Long Walk Plus Expedition to projekt trójki młodych chłopaków z Łodzi. Odtworzyli oni trasę ucieczki siedmiu byłych więźniów sowieckich z Jakucji do Kalkuty. Ucieczka z łagrów na Syberii była zainicjowana przez Polaka – Witolda Glińskiego.

Filip Drożdż, Tomasz Grzywaczewski i Bartosz Malinowski zainspirowali się książką Długi Marsz Sławomira Rawicza. Autor przedstawia w niej prawdziwą historię siedmiu więźniów, którzy podczas drugiej wojny światowej podjęli zainicjowaną przez Polaka – Witolda Glińskiego ucieczkę z obozu pracy w Jakucji na Syberii. Uciekinierzy wydostali się za druty łagru zimą i przeszli pieszo ok. sześć i pół tysiąca km docierając po jedenastu miesiącach do Kalkuty. Chłopaki postanowili przejść tę samą trasę idąc śladami zbiegów, chcąc w ten sposób złożyć hołd byłym więźniom.

– Jak narodził się pomysł wyprawy Long Walk Plus Expedition?

Tomek: – Wszystko zaczęło się od tego, że na początku grudnia w 2009 roku, mój tata podarował mi książkę Długi marsz autorstwa Sławomira Rawicza. Książkę przeczytałem w ciągu jednej nocy, była fantastyczna, więc zacząłem szukać więcej informacji w Internecie na temat tej historii. Dowiedziałem się, że w USA powstaje film Petera Weira, który będzie ekranizacją książki Rawicza.

Okazało się, że losy siedmiu więźniów, którzy uciekli z łagrów na Syberii są świetnie znane na zachodzie, ale prawie nikt o nich nie słyszał w Polsce. Nie możemy pozwolić na to, żeby tak świetne historie polskiego bohatera opowiadali za nas inni. Trzeba coś zmienić, zaprezentować to w taki sposób, żeby dotarło do młodych ludzi bez przynudzania. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł, aby odtworzyć tę trasę, którą Witold Gliński uciekał i w ten sposób pokazać, że spotkanie z przeszłością to fascynująca sprawa!

– Jak znaleźliście głównego bohatera?

Tomek: – Udało nam się nawiązać z panem Glińskim kontakt przez dziennikarza z Newsweeka Maxa Fuzowskiego, który robił o nim materiał. Zadzwoniliśmy do pana Glińskiego, ponieważ żyje aktualnie w Wielkiej Brytanii i przedstawiliśmy mu nasz szaleńczy pomysł proponując przy okazji spotkanie. Tak naprawdę nasza wyprawa zaczęła się nie na wschodzie tylko na zachodzie. Spędziliśmy u pana Glińskiego trzy dni w marcu 2010 roku, nagrywając materiał dla telewizji polskiej.

– Jak, oprócz spotkania z Witoldem Glińskim, przebiegały przygotowania do półrocznej podróży?

Filip: – Przede wszystkim były bardzo ekspresowe, Tomek wpadł na ten pomysł dosyć późno jeśli chodzi o porę roku. Poszukiwaliśmy sponsora i gdy uzyskaliśmy wsparcie finansowe okazało się, że mamy tylko trzy miesiące na przygotowanie do wyjazdu.

Tomek: – Przede wszystkim były to przygotowania logistyczne. Musieliśmy skompletować mapy, sprzęt, przygotować trasę, uzyskać wizy i pozwolenia. Trzy miesiące to jest tak naprawdę nic. Takie wyprawy powinno się przygotowywać co najmniej rok. No, ale udało się.

Śpieszyliśmy się też z powodu pogody. Nie chcieliśmy wyruszać na Syberię zimą, kiedy jest tam nawet -60 stopni. Chociaż Gliński i pozostali więźniowie przebyli tę trasę właśnie zimą.

– Byliście kiedykolwiek w tamtych rejonach?

Tomek: – Największe doświadczenie z nas miał Bartek, ponieważ prowadzi on grupy trampingowe w okolicach jeziora Bajkał i w Mongolii. Tak naprawdę dla każdego z nas było to pierwsze, tak duże przedsięwzięcie podróżnicze i całkowite „pójście na żywioł”. Do końca nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Gdybyśmy wiedzieli to byśmy nie pojechali ;) Jeśli chcesz zrobić coś niemożliwego to weź człowieka, który nie wie, że jest to niemożliwe.

– Czy odtworzyliście trasę ucieczki krok po kroku?

Filip: – Uciekinierzy nie mieli map, więc my po rozmowach z Witoldem Glińskim, i po przeczytaniu książki, staraliśmy się odtworzyć trasę. Jednak nasza trasa w przeważającej części pokrywała się z trasą ucieczki. Jedynie na odcinku między Chinami a Indiami musieliśmy trochę odbić z drogi ze względów politycznych i pojechaliśmy przez Nepal.

Marsz przez Góry Barguzińskie, jeden z trudniejszych etapów podróży (Fot. z archiwum wyprawy)

Marsz przez Góry Barguzińskie, jeden z trudniejszych etapów podróży (Fot. z archiwum wyprawy)

– Jaki był najtrudniejszy moment trwającej pół roku wyprawy?

Bartek: – Każdy z poszczególnych etapów miał trudne momenty. Przedzieranie się przez góry na Syberii, trzy tygodnie absolutnie bez spotkania jakiegokolwiek człowieka na bardzo trudnym terenie i w ciężkich warunkach atmosferycznych, przejazd przez Pustynię Gobi na rowerach – wszystkie te odcinki zawierały ciężkie elementy i pewnie każdy z naszej ekipy miał swój własny, trudny moment.

Nie chodzi nawet o warunki podczas wędrówki, ale o pracę w grupie. Jeśli jest się z kimś non stop, przez sześć miesięcy, na dodatek w ekstremalnych warunkach, to bardzo to oddziałuje na psychikę i każdy najmniejszy drobiazg może spowodować sprzeczkę zupełnie niepotrzebnie. Dlatego trzeba się nauczyć żyć ze sobą i słuchać się wzajemnie.

Tomek: – Zwłaszcza, że nie znaliśmy się wcześniej, a każdy z nas jest trochę z innej bajki. Jednak byliśmy w stanie dogadać się ze sobą. Może dlatego, że przyjęliśmy “demokratyczny model zarządzania” w trakcie podróży. W związku z czym wszystkie decyzje konsultowaliśmy, każdy z nas był na równi. W tak małej grupie jak trzy osoby nie jest konieczny przywódca.

– Jaki kraj wspominacie najprzyjemniej?

Tomek: – O nie, nie mogę powiedzieć, który najprzyjemniej. Każdy z nich jest kompletnie inny. Jeśli chodzi o łatwość podróżowania to najlepszy był etap konny w Mongolii. Zaś relacje międzyludzkie wszędzie były niezwykłe i w ciągu tych ośmiu tysięcy kilometrów mieliśmy tylko jeden nieprzyjemny incydent. Poza tym doświadczaliśmy ludzkiej gościnności na każdym kroku. Ja mam wielki sentyment do Mongolii, ale równie fantastyczna jest Syberia, przede wszystkim ze względu na dziewiczą przyrodę.

W czasie drogi do Olekmińska nie zabrakło okazji do poznawania lokalnych mieszkańców (Fot. z archiwum wyprawy)

W czasie drogi do Olekmińska nie zabrakło okazji do poznawania lokalnych mieszkańców (Fot. z archiwum wyprawy)

Bartek: – Dziewicza przyroda, ale także brak ludzi. Jednak klimat samej Jakucji jest niebywały gdyż są to rejony zupełnie nieturystyczne, absolutnie nie docierają tam żadne grupy wycieczek zorganizowanych i myślę, że jeszcze długo tak pozostanie. Podobnie jest w północnej części Tybetu. Po południowej turystyka coraz gorzej oddziałuje na lokalnych mieszkańców, niestety.

– Jakie są efekty waszej podróży?

Tomek: – Wydane zostaną dwie książki, powstaje także film dokumentalny, który pod koniec kwietnia będzie do obejrzenia w programie drugim (TVP2), a jego premiera odbędzie się 9 kwietnia na krakowskim Off  Plus Camera.

Ponadto chcemy zorganizować wystawę objazdową w kilkunastu największych miastach w Polsce. Cały czas mają miejsce prezentacje, jeździmy i opowiadamy o tej historii, żeby dotrzeć do jak największej liczby słuchaczy. Chcemy również pojechać na wiosnę do pana Witolda Glińskiego, żeby osobiście przedstawić mu przebieg naszej wyprawy.

Serdecznie zapraszamy do śledzenia projektu Long Way Plus Expedition na stronie www.longwalk.pl oraz na facebooku.

Samia Grabowska

Czasem gdzieś jedzie. A jak nie jedzie to jej myśli wędrują daleko :) Dalej niż mogłyby ją zaprowadzić nogi.

Komentarze: 9

Jagoda 1 kwietnia 2011 o 10:52

„Jeśli chcesz zrobić coś niemożliwego to weź człowieka, który nie wie, że jest to niemożliwe.” – Sama prawda :D

Odpowiedz

Dddd 2 kwietnia 2011 o 9:56

Ciekawe ilu jeszcze ludzi będzie próbowało się wypromować na nazwiskach dawnych, znanych podróżników (Nowak) czy tak jak teraz, nazwisk nagłośnionych przez amerykański film (Gliński)? Czy wyczyn dzisiejszych kolegów byłby mniej godny podziwu, gdyby zamiast „śladami Glińskiego” byłoby po prostu „Z Syberii do Polski na piechotę”, a gdzieś ewentualnie w dalszej części opisu wyprawy pojawiłaby się wzmianka, że wcześniej już to się zdarzało? Czy naprawdę trzeba się podpierać promocyjnie cudzymi osiągnięciami, żeby zaistnieć? I nie wmawiajcie mi tylko, że to forma hołdu, bo tego nie kupuję.

Odpowiedz

Andrzej 6 kwietnia 2011 o 6:57

Dzięki „Sztafecie” Nowaka zna każdy, kto podróżuje. Bez Long Walk, mało kto by słyszał o Glińskim i nawet jeśli uważasz, że chłopaki się promują to co w tym złego? W czym jest problem?

Odpowiedz

Dddd 6 kwietnia 2011 o 10:53

Żaden problem, bo robią fajne rzeczy, ale podpieranie się cudzym nazwiskiem/osiągnięciem uważam za nieeleganckie. Myślę, że tez grubo przesadzasz pisząc, że be Long Walk nikt by nie słyszał o Glińskim. Jak wejdzie do kin film i towarzysząc mu promocja, to wkład chłopaków w budowanie świadomości tego tematu będzie bliski zeru. A o Nowaku słyszał każdy kto podróżuje i bez sztafety, więc to tez nie najszczęśliwszy argument.

Po prostu uważam, że każdy powinien pracować na własne nazwisko i nagłaśniać własne projekty, a nie udawać, że to jakiś „hołd”, „śladami”, „w imieniu” itp. Uważam to za nadużycie. Niedawno Kolosa dostał Andrzej Muszyński z ekipą, bo przeszli dżunglę w Gabonie. Jakoś nie musieli się podpierać nazwiskiem Michaela Faya, który zrobił to jako pierwszy, żeby znaleźć sponsorów, nagłośnić wyprawę i dostać za nią nagrodę. To moja osobista opinia, ale wolę takie patrzenie na sprawę, bez podpórek.

Odpowiedz

    Andrzej 6 kwietnia 2011 o 13:05

    Ty, ja, i inni wystawią im świadectwo wg własnego uznania i to czas pokaże, czy nazwiska uczestników podróży Long Walk ktoś będzie pamiętał za rok czy dwa. Czas ich zweryfikuje. Natomiast, dopóki nie robią nieetycznych rzeczy, zupełnie bym się ich nie czepiał…

    Odpowiedz

    Tomasz 23 maja 2011 o 12:15

    Proponuję w takim razie wziąć plecak i pracować nad swoim nazwiskiem robiąc takie wyprawy, a nie komentując anonimowo na forum :)

    Odpowiedz

Kaja4444 28 lipca 2011 o 11:16

ale po co jakies rozkminy. Chlopaki nap, że odbyli taką wyprawę jak ktoś kiedyś i tyle. To jak mowie znajomemu, że  np. wędruje śladami św. Piotra to znaczy, że chce się lansowac? Po prostu informuje, ze przemierzam tę samą trasę co ktoś kiedyś. 
pzdr
krzysiek

Odpowiedz

Lfgliniecki 13 sierpnia 2011 o 22:18

Jeżeli ktoś jest naprawdę zainteresowany tematem The Long Walk proszę przeczytac stronę internetową   http://www.sybirak1940.com   a także strony internetowe  www.Gliniecki:”I have solid evidence Glinski didn’t do the Long Walk”  i  www.Dyson replies Gliniecki .
Na tych stronach znajduje się także dokumentacja z polskich, rosyjskich i częściowo  brytyjskich archiw które podają jego właściwy rok urodzenia, i  negują możliwośc Glińskiego pobytu w łagrze koło Jakucka, a więc i jego ucieczki.
Powinno się też dodac że nigdy nie było, i nie ma nigdzie potwierdzenia że taka wycieczka kiedykolwiek wzięła miejsce.
Sybirak

Odpowiedz

Paweł 4 maja 2012 o 15:22

do Lfgliniecki – coś chyba pomyliłeś. Chodzi o Sławomira Rawicza, autora bestselleru „Długi Marsz”. To on mając dostęp do wojskowego raportu Glińskiego, skardł go i napisał książkę ręka dziennikarza Ronalda Downinga. To właśnie jego Dyson sprawdził, bo Rawicz przesadził, opisując ucieczkę jako swoją, np. tym, że widział Yeti w Himalajach, że jadł określone owoce na terenach gdzie nie wystepują, przekraczał formacje skalne w miejscach gdzie ich nie ma. Rawicz był w niewoli, lecz nie w łagrze na Syberii. Gliński opowiedział swoją wersję, o wiele bardziej prawdopodobną, niż Rawicz. Jego słowa potwierdził oficer brytyjskiej armii, przebywający wtedy w Indiach. Przyprowadzono mu na przesłuchanie 3 mężczyzn. Jednak nazwisk nie pamiętał.
Gliński odpuścił Rawiczowi całą sprawę, lecz fakty historyczne, geografa, botanika, przemawiają za tym, że to Gliński jest tym kto uciekł naprawdę z łagru do Kalkuty, a Rawicz, faktycznie miał dostęp do jego raportu, jaki Gliński musiał złożyć, gdy w Iraku dostał się do Armii Andersa, bo nie wrócił do Polski z Kalkuty… poszedł dalej walczyć o wolną Polskę pod rozkazami Ge. Andersa.

Chciałbym wypowiedzieć swoje zdanie także na temat promocji chłopaków.
w 2010 miałem identyczny pomysł jak oni.
Schowałem go w szufladzie.
wtedy oni byli już w trasie, o czym nie miałem pojęcia.
Gdy dowiedziałem się o nich, byłe po prostu zły i zazdrościłem.
Ale wiem, że zawsze mogę wziąć plecak i zrobić swój „Długi Marsz”, bo to moje marzenie, które chce spełnić.
Nie naskakuj na innych za ich marzenia, realizuj swoje.
Krzywdy nikomu nie zrobili.
Tym bardziej Tobie.

A Gliński i popularność „Długiego Marszu”? Długo była to popularność S. Rawicza, ale świat zachodni znał tą historię doskonale i rozpisywano się o niej od końca lat 50 w Europie i USA. Za żelazną kurtyną dowiedzieliśmy się o tym, wtedy gdy ją opuszczono.

Pozdrawiam

PS: przygotowuję się wyjazdu, chętnych, pragnących dołączyć się do mnie zapraszam do kontaktu sikorski79@gmail.com

Odpowiedz