Zabrać ze sobą ulubiony nóż, książkę Andrzeja Kołaczkowskiego-Bochenka Nie idź tam człowieku! Santiago de Compostela, zawiesić na szyli srebrną czterolistną koniczynę i ruszyć samotnie na drugą co do wielkości pustynię globu. Rowerem! Taki plan w lipcu i sierpniu wcieli w życie Łukasz Kraka-Ćwikliński, człowiek, któremu w jeździe rowerem muzyka przeszkadza, bo woli słyszeć szum opon, śpiew ptaków i wiatr między skałami.

Łukasz Kraka-Ćwikliński - podróżnik

Łukasz robi zdjęcia :) (Fot. archiwum Łukasza Kraka-Ćwiklińskiego)

Rozmawiamy z nim tuż przed wyjazdem na czterotygodniowy urlop na pustyni Gobi.

– Wyznaczasz sobie cele i je realizujesz. Pochodzisz ze Śląska Opolskiego, mieszkasz w Holandii, a życie związałeś z Kotliną Jeleniogórską… oraz górami i rowerem. Tam gdzie się wybierasz gór chyba nie ma za wiele, a rowerem podróżuje się szczególnie ciężko. Po co jeździ się na rower na drugą co do wielkości pustynię świata?

– Góry fascynowały mnie odkąd pamiętam, a zamieszkanie w ich pobliżu było moim marzeniem, które udało się zrealizować. Rower był stałym elementem mojego życia. Na początku, jak każdy dzieciak w tamtych czasach, chciałem mieć BMX-a, rówieśnicy dostawali takie w prezencie z okazji pierwszej komunii. Później przyszła moda na „górale”. Dojeżdżałem na takim codziennie dwanaście kilometrów do pracy. Jednak swój pierwszy rower „wyprawowy” kupiłem i przetestowałem stosunkowo niedawno. Zaledwie kilka lat temu przejechałem trasę z Holandii (gdzie obecnie mieszkam i pracuję) do Polski. I to był ten moment, od którego mogę zacząć liczyć swoją przygodę z rowerem.

Latem chcę samotnie przejechać mongolską pustynię Gobi. Swoją podróż rowerem rozpocznę z Ałtaju leżącego na ok. 2200 n.p.m (w Górach Ałtaju Gobijskiego – góry te oddzielają pustynię Gobi od Wyżyny Mongolskiej) by potem stopniowo zjechać na pustynię Gobi (większa część pustyni leży na wysokościach 900 – 1120 m n.p.m., oprócz tego występują tam liczne masywy górskie). Więc moja gobijska trasa poprowadzi także przez góry.

Pustynia Gobi jest pustynią piaszczysto-żwirowo-kamienistą, czym odbiega od powszechnego wyobrażenia pustyni jako oceanu piasku, nie zmienia to faktu, że będzie to trudna i wymagająca wielkiego wysiłku podróż.

Tak jak i Ty, wiele osób zadaje mi pytanie: Po co tam jedziesz? Dlaczego sam i dlaczego na rowerze? Jadę tam, żeby spełnić swoje kolejne marzenie przeżycia niezapomnianej przygody na pustyni. Jadę, żeby choć na jakiś czas zwolnić i oderwać się od pędu współczesnego życia, który tak cholernie męczy i nie daje czasu ani sił na zauważanie i czerpanie radości z drobnych, otaczających nas rzeczy (jak błękitne niebo, śpiew ptaków, gwiazdy na nocnym niebie…)

Jadę aby móc poznać nowe miejsca, kulturę i ludzi. Chciałbym napić się kumysu z prawdziwym nomadem, siedząc przed jego jurtą i patrząc na bezkres nieba.

Jednocześnie moja wyprawa na Gobi będzie miała charakter edukacyjny i charytatywny. W trakcie podróży, za pośrednictwem portalu siepomaga.pl zbierane będą środki na pomoc Hospicjum Opolskiemu Betania, którego jestem wolontariuszem. Z Betanią jestem związany od kilku lat i podczas każdej z moich wypraw staram się zwrócić uwagę na problemy takich placówek. Hospicjum to też życie.

Podczas wyprawy zamierzam zebrać wiele materiałów w postaci filmów, zdjęć i zapisków, które następnie będą opublikowane na stronie wyprawy. W planach jest również książka (e-book) – foto dziennik i relacja z podróży. Chcę też promować rower jako świetny sposób na zdrowe i aktywne spędzanie czasu.

– Dużo celów przed sobą stawiasz… Nie za wiele chcesz zrobić jednocześnie? Przecież te cztery tygodnie w siodełku będziesz musiał głównie wypełniać parciem przed siebie – z całą pewnością będzie to niezmiernie wyczerpujące. Od kiedy przygotowujesz się do wyjazdu? Opowiedz jak ten pomysł ewoluował.

–  Pomysł narodził się już dwa lata temu, podczas pierwszego, rowerowego etapu Wyprawy Wisła. Jak to zwykle podczas podróży, a zwłaszcza w końcowej jej części, człowiek zastanawia co dalej… Co będzie robił jak już wróci i uporządkuje wszystkie sprawy? Czym zajmie myśli w pracy?

Ja pomyślałem, że nadszedł już czas aby zacząć marzyć o czymś “większym”, i oczywiście przystąpić jak najszybciej do realizacji. Wymyśliłem sobie Mongolię i Gobi. Dlaczego? Ponieważ kraje azjatyckie ich przyroda i bogactwo kulturowe od zawsze mnie fascynowały. A niesamowicie wielkie otwarte tereny pod błękitnym, mongolskim niebem, które tyle razy widziałem w przewodnikach i na zdjęciach zrodziły tęsknotę do miejsca, w którym nawet nie byłem.

Podczas zbierania materiałów o Mongolii i Gobi nie znalazłem żadnej wzmianki o tym, że ktoś do tej pory przejechał ją samotnie na rowerze. To dodatkowa motywacja dla mnie aby dojechać do wyznaczonego celu.

Jestem aktywy sportowo od wielu lat, ale do wyprawy na Gobi przygotowania fizyczne rozpocząłem bezpośrednio po zakończeniu poprzedniej wyprawy. Ćwiczenia siłowe plus biegi długodystansowe oraz treningi na rowerze jak np. długie i wyczerpujące interwały o dużej amplitudzie z pewnością dały mi solidne podstawy do pokonania założonej trasy.

Wiem, że równie istotnym czynnikiem podczas tego typu podróży jest psychika. Jednak doświadczenie nabyte podczas wieloletnich wędrówek i samotnych podróży pozwala mi spokojnie myśleć o czekających mnie trzydziestu dniach na pustyni.

Rowerowy podróżnik Łukasz Kraka-Ćwikliński

Jak łatwo się domyślić, nie będzie to pierwsza rowerowa wyprawa Łukasza. (Fot. archiwum)

– A jak wyglądały przygotowania sprzętowo-techniczne?

– Jak wiadomo dobry i sprawdzony sprzęt to połowa sukcesu. Do tej pory jeździłem na rowerze trekkingowym z oponami przystosowanymi bardziej do twardych, stałych nawierzchni. Na Gobi pojadę jednak na rowerze górskim z kołami na szerokich, terenowych oponach, z dodatkową jednokołową przyczepką.

Rower ten został specjalnie przygotowany i zmodyfikowany na podróż przez pustynię. Wymieniono w nim przednią piastę, zastępując ją piastą z prądnicą. Takie rozwiązanie umożliwi mi ładowanie podczas jazdy urządzeń typu GPS, telefon, itp. Dodatkowo zamontowane zostały bagażniki (przedni i tylny), na których umocowany będzie cały ekwipunek, prowiant oraz woda.

Część sprzętu, który zabiorę będzie się różnił od używanego przeze mnie dotychczas. Podczas ubiegłych wypraw używałem sporego i ciężkiego dwuosobowego namiotu, do którego w razie potrzeby mogłem schować cały ekwipunek (nawet i rower) w obawie przed kradzieżą. Tym razem, ze względu na limit wagowy bagażu obowiązujący w liniach lotniczych zabieram niewielki, lekki jednoosobowy namiot.

Specjalnie na tę wyprawę zamieniłem również gazową kuchenkę turystyczną na nieco cięższą, leczo obsługującą łatwiejszy do zdobycia w Mongolii rodzaj paliwa płynnego (benzyna, ropa czy nawet mocniejszy alkohol).

Nowością w ekwipunku będą filtr do wody oraz urządzenie GPS używane przeze mnie wcześniej tylko podczas ubiegłorocznej wyprawy kajakiem. Nowością będzie też jednokołowa przyczepka. Zdecydowałem się na nią ze względu na spory ciężar jedzenia, ekwipunku i wody, który będę musiał wieźć ze sobą (rower + przyczepka + ekwipunek + woda + moja skromna osoba = ok. 130 kg). Przyczepka odciąży osie roweru rozkładając ciężar na trzy osie. Dzięki temu uniknę przeciążenia i awarii swojego pojazdu.

Pozyskanie wody w drodze przez Gobi będzie sporym problemem. Z pewnością niekiedy będę mógł ją zdobyć od spotykanych ludzi. Jednak zaludnienie Mongolii wynosi około 1,4 osoby/km kwadratowy więc może zdarzyć się i tak, że przed kilka dni nie spotkam nikogo. Spodziewam się również, że będę czasem zmuszony do czerpania wody z niepewnych, jeżeli chodzi o czystość, źródeł jak np. studnie, potoki, itp.. Tutaj z pomocą przyjdzie mi filtr do wody oraz tabletki odkażające. W związku z powyższym zawsze będę się starał mieć kilka litrów zapasu.

Kolejnym problemem będzie nawigacja. W Mongolii, a zwłaszcza na Gobi sieć drogowa praktycznie nie istnieje (nie wspominając już o ich prawidłowym oznaczeniu ;)). Bardzo trudno dostać dobrą mapę terenów, przez które prowadzi trasa wyprawy. Mam nadzieję, że uda mi się kupić lepszą mapę po wylądowaniu w Mongolii. W związku z przewidywanymi problemami z mapą i drogami postanowiłem zabrać ze sobą urządzenie GPS. Nawet na to urządzenie trudno jest znaleźć mapę. Użyłem starych sowieckim map wojskowych dostępnych w internecie i dostosowałem je do posiadanego urządzenia. Nie zrezygnowałem jednak z tradycyjnej mapy i kompasu.

Kobiety na rowery: Czy istnieje życie po powrocie?

Planując tego typu wyprawę należy wziąć pod uwagę fakt, że czasem coś może pójść nie tak. Dlatego warto odpowiednio przygotować się na „niespodzianki” zabierając ze sobą dobry, sprawdzony sprzęt, znać jego obsługę i potrafić go w razie konieczności naprawić lub zastąpić. Daje nam to “spokój ducha” i możemy cieszyć się podróżą i widokami.

– Pięknie to wygląda, wydajesz się być doskonale przygotowany… Co może pójść nie tak? Boisz się czegoś w związku ze zbliżającym się wyjazdem?

– Do każdej wyprawy staram się przygotować najlepiej jak to tylko możliwe. Jednak nie wykluczam możliwości, że coś może nie spełnić moich wcześniejszych założeń. W takcie podróży może wystąpić wiele problemów typowych dla samotnych wypraw, np. awaria lub utrata sprzętu w skutek kradzieży, problemy zdrowotne – mój żołądek nie jest przyzwyczajony do tamtejszej kuchni i może, przynajmniej z początku, nie tolerować lokalnego, tłustego jedzenia. Mogą wystąpić, wspominane wcześniej, problemy z pozyskaniem wody. Tego obawiam się najbardziej. Sporym wyzwaniem będą również warunki atmosferyczne panujące na pustyni.

Mam nadzieję, że podczas wyprawy nie dojdzie do takich sytuacji, a jeżeli już tak się stanie, szybko i skutecznie sobie z nimi poradzę i będę mógł kontynuować podróż oraz osiągnąć zamierzony cel.

– Co jest dla Ciebie ważniejsze – cel czy droga?

– W podróżowaniu ważniejsza dla mnie jest droga. Cel jest tylko miejscem gdzie cała przygoda się kończy, chociaż nie mówię, że osiągnięcie zamierzonego celu nie jest przyjemne. W drodze zdobywam doświadczenie, poznaję nowe miejsca i ludzi, rozmawiam z nimi. Pokonuję trudności oraz własne słabości. Odpoczywam podziwiając krajobraz. Ładuję wewnętrzną baterię.

Ale droga to nie tylko same przyjemności. Kto podróżuje, ten wie… Czasem jest pod górę, czasem pod wiatr. Czasem w deszczu, a czasem w niemiłosiernym upale… Ale i to ma swoją pozytywną stronę. Trudności spotkane w trasie i kaprysy przyrody uczą pokory. Pozwalają nam dostrzec nasze słabe punkty i umożliwiają ich korekcję lub całkowitą eliminację.

Nawiązując do słów Eliasa Canetti, który powiedział: Nie zawsze należy przedzierać się aż do samego końca. Przecież można tak wiele napotkać po drodze. Śmiało mogę stwierdzić, że dla mnie, najczęściej, sama droga jest celem.

– Od początku chciałeś do Mongolii jechać sam? Czy gdybyś tuż przed wyjazdem poznał kogoś myślącego podobnie, z podobnym pomysłem, z podobnymi ideami, zmieniłbyś plan i w drogę wyruszył w towarzystwie?

– Od samego początku wyjazd do Mongolii miał być samotną wyprawą. Nie sądzę też, żeby ktoś chciał się do mnie przyłączyć. Jednakże nie wykluczam takiej możliwości.

Podczas poprzedniej wyprawy – samotnej podróży kajakiem Wisłą przez całą Polskę (ruszyłem z okolic Oświęcimia z metą w Gdańsku) – drugiego dnia, już w Krakowie, na jednej ze śluz poznałem młodego nauczyciela, który też płynął w tamtym kierunku. Płynęliśmy wspólnie kilka godzin rozmawiając. W końcu doszliśmy do wniosku, że nasze towarzystwo nam odpowiada i postanowiliśmy od tej pory płynąc razem.

Nigdy nie wiadomo kogo spotka się na swojej drodze. Jednak każda napotkana osoba to jakaś historia, jakieś wspomnienia, możliwość wymiany doświadczeń i niejednokrotnie przyjaźń na całe życie. Sam jestem bardzo ciekaw czyje ścieżki tym razem skrzyżują lub połączą się z moimi…

– Łukasz chciałbym spytać o sprawy osobiste. Twój wyjazd nie należy do najłatwiejszych – kilka spraw może wymknąć się spod kontroli już na miejscu. Przyznajesz, że bierzesz to pod uwagę. A co z najbliższymi, jaki oni mają stosunek do Twojego pomysłu?

– Podczas planowania wyprawy brałem pod uwagę również złe scenariusze i starałem się jak najlepiej do nich przygotować. Moi najbliżsi znają mnie i wiedzą, że jestem w stanie poradzić sobie w niemal każdych warunkach. Jednakże moja żona, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, mimo to się martwi. Nieraz namawiała mnie bym porzucił ten pomysł lub znalazł sobie towarzystwo na wyprawę.

Czasem jest mi bardzo przykro, kiedy myślę o tym, co będzie przeżywać podczas mojej podróży. Zwłaszcza, że kontakt tam będzie niezwykle trudny ze względu na praktycznie nieistniejący zasięg GSM, nie wspominając już o internecie. Jedynym rozwiązaniem byłby telefon satelitarny, z którego, niestety, ze względu na jego cenę i wyczerpany już budżet wyprawy, musiałem zrezygnować.

Będę się starał przekazywać informacje o sobie i swojej lokalizacji jeżeli tylko to będzie możliwe. To niestety będzie musiało wystarczyć…

– Czego się życzy wyjeżdżającym na pustynię rowerzystom?

– Chyba tego co każdemu rowerzyście na całym świecie, czyli: wiatru w plecy, pogody, dobrej zabawy i szczęśliwego powrotu.

– Więc życzymy Ci tego, a dodatkowo wspaniałych widoków, doskonałych spotkań z ludźmi i czasu na cieszenie się pustynną przygodą! Dzięki za rozmowę! Powodzenia!

Bieżące informacje o wyprawie Łukasza znajdziecie stronie: Gobi Cycling Expedition.

Norbert Skrzyński

Niespełniony geograf, ciągle dokonujący trudnego wyboru pomiędzy tym co robić lubi, a tym co robić musi. Z zamiłowania rowerzysta, czytelnik, obserwator, wielbiciel map. Radykalny przeciwnik bezmyślności. Ekstremalny zwolennik przemieszczania się.

Komentarze: Bądź pierwsza/y