Do Peru przybyliśmy, by zrealizować film o Centralnej Kolei Andyjskiej i eksplorować otaczające jej trasę pasma górskie. Sama podróż pociągiem jest doskonałym sposobem na przekrojowe poznanie urody peruwiańskich gór.

Warto się dobrze wyspać, żeby móc cały czas uważnie śledzić to, co się dzieje za oknem. Trasa rozpoczyna się w położonej nad oceanem Limie i wije się wzdłuż koryta rzeki Rímac. Stolica Peru jest olbrzymim miastem, wydostanie się z metropolii zajmuje sporo czasu.

Biedne dzielnice Limy ciągną się kilometrami. Gwarne, pełne śmieci ulice otoczone są skupiskami małych, rozpadających się domków. Wiele takich skupisk wznosi się wysoko na okoliczne wzgórza – te dzielnice są bardzo niebezpieczne i rządzą się własnymi prawami. Im wyżej zboczem wzgórza, tym domki ułożone są coraz ciaśniej. Po wydostaniu się poza granice miasta tory kolejowe wiodą nas przez chaotyczne wioski. Wszystkie oferują podobny krajobraz złożony z robót drogowych, zielonych grządek, powywracanych ciężarówek i tarzających się w kurzu wychudzonych psów. Większość murów tutaj, jak i w całym Peru, wymalowana jest politycznymi sloganami – wszyscy szykują się do wyborów prezydenckich w 2011 roku.

Stopniowo zaczynają nas otaczać surowe, kamienne góry. Wiecznie pokrywająca Limę i okolice gęsta mgła przerzedziła się, odsłaniając ich szare wierzchołki. Powoli zaczyna się robić bardziej zielono. To tu, to tam z piachu wystrzeliwują kępki traw. W miarę pokonywania subtropikalnych dolin droga zaczyna wić się serpentynami wokół szczytów o zboczach upstrzonych małymi domkami.

Wspinamy się wyżej i zabudowań jest już coraz mniej. By pokonać skomplikowany labirynt gór i dolin pociąg przedziera się przez wydrążone w skale tunele i prześlizguje się nad urwiskami po zabytkowych mostach. Czasem lokomotywa wspina się w górę zygzakami – raz posuwając wagony przodem, raz tyłem; raz ciągnąc, raz pchając. Góry są coraz piękniejsze, coraz bardziej majestatyczne. Wspinamy się coraz wyżej. Zieleń powoli zanika i zaczynają dominować intensywne, ziemiste barwy czerwieni i pomarańczy, raz po raz przecięte szarymi pasami skał.

Już po 126 kilometrach od znajdującej się blisko poziomu morza Limy droga osiąga wysokość 4781 m n.p.m.. To przełęcz Ticlio. W pobliżu znajduje się szczyt Monte Meiggs – ochrzczony imieniem fundatora budowy kolei, Henry’ego Meiggsa, oraz pomnik jej konstruktora, Ernesta Malinowskiego (pamiątkowy kamień został tu przywieziony z Polski!).

Od tego momentu trasa Kolei kieruje się łagodnie w dół. Mijamy industrialny krajobraz otoczonego kamienistymi wzgórzami hutniczego miasta La Oroya i po kilku zakrętach wijących się wzdłuż koryta rzeki Mantaro docieramy do rozległych przestrzeni pokrytych puną (kępki suchych traw i krzewinek). Góry rozstępują się przed nami. Docieramy do miasta Jauja, za którym rozpościera się rozległa dolina. Górskie kordyliery wyznaczają horyzont na wschodzie i zachodzie, a my pędzimy pociągiem doliną Mantaro prosto do celu, do Huancayo.

Kasper Piasecki

Niezależny filmowiec, podróżnik, znawca komiksów. Aktualnie w trakcie realizacji projektu Transandino.

Komentarze: Bądź pierwsza/y