Podobno to jedno z najbardziej dzikich miejsc na ziemi, wciąż dziewicze, bez śladu cywilizacji. Tak jak dla wspinaczy dużym wyzwaniem jest zdobycie Mt Everest, tak dla podróżników przygodowych pokonanie przesmyku Darien jest działaniem godnym podziwu.

Ekspedycja „Do jądra ciemności” już ruszyła w drogę! Trochę więcej szczegółów na temat Darien w wywiadzie z Michałem Zielińskim.

– Opowiedz w kilku słowach czym jest Darien.

– Darien to teren graniczny między Kolumbią i Panamą oraz między dwoma oceanami. Jest to jednocześnie jeden z najbardziej dzikich i najmniej zbadanych terenów na świecie. Porośnięte dżunglą góry, rzeki, a w tym wszystkim Indianie, kilkanaście metyskich wiosek i wielka przygoda, o którą w takich miejscach zawsze łatwo.

– To wasza pierwsza tego typu ekspedycja, w dzikie rejony? Czy macie już jakieś doświadczenie?

– Trzeba być szalonym, aby wybierać się z partyzanta, nie mając żadnego doświadczenia w miejsce takie jak Darien. Decyzja wyruszenia tam to wynik wielu lat podobnych działań w innych miejscach, w moim przypadku były to dżungle w Boliwii, Peru, Borneo, poprzednie wizyty w różnych rejonach Panamy, ale też moje poprzednie wypady dziennikarskie do krajów gdzie toczą się wojny. Razem ze mną jedzie mój wieloletni przyjaciel Tomek Zakrzewski, równie doświadczony podróżnik, i ekipa 6 uczestników, z których część posiada praktykę z działań w podobnych miejscach.

– Piszecie, że to jeden z najbardziej dziewiczych terenów obu Ameryk. Czy w związku z tym można zaryzykować stwierdzeniem, iż wasza podróż jest poniekąd „niebezpieczna”?

– Takie rejony zawsze niosą duże potencjalne ryzyko. Cała sztuka polega na tym, aby przeżyć przygodę ale wrócić w całości. W wielu miejscach w Darien działają kolumbijscy rebelianci, przemyt narkotyków to jedyny możliwy dochód dla części mieszkańców. Poza tymi sprawami jest dżungla, i tam naprawdę nie ma żartów.

– Macie jakieś obawy przed eksploatacją tego terenu?

– Wszystkie wątpliwości zostały rozwiązane, sprzęt przygotowany. Nie będziemy pchać się w miejsca pod kontrolą partyzantów. Oczywiście w tego typu ekspedycji nic nigdy nie idzie zgodnie z planem, ale to jest po prostu cena za przygodę. Są określone niebezpieczne miejsca i sytuacje, których należy unikać lub rozwiązać.

– Wymaga to jakiegoś konkretnego przygotowania?

– W miarę możliwości będziemy szukać pomocy indiańskich przewodników, jednak różnie bywa i jesteśmy przygotowani też na możliwość przebycia dżungli samemu, na namiary z GPSów. Co do przygotowania uczestników warunkiem była selekcja jeszcze w Polsce. Bieg na 22 kilometry na przełaj przez las, a potem w mazurskiej chacie pół nocy oglądania materiałów z naszych poprzednich ekspedycji, w szczególności Antisuyo w Peru 3 lata temu. Każdy musiał pokazać, że tego typu doświadczenia dają mu motywację, oraz że posiada kondycje i samozaparcie, a także że dobrze współpracuje w grupie. To ostatnie to bardzo ważna sprawa na takich wyjazdach.

– Jaki mniej więcej macie plan na przejście przesmyku Darien?

– Kilka lat temu myślałem o przebyciu Darien przez granice, z Panamy do Kolumbii. Ten szlak to obecnie niczym samobójstwo ze względu na działania kolumbijskich partyzantów i rozmaitych bandytów. Teraz miałem zupełnie inny pomysł – przeżyć wszystko co Darien ma do zaoferowania – Indian, dżungle, dzicz, ale bez przechodzenia granicy. Na dodatek będziemy działać w części zachodniej przesmyku, która jest o wiele mniej zbadana i znana niż wschodnia. Mamy w planie eksploracje 2 rzek – Sambu i Balsas i przebycie odcinka dżungli między nimi u ich źródeł. Tam nie ma szlaków, rzeki pokonujemy na pirogach, a dżungle samemu, wytyczając szlak i wycinając go
maczetami.

– Jakie tajemnice kryje w sobie Darien?

– Gdybym znał tajemnice, to nie byłyby tajemnicami… Ale spodziewam się dużej ilości godzin przedzierania się przez las, bagien, rzek do przebycia – czyli coś zupełnie masochistycznego i nie mającego żadnej romantyki, ale coś po czym ma się wielką satysfakcje. Spodziewam się napotkania Indian, ale raczej dotkniętych już przez cywilizacje. Spodziewałem się też kłopotów ze strony panamskiej policji która często lubi ludziom z zewnątrz przeszkadzać w wyprawach do Darien „dla ich własnego bezpieczeństwa”, ale na szczęście spotkanie z Senafrontem w Panamie było bardzo przyjazne i pomocne i udało się załatwić niezbędne zezwolenie na poruszanie się po prowincji.

– Podejrzewam, że to miejsce nie jest odwiedzane zbyt często przez ludzi „z zewnątrz”… Co Cię najbardziej kręci w tej wyprawie?

– Możliwość zmierzenia się z dziką i nieokiełznaną naturą. Bolesne i ciężkie, ale takie rzeczy, gdy się je już przeżyje, wspomina się do końca życia. Lubię też wyzwanie logistyczne, zadanie aby sprowadzić tam grupę ludzi, wykonać zadanie i ze wszystkimi wrócić z powrotem.

– A czego się boisz?

Numer jeden, zagubienia w dżungli. Że przewodnicy zawiodą lub nie będą chcieli iść, że sprzęt się popsuje, GPSy przestaną działać. W dżungli bardzo łatwo jest zabłądzić i dlatego trzeba bardzo uważać na nawigacje. Wbrew temu co się powszechnie sądzi, lokalni mieszkańcy, nawet Indianie, zwykle całe życie spędzają w okolicy jednej rzeki i wioski i jeśli ich stamtąd zabrać dalej, to nie wiedzą gdzie są i nie posłużą jako przewodnicy, a co najwyżej jako tragarze lub pomocnicy przy obozowisku. Ale tu biały człowiek ma swoją elektronikę, która choć zawodna, to lepsza jest od szamańskich cudów.

Druga sprawa, boję się napotkania nielegalnych zbrojnych grup, ale taka możliwość jest minimalna – unikamy miejsc gdzie oni występują bo ruszamy w taką dzicz gdzie nawet partyzantom byłoby ciężko trzymać się długi czas.

Samia Grabowska

Czasem gdzieś jedzie. A jak nie jedzie to jej myśli wędrują daleko :) Dalej niż mogłyby ją zaprowadzić nogi.

Komentarze: 5

Claudio Ferretti 3 kwietnia 2012 o 9:35

E interessante, da guardare tutte le pagine.

Odpowiedz

Kasia 3 kwietnia 2012 o 13:59

A jeśli jednak pojawi się na szlaku ktoś z bronią? Co zrobicie?
Nam się to przytrafiło kilka miesięcy temu na kolumbijskiej ulicy w bieły dzień. Ja oddałam wszystko, więc nie złośliwie tylko z czystej ciekawości pytam – jaki jest Wasz plan?

Odpowiedz

Maniek 4 kwietnia 2012 o 9:23

trzymam kciuki! będę o was myślał podczas podróży :) mam nadzieję że gdzieś się spotkamy i opowiecie jak było.

Odpowiedz

Mateusz 14 kwietnia 2012 o 0:46

Jakiś czas temu miałem w rękach książkę-przewodnik rowerzysty (chyba z Niemiec), który przebył Darien z rowerem. Odradzał, bo mu to drogo wyszło :)

Odpowiedz

Michal 3 czerwca 2012 o 19:59

@kasia- jezeli przytrafi sie ktos z bronia to tylko i wylacznie ludzie z FARC wiadomo,ze nie uciekniemy bo nie znamy terenow. Jestesmy po ekspedycji i wszystko poszlo ok. Zostal odkryty nowy gatunek rosliny (nieznany dotad dla nauki) spenetrowalismy teren na ktorym nie byli nawet indianie – zakladali sie po jakim czasie wrocimy. Mimo iz byl glod bo lekko zboczylismy z trasy a jedzenie skonczylo sie szybko to wrocilismy do wioski po paru dniach. dodatkowo natrafilismy na slad dzikich ktorzy pewnie nas obserwowali,ale sami nie dali sie zobaczyc. To co tobie sie przydarzylo to pewnie byli jacys lokalni ”gangsterzy” ktorzy z tego zyja. Przykre ale prawdziwe. Wiem,ze kiedys Darien rowerem przebyl anglik lub amerykanin ale nie pamietam kto to byl -@ mateusz

Odpowiedz