a jego ptak to kawałek zwiędniętego flaka. Zauważyłem, że czym starsi recenzenci (choć nie zawsze – patrz akapit wyżej o wrażliwość odbioru), tym bardziej krytycznie oceniają książkę Maćka. Młodzi odnoszą się do niej wręcz entuzjastycznie, mówiąc, że to jest „ich książka”. Młodość to naiwne patrzenie na świat, ludzi, entuzjazm, bo może jak by wiedzieli, co ich czeka w przyszłości, to by pewnie zwariowali. A Pan, Panie recenzencie, naśmiewa się z tej naiwności. Sam przymierzam się do napisania książki o moich podróżach do Japonii. Ale nie użyję w niej sformułowania „znikający horyzont przyzwyczajeń”, bo jestem starym pierdołą.
Stanisław Roszkowski
Dumny ojciec Maćka!
PS. Podpisuję się świadomie z imienia i nazwiska, choć może się okazać, że jest to pocałunek śmierci. Tatuś broni synusia. Ale w taki sposób przewrotnie muszę zaprotestować przeciw insynuacjom, które się pojawiły powyżej, jakoby inni recenzenci, to wiecie, he, he… no wiecie jak jest. Jest coś obrzydliwego w naszym życiu publicznym, że wszędzie widzimy spiskowe teorie dziejów. Co jest w tym złego, że autor książki zabiega o recenzje i sponsorów? Cała Polska jest pełna takich, co by chcieli, ale jakoś nic nie robią, bo wszędzie układy?
I jeszcze jedno. Miałem oczywiście możliwość czytania książki Maćka przed publikacją. No i chlastałem mu wszelkie sformułowania typu „znikający horyzont przyzwyczajeń”. Dużo udało się wywalić, ale część, o zgrozo, Maciek przywrócił.
– Nie podkładaj się – argumentowałem – zobaczysz, jak rzucą się na Ciebie różnej maści wytrawni recenzenci i zamiast analizy treści i przesłania skoncentrują się na niedoróbkach warsztatowych.
– Ale, tato – odpowiedział Maciek – to jest moja książka, a nie twoja.
Słowo stało się ciałem.

Odpowiedz

Krzych 20 lipca 2014 o 13:34

Anegdotka o królu dla mnie kompletnie niezrozumiała i chyba trochę nie na miejscu.

Nie mieszajmy filozofii wschodu i recenzji książek. Nie ma to żadnego znaczenia skąd pochodzi autor czy w jakim kręgu się obracał. Dobrze napisana książka japońska czy arabska wciągnie europejskiego czytelnika nie mniej niż europejska. „Racjonalność” i „uduchowienie” nie maja tu nic do rzeczy. Mało w europejskiej literaturze uduchowionych książek i reportaży? Jeśli recenzent uznał, że książka jest słaba to najwyraźniej jego zdaniem jest słabo napisana. Kropka. Jeśli nie czuje tego „ducha i „ciepła bijącego z każdej strony” – to czemu ma pisać inaczej?

To przekonywanie recenzenta że książka JEST dobra, chociaż w jego odbiorze wcale nie jest, zaczyna być śmieszne :/

Odpowiedz

Maszynista Jasiek 20 lipca 2014 o 14:48

Dzięki Krzychu,

Zastanawiałem się, czy udzielać odpowiedzi i jak długiej, pomogłeś mi rozstrzygnąć problem. Napiszę w miarę krótko:

Za dobre chęci nagradza się dzieci. Pisarza, w domyśle dojrzałego człowieka, ocenia się po efektach pracy będącej realizacją tych chęci. Nie mam problemu z poszukiwaniami duchowymi i poetyckim językiem – i, wbrew temu, co twierdzą obaj panowie Roszkowscy, nigdzie nie napisałem, że mam. Mam problem z praktyczną realizacją przez MR swoich założeń.
Jestem człowiekiem nie cynicznym i niechętnym dobru, tylko oczytanym i, chciałbym wierzyć, trochę bardziej zaawansowanym w myśleniu o świecie, ale też odczuwaniu go. A moją rolą jako recenzenta jest także kształtować gusta, czyli np. powiedzieć tym zachwyconym, że są rzeczy, które znacznie bardziej niż „Pisane słońcem” zasługują na zachwyt: ksiązki wspomnianego w recenzji Colina Thubrona, Andrzeja Stasiuka czy choćby też całkiem młodego Andrzeja Muszyńskiego (by wymienić tylko takich skłonnych poetyzowaniu i duchowości).

Odpowiedz

Maciek Roszkowski 20 lipca 2014 o 15:13

Każdy ma prawo wyrazić opinie. Ani ja nie jestem świętą krową ani jakakolwiek książka. Także nie jest nią recenzent, ani jego recenzja. Od tego są komentarze, aby wyrazić opinię o czymś czego dotyczą (w tym wypadku recenzji konkretnej książki). I nieważne czy komentuje Krzychu, Maszynista Jasiek, Marta Switala, Stanisław Roszkowski czy Maciek Roszkowski. Swoją drogą sam zostałem zaskoczony odpowiedzią mojego taty. Jest osobnym istnieniem i reaguje po swojemu. Jego prawo. Jeśli ktoś jeszcze chce napisać coś na temat mojej książki czy recenzji, także jego/jej prawo.

Ja po swojej pierwszej głupiej, zbyt gwałtownej reakcji, przyjmuję teraz wszystko co tu napisano z pokorą. Biorę to na klatę i zajmuję się tym co konstruktywne. Na dworze za oknem w Warszawie piękna burza, mamy niedzielę i z tego powodu życzę wszystkim udanej reszty weekendu :)

trzymajcie się ciepło
Maciek

Odpowiedz

krysia podróżniczka 20 lipca 2014 o 15:52

Nie zgadzam się z autorem recenzji, ogromnym walorem książki są ludzie. Mam nieodparte wrażenie, że Pan Maciek nie tylko ich lubi, ale utożsamia się z nimi, z obserwatora staje się uczestnikiem / jednym z nich/. Widać to w sposobie myślenia, podejściu do rzeczywistości, duchowości, która w Azji ma zupełnie inny wymiar.
To co autorowi recenzji wydaje się zbyt górnolotne jest naturalnym elementem dnia codziennego tamtych kultur. Książkę przeczytałam z przyjemnością i powiem szczerze, że zazdroszczę Panu Maćkowi tej fascynacji, radości i łatwości w ujmowaniu własnych przeżyć, wynikających z podróżowania. Książkę czyta się „lekko”, pobudza do refleksji, mnie dała impuls do zmiany stereotypowego sposobu myślenia.
Wracając do autora recenzji, myślę, że reprezentuje on zupełnie inną wrażliwość, nie mógł jej więc właściwie odebrać. Interpretuje w sposób uproszczony, nie dostrzegając niuansów, celowości powtórzeń. Trochę szkoda, jego strata. ..
Doradzam też wszystkim dyskutującym, aby książkę przeczytali, bo bez
sensu jest dyskusja o tym, czy autor książki postąpił słusznie , dyskutując z recenzentem. Z pierwszą książką jest po prostu tak jak z pierwszym dzieckiem, chodzi się za nim krok w krok, bo się jeszcze nie ma doświadczenia i nie do końca wiadomo jak się zachować. Zresztą z wszystkim co się robi po raz pierwszy, wkładając w to całe swoje serce.

Odpowiedz

Mikołaj Piechocki 20 lipca 2014 o 18:45

Ksiazke kupilem dla mojej mamy… Przyszla kilka dni wczesniej, wiec zaglebilem sie w lekture.
Poczatkowo mialem wrazenie, ze ksiazka jest nieudaczna kopia Cejrowskiego. Zauwazylem jednak sporo odrozniajacych ja od Cejrowskiego pozytywow. Maciek nie opisuje w niej wszystkiego chaotycznie jak WC (hehee). Mam wrazenie,ze uchwytywal same superlatywy czyli cala kwintesencje podrozowania jaka jest zyczliwosc goscinnosc i piekno poniekad tajemniczosc innych kultur. Ta ksiazka nie mogla by miec innego lepiej dobranego tytułu… To jest poprostu napisane rozgrzanym do czerwonosci sloncem dobrego nastroju i miłosci do bliźniego swego. Opinia mojej mamy byla rownie budujaca, na tyle, ze sama planuje swoja podroz na wschod-a to znaczy, ze ta lektura spelnila swoje zadanie fenomenalnie! A to, ze recenzent „czepia sie” takich drobnostek, to swiadczy tylko o „totalnej” znieczulicy i braku zrozumienia.W tym. przypadku ksiazka po prostu nie trafila we wlasciwe rece i tyle. Nigdy nie czytalem takich motywujacych i nastrajajacych opowiesci …
Dobra robota Maciek, brawa !
~Pisane z telefonu

Odpowiedz

Krzych 21 lipca 2014 o 2:26

Panie Autorze! Aby zakończyć tę krytykę krytyki proponuję, aby pokazał Pan co potrafi i rzeczywiście napisał kolejna książkę. Lepszą! A jak? To bardzo proste:

„Wszyscy chcą tylko świństw. Ludzie rżną się piłami łańcuchowymi, spedaleni senatorowie dźgają opiekunki do dzieci, straż obywatelska dusi kurczęta, krytycy teatralni mordują kozły – mutanty. Oto na czym stoimy.”

Odpowiedz

Inu 22 lipca 2014 o 14:31

Ja się nie zgadzam z opinią autora recenzji. Czytając tą książkę i oglądając zamieszczone w niej fotografie autor pozwolił mi oczyma wyobraźni przenieść się w te wszystkie opisywane miejsca. Razem z nim na swój sposób przeżywać te wszystkie zaistniałe sytuacje. Odniosłam wrażenie, że autor nie tylko jest obserwatorem tych wszystkich zaistniałych wydarzeń , ale również uczestnikiem. Dzięki autorowi książki możemy zapoznać się z różnym postrzeganiem świata i ludzi

Odpowiedz

Marcin S. Sadurski 23 lipca 2014 o 1:08

@Maciek Roszkowski
Książki nie czytałem, więc na jej temat się nie wypowiadam.
Natomiast Twój argument, że przecież Twoja książka była już powszechnie chwalona i w związku z tym nie można już oceniać jej krytycznie – jest nie do przyjęcia.
Znam kilka książek powszechnie chwalonych, które mnie totalnie rozczarowały. Uważam zresztą, że to 'powszechne chwalenie' w przypadku tych książek było rezultatem jakichś socjotechnicznych sztuczek.
Przyznam też, że z wrodzonej przekory do książek powszechnie chwalonych odnoszę się podejrzliwie.

Chciałbym też nadmienić, że zdarza się, że na Peronie chwali się książki. :-)
A co więcej zdarza się to nawet Twojemu recenzentowi, Markovićowi Janowi (żeby nie być gołosłowny – napisał np. b. pozytywnie o książce Muszyńskiego 'Południe')
Oświadczam też że nic mnie z rzeczonym Markovićem Janem nie łączy i nawet nie znam go osobiście, a nawet sądzę, że czasem tu na Peronie4 przynudza (ale znowu czasem się z nim zgadzam).

A Peron4 lubię, bo można tu wygłaszać różne opinie (byle tylko nie obrażać Królowej) – nawet takie, które inne portale cenzurują.

Odpowiedz

Maciek Roszkowski 23 lipca 2014 o 13:13

@Marcin S. Sadurski
Zgadzam się z Tobą Marcinie, że mój argument, iż „książka była już powszechnie chwalona i w związku z tym nie można już oceniać jej krytycznie” jest nie do przyjęcia. Przyznałem się już we wcześniejszym wpisie do zbyt emocjonalnej, głupiej reakcji.

Jak pisałem książkę nie spodziewałem się, że w ogóle ktoś ją wyda. Udało mi się jednak i przed premierą spodziewałem różnej na nią reakcji. Byłem otwarty. Myślałem jednym się bardzo spodoba, powiedzą, że jest inspirująca, ciekawa, ładna czy nawet piękna, innym będzie uwierać kwietyzm formy graficznej i wypowiedzi albo po prostu nie trafię w ich gusta. Jednak po spotkaniu premierowym, które wydaje mi się było bardzo ciekawe, o czym świadczą niesamowicie mądre pytania publiczności, i szeregu tylko i wyłącznie pozytywnych recenzji w internecie, zgłupiałem i stałem się zbyt pewny siebie. A to zawsze niebezpieczne, bo zamykające.

No i kiedy przeczytałem recenzję Jana Markovica moja zamknięta, zbytnia pewność siebie dała o sobie znać, na dodatek miałem gorszy wieczór i wyszło jak wyszło. A tak naprawdę to jest tylko kolejna opinia, a do niej każdy ma prawo. Może nie zgadzam się z nią w wielu kwestiach, ale przecież nie muszę (choć do obrony, ale bardziej udana niż ta powyżej, uważam, że mam prawo). Przecież wychwalana tu książka „Południe” Muszyńskiego miała gdzie indziej miażdżące ją recenzje. Co wcale nie znaczy, że Muszyński stworzył złą książkę.

Wydaje mi się teraz właściwe, aby wkleić bez ucinania, to co napisał o „Pisanym słońcem” wspomniany w recenzji Jana Markovića Paweł Smoleński. Cały tekst recenzji dotyczy entuzjazmu i namysłu. Warto więc poznać kontekst tych słów.

„Lubię, gdy ludzie wyruszają w podróż. Nie tylko po to, by u jej kresu byczyć się na plażach, co oczywiście miłe, ale – by zobaczyć, że ich mikrokosmos, język i doświadczenie to niekoniecznie pępek świata. Bowiem pępków świata jest tyle, ilu nieznajomych (znajomych?), których los stawia na trasie naszej podróży.
Lubię, gdy mi o tym opowiadają. Z namysłem właściwym ludziom dojrzałym lub z entuzjazmem przynależnym młodości. Maciek Roszkowski opowiada szczerze i z entuzjazmem. Wie, że nie jest pępkiem świata i myślę, że dzieli się z nami frajdą wynikającą z tej wiedzy. No i te zdjęcia…
Czytajcie więc i oglądajcie. A potem, jak Maciek, jedźcie.”

pozdrawiam ciepło i dziękuję za wyrażenie opinii Tobie Marcinie, jak i innym wcześniejszym dyskutantom

Odpowiedz

Mateusz 23 lipca 2014 o 16:11

A ja mam wrażenie, że autor jeszcze nie do końca dojrzał do tego co robi.

Odpowiedz

garnek23@Wp.pl 23 lipca 2014 o 17:30

@Krzychu

„Nie mieszajmy filozofii wschodu i recenzji książek. Nie ma to żadnego znaczenia skąd pochodzi autor czy w jakim kręgu się obracał. Dobrze napisana książka japońska czy arabska wciągnie europejskiego czytelnika nie mniej niż europejska.”

bywalcy peronu4 to niestety w większości &*^%$#, szkoda.

Odpowiedz

Marcin S. Sadurski 23 lipca 2014 o 18:14

A tego to już nie rozumiem. :-( Odnoszę wrażenie że ostatnia wypowiedź jest niemerytoryczna, obraźliwa i zaniża poziom. I wystawia nienajlepsze świadectwo jej autorowi/autorce.

Odpowiedz

Kasia Kamińska 24 lipca 2014 o 18:06

Ludzie, jak długo można dyskutować,czy autor książki miał prawo odnieść się do recenzji i czy zrobił to we właściwy sposób? Przecież posypał głowę popiołem, wyjaśnił. Dodatkowo bardzo logicznie tę kwestię ujęła jedna z osób, która, co ważne, książkę przeczytała. Ci najbardziej rozdyskutowani jej zwyczajnie nie przeczytali.
Bardzo dziękuję Maćkowi za link do strony z fragmentem rozdziału o Iranie. Bardzo ciekawe. Książkę zamówiłam w Internecie, bo w EMPIK-u na Marszałkowskiej już się sprzedała.

Odpowiedz

Maciej 21 grudnia 2014 o 20:50

Pan tak spłycił tę książkę, jakby był to największy chłam

Odpowiedz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.