Miłośniczką Australii nigdy nie byłam i nawet tak dobra książka jak Ostatni Koczownicy mnie do niej nie przekona, choć na pewno przybliża i zaciekawia.

Książka jest poruszająca, czyta się ją błyskawicznie. W. J. Peasley opisuje faktyczną wyprawę, która miała miejsce w latach 70. XX wieku i miała na celu odnalezienie aborygeńskich Romea i Julię. Autor opisuje tę historię niezwykle plastycznie, wymieniając nieskończoną ilość szczegółów, co akurat dla mnie bywa nieco męczące. Z każdą kolejną stroną książki coraz bardziej wciągasz się jednak w poszukiwania, wciągasz się w pustynię. Czuje się ją niemal namacalnie. Nogi zaczynają stąpać po piasku, grzeje niezakłócone niczym słońce, chce się pić…

I zastanawiasz się jak to możliwe, że dwoje samotnie wędrujących ludzi mogło tu przeżyć. Wielka szkoda, że zaczynając czytanie już o tym wiemy. Brakowało mi bowiem pewnego celu, pewnej niewiadomej, zagadki, której rozwiązanie otrzymałabym dopiero na końcu. Od początku książki wiadomo, że Warriego i Yatungkę odnaleziono żywych. Rozterki autora o losie ostatnich na pustyni aborygenów z plemienia Mandildjara tracą na atrakcyjności.

Ta książka to opis wyprawy na Pustynię Gibsona po ostatnich koczowników zorganizowanej na prośbę ich współplemieńców. Co więcej – to również rewelacyjny obraz Australii i jej mieszkańców, zarówno w kontekście społecznym, jak i geograficznym. Tereny, po których wraz z ekspedycją poszukiwawczą się poruszamy, są doszczętnie zniszczone przez długotrwałą suszę. Peasley jako kierownik wyprawy usiłuje wytłumaczyć, co skłoniło go do podjęcia poszukiwań i jakie dylematy miał, gdy ostatni koczownicy się odnaleźli. Czy zostawiać parę na ukochanej pustyni? Czy będą szczęśliwi żyjąc w rezerwacie, jak ich współplemieńcy, którzy poznali już atuty i zmory tego miejsca? Czy można pozostawić dwoje ludzi na pewną śmierć na pustyni? Mnie autor przekonał, że podjął słuszną decyzję…

Historia urzekająca i niezwykle ciekawa, ale jak wspomniałam już wcześniej, sposób jej prezentacji bywa męczący i nudny, ze względu na szczegółowość. Moim zdaniem najciekawszymi fragmentami w Ostatnich Koczownikach są opisy działań jednego z uczestników wyprawy – Mudjona, aborygena, dawnego przyjaciela Warriego. Autor pokazuje jak prawdziwy człowiek pustyni, funkcjonuje na niej, jak radzi sobie ze zdobyciem wody i pożywienia, jak odczytuje sygnały wysyłane przez innych aborygenów, ale również przez naturę, pustynię.

Niestety wielkim minusem tego wydania Ostatnich Koczowników jest jakość zdjęć. Świetnie, że papier jest lekki, ale fotografie drukowane na nim są kompletnie nieczytelne. Zgromadzenie ich w jednym miejscu i druk na papierze kredowym poprawiłoby odbiór całości. Wielkie brawa za mapę, która jest dobrze i jasno opisana. I jeszcze jeden plus za przedmowę Marka Tomalika, choć może bardziej za jego przypisy i komentarze, które wyjaśniają wiele australijskim laikom, do jakich chociażby ja się zdecydowanie zaliczam. Warto również wspomnieć, że historia ostatnich koczowników stała się przedmiotem filmu dokumentalnego Ślady na piasku (Footprints in the Sand).

W. J. Peasley, Ostatni koczownicy, Przekład: Aleksandra Brożek, Wydawnictwo Bez Granic 2013

Ola Fasola Pająk-Gałęza

Geografka i mama. Wsiąknięta w literaturę. Cieszy się, bo cieszyć się lubi, a ostatnio najwięcej radości odczuwa na rowerze. Woli przestrzeń niż ludzi, dlatego bliżej jej do Azji Centralnej niż Azji Południowo-Wschodniej. Obecnie korektorka na zasłużonym urlopie wychowawczym.

Komentarze: Bądź pierwsza/y