Unieś głowę i spójrz na niebo w zimową noc. Teraz zamknij oczy, otwórz je i popatrz w górę. Gwiazdy zaczną się mnożyć. Tak właśnie wygląda nocne niebo w nepalskich górach na szlakach Annapurny.

Szlaki Annapurny znane są ze swojego piękna na całym świecie. Masyw Annapurny położony jest w centralnym Nepalu i jest złożony z siedmiu szczytów: Annapurna I – 8091 m; Annapurna II – 7937 m; Annapurna III – 7555 m; Annapurna IV – 7525 m; Gangapurna – 7455 m; Annapurna Południowa – 7219 m i Machapurchare – 6993 m.

Annapurna Poludniowa I o swicie - podroz w himalaje

Annapurna o poranku. (Fot. Magdalena Ornat)

Pola ryżowe w Himalajach. Nepal (foto)

Pola ryżowe w okolicach Tatopani. (Fot. Magdalena Ornat)

Swoją przygodę z Annapurną zaczęłam we wrześniu, kiedy wciąż trwa sezon monsunowy i kiedy nie ma jeszcze wielu turystów. Zamierzałam spędzić w górach siedem dni. Zostałam ponad dwadzieścia. Każdy z nich różnił się od siebie. Napotkani ludzie, wioski, krajobrazy, pogoda zmieniały się jak w kalejdoskopie. Poznałam Izraelczyka i Amerykanina podczas pierwszego postoju w Nayapul (1060 m). Razem wyruszyliśmy na szczyty.

Z Nayapul szlak wiedzie przez wioski do Machhapuchhare Base Camp (6997 m), a następnie do Annapurna Base Camp (4130 m). Miejscowości – Ghorepani, Deurali, Tadapani, Chomrong, Bamboo, Doban i Deorali – położone są wzdłuż rzeki Modi Khola. Te położone niżej otoczone są przez dżunglę. Zbocza gór porośnięte są drzewami bambusowymi. W dolinach zielenią się pola ryżowe. Żar leje się tu z nieba od wczesnego rana do późnego południa, a wysoka wilgotność sprzyja rozmnażaniu się pijawek. Im wyżej, tym chłodnej i bardziej skalisto.

Po czterech dniach wędrówki dotarliśmy do Machhapuchhare Base Camp. Ośmiotysięczniki były już stąd dobrze widoczne. Jednakże prawdziwy spektakl odegrał się wczesnym świtem w Annapurna Base Camp, do którego dotarliśmy wieczorem. Następnego dnia, o piątej rano, chmury jeszcze wisiały wokoło schroniska i zasłaniały ośmiotysięczniki. Czekaliśmy w mroku i we mgle na czyste niebo. Wiatr przewiał kłęby chmur, najpierw ze szczytów, potem z niższych partii. Chmury rozpadły się na mniejsze baranki i lekko opadły w doliny. Pierwsze promienie słońca oświeciły krawędzie gór. Po paru minutach już kilka ośmiotysięczników – Annapurna I, Roc Noir, Fang, Singu Chuli, Annapurna III i Machhapuchar – mieniło się w słońcu na złoto.

Himalaje. Widok na Annapurnę o wschodzie słońca

Wschód sł‚oń„ca nad Annapurną. (Fot. Magdalena Ornat)

Nie do końca doceniłam Annapurnę, stojąc naprzeciw niej. Miałam wrażenie, że ten widok jest powtórką z pocztówki. Pomyślałam: „To tylko tyle?”. Zignorowałam tę górę. Jej piękno i jej ogrom odkryłam dużo później.

Po śniadaniu wyruszyliśmy z powrotem do Ghorepani, skąd zaczęliśmy nową wędrówkę na Annapurna Circuit. Obejście całego szlaku zajmuje około dwóch tygodni. Annapurna Circuit oferuje nam ogromną różnorodność krajobrazową i kulturalną. Cały szlak podzielony jest na cztery regiony: Manang, Mustang (Niższy i Wyższy), Lamjung i Myagdi.

Dwa ostatnie regiony, położone na niższych elewacjach, zamieszkałe są głównie przez Nepalczyków zajmujących się rolnictwem. Szczególne wrażenie robi Mustang Wyższy. Ze swoimi pustynnym i surowym krajobrazem, skąpą roślinnością, żółtymi od mułu rzekami i hulającym wiatrem przypomina tybetański płaskowyż. Klasztory tybetańskie wbudowane są tu w skały lub stoją samotnie na szczytach gór.

Mustang. Kraina baśni i wiatru

Jednym z najbardziej znanych ośrodków tybetańskich, do którego obywają się liczne pielgrzymki, jest miasteczko Muktinath (3 710 m). Buddyści wierzą, ze jest to jedyne miejsce na naszym globie, gdzie ziemia, woda, ogień, powietrze i niebo się spotykaj. Dla turystów Muktinath jest pierwszą bazą noclegową po przejściu Thorung La Pass (5416 m ) – najwyższego punktu na szlaku Annapurna Circuit.

Trekking wokół Annapurny

W drodze do Muktinath. (Fot. Magdalena Ornat)

Dla nas Muktinath był ostatnią bazą przed Through La Pass. Zdecydowaliśmy się na przejście Through La Pass od strony wschodniej, o wiele trudniejszej. Na całej tej ścianie nie ma żadnego miejsca, gdzie można byłoby się ogrzać, napić herbaty lub coś zjeść. Nie ma tu turystów, tragarzy, przewodników, miejscowych. Są cisza i wiatr. Jest niepokój o to, czy wystarczy sił, by dojść do Through La Pass.

Through La Pass zdobywa się coraz wolniej w miarę zwiększającej się wysokości. Nam zajęło to siedem godzin powolnego marszu. Po przekroczeniu 4 tys. metrów zaczęłam odczuwać zmianę wysokości. Kręciło mi się w głowie, ciało stawało się coraz cięższe. Miałam tylko jedną myśl: „Jeszcze mogę zawrócić”. Widziałam, jak szybko gęstnieje mgła i jak szybko zacierają się za mną szlaki. Zdecydowałam, że idę dalej.

Po kolejnych dwustu metrach ból głowy ustał. Pomyślałam, że przeszłam barierę aklimatyzacyjną i teraz będę o wiele bardziej sprawna. Tymczasem pogoda zaczęła się pogarszać. Wiał wiatr i mżyło. Było wilgotno. Zaczęło się ściemniać. Za każdym zakrętem wypatrywaliśmy końca naszej wędrówki. I za każdym zakrętem widzieliśmy tylko otchłań i mgłę. Przystawaliśmy co dziesięć minut na krótki odpoczynek. Wiedziałam, że nie mogę wrócić i że nie mogę tu zostać. Była tylko jedna droga. Droga pod górę. Skupiłam się na oddychaniu i na małych krokach. To było maksymalne moje istnienie tu i teraz. Ważne było tylko to, bym szła dalej i wyżej.

Through La Pass przekroczyliśmy w ciemnościach. Po godzinie marszu doszliśmy do bazy położonej na wysokości około 5 tys. metrów. Dopadła mnie gorączka. Mdliło mnie, bolał mnie brzuch i kręciło mi się w głowie. Proszki przeciw chorobie wysokościowej oraz zupa z czosnku nie pomagały. Rano szybko zeszliśmy niżej. Z każdym metrem nabierałam sił. W Manang (3540 m) gorączka wróciła. Zostałam w łóżku dwie doby.

Annapurna Circuit - trekking w Himalajach

Thorung La Pass. Najwyższy punkt na szlaku Annapurna Circuit (5416 m n.p.m). (Fot. Magdalena Ornat)

Kiedy leżałam w małym pokoju, w którym jedynym meblem było drewniane łóżko, a jedynym widokiem był widok na mokrą szybę, wyobrażałam sobie, że stoję przed Annapurną i patrzę jak chmury rozchodzą się powoli i odsłaniają jej szczyty. Poczułam się spokojna, cierpliwa, usatysfakcjonowana. Zrozumiałam, że siła i piękno tej góry polega na tym, że wywiera ona na mnie wpływ.

Kiedy wyzdrowiałam, wyruszyliśmy w kierunku Besisahar. Szybko schodziliśmy w dół. Krajobraz zmieniał się ze skalnego i surowego na zielony. Na naszej drodze spotykaliśmy sarny i jaki. Nasz ostatni postój był w małej wiosce, otoczonej przez rozległą rzekę. Wieczorem zjedliśmy obiad w zupełnej ciemności. Nie było światła. Wiatr kilka razy zdmuchnął ogień świeczki. Słychać było szum rzeki. Po herbacie zadarliśmy głowy do góry, by podziwiać miliony gwiazd na nepalskim niebie.

Wrzesień, 2012 r.

Magdalena Ornat

Magda jest absolwentka europeistyki na uniwersytecie w Leiden (Holandia). Od trzynastu lat mieszka poza granicami Polski. Wolny czas wykorzystuje na podróże, pisanie oraz sport. Wegetarianka, z chęcią smakuje dania vege w rożnych miejscach. W swoje podróże zawsze zabiera ze sobą buty do biegania.

Ostatnie posty

Komentarze: (1)

Złap trop 16 października 2013 o 16:50

Świetnie się czyta, zwłaszcza, że za 2 miesiące także odbędziemy trekking wokół Annaopurny :) Już się nie mogę doczekać!

Odpowiedz