Podobno buddyzm tybetański pojawił się tu wcześniej niż w Tybecie. Nawet, jeśli to tylko legenda, tutejsze przestrzenie i widoki ułatwiają medytacje, a dzięki dobrze zachowanym zabytkom historia buddyzmu jest na wyciągnięcie ręki.

Pałac królewski w Leh, Indie

Widok na pałac królewski w Leh, stolicy Ladakhu. (Fot. Justyna Kucharska)

Można o nim przeczytać Indyjski Tybet, Zachodni Tybet. Skojarzenia z Tybetem budzi surowy, górski krajobraz w kompozycji z bogatą tradycją buddyzmu Mahayana i Vajrayana. Ladakh położony jest w najbardziej na północ wysuniętym regionie Indii, na pustynnym obszarze Himalajów. Jest jedną z enklaw buddyzmu w kraju, w którym ta filozofia się narodziła. Mało tego, jako jeden z ostatnich bastionów buddyzmu tybetańskiego na świecie, Ladakh jest obiektem zainteresowania wyznawców i badaczy z całego świata.

Podobieństwa do kultury Tybetu są tu silnie zarysowane: widać je w kuchni, architekturze buddyjskich gomp i stup, rytuałach religijnych. Nawet język Ladakhu jest bardzo zbliżony do tybetańskiego, do ich zapisu używa się tego samego alfabetu. Niemniej, niesprawiedliwym byłoby sprowadzanie tego górskiego rejonu do mniejszej wersji Tybetu. Ladakh, mimo, że trudno dostępny wśród himalajskich szczytów, przez kilka wieków leżał na istotnym szlaku handlowym łączącym Indie, Pakistan i Chiny, a kontakty z sąsiadującym muzułmańskim Kaszmirem wpłynęły na dzisiejszy obraz regionu. Mimo, iż inspiracje bogatymi kulturami sąsiadów były tu znaczące, kulturoznawcy często twierdzą, że Ladakhijczycy stworzyli własną, w miarę unikatową kulturę.

W krainie lamów

W 1928 r. indusko-brytyjski żołnierz i pisarz zarazem, Martin Gompertz, napisał o Ladakhu, że to rejon samowystarczalny, a miejscowi ludzie produkują wszystko to, czego potrzebują, za wyjątkiem herbaty. W podobnym duchu wypowiadają się o Ladakhijczykach mieszkańcy Kaszmiru, którzy ukuli powiedzenie (w wolnym tłumaczeniu): Ladakhijczycy jedzą sattu, noszą pattu i jeżdzą na tattu, gdzie sattu to mąka jęczmienna, pattu – wełniana odzież, a tattu – kucyki. Te opinie dają pewne wyobrażenie, jak bardzo proste pod względem materialnym było codzienne życie osób zamieszkujących ten wymagający teren. Co innego niematerialna sfera kultury – zwłaszcza aspekty duchowości – o tych nie można powiedzieć, że są w tym regonie ubogie.

Niektóre źródła podają, że buddyzm pojawił się w Ladakhu już w trzecim wieku przed naszą erą za sprawą cesarza Ashoki. Co prawda nie ma co do tego pewności, ale oznaczałoby to, że nauki Buddy były tu obecne wcześniej niż we właściwym Tybecie.

Ladakh bywa nazywany krainą Lamów, a to ze względu na dużą ilość dobrze zachowanych gomp – buddyjskich świątyń, klasztorów. Kilka z nich napotykamy już w największym mieście – Leh, gdzie gros podróżników zaczyna swoją ladakhijską przygodę. Można tu zatem podziwiać wybudowaną w XVI wieku świątynię poświęconą Buddzie Maitreya czy szesnastowieczną gompę poświęconą chroniącym bożkom. Te ostatnie to najprawdopodobniej efekt wpływów przedbuddyjskiej wiary animistycznej, których w buddyzmie tybetańskim jest bardzo dużo.

Jednak większość klasztorów jest rozrzucona w trudno dostępnych, odludnych zakątkach wśród gór. Samo z resztą słowo gompa można tłumaczyć jako miejsce odosobnienia, a miejsca te miały przede wszystkim ułatwiać mnichom kontemplację i obserwację umysłu. Mimo to tym co charakterystyczne dla wszystkich licznych klasztorów, są barwne zdobienia, duża ilość ornamentów, oraz symbolika, w której obecne są zarazem motywy buddyjskie, jak i animistyczne i szamańskie. Wśród zachowanych świątyń odnaleźć można takie perełki, jak kompleks w Alchi pochodzący prawdopodobnie z XI w. Nie wszystkie klasztory służą obecnie mnichom za miejsce odosobnienia, niemniej, nadal stanowią cel pielgrzymek świeckich mieszkańców regionu. Także świątynie w miastach i wioskach są żywymi miejscami kultu.

Rowerem przez Tybet i inne historie

Trudno oprzeć się wrażeniu, że buddyzm leży u źródła mentalności Ladakhijczyków, ale też był największą inspiracją dla tworzenia ich dorobku materialnego. To jednak nie jest pełen obraz, w Leh obok świątyni buddyjskiej znajduje się meczet, a inspiracje Islamem są widoczne. Oto ilustracja: niezwykle interesująca dla kulturoznawców jest wioska Kuksho – miejsce, gdzie od dziesięcioleci współistnieje kultura buddyjska i muzułmańska. Teoretycznie osadę zamieszkują dwie odrębne społeczności, ale w praktyce rytuały dwóch religii mieszają się tutaj swobodnie uzupełniane lokalnymi elementami animistycznymi. Przedstawiciele obydwu grup mieli w zwyczaju uczestniczyć we wspólnych świętach, których symbolika nawiązywała do obydwu tradycji.

Pomiędzy szczytami

Ladakh, widok na Leh

Widok na miasto Leh z pałacu królewskiego. (Fot. Justyna Kucharska)

Żywe kolory i bogate zdobienia świątyń w Ladakhu wyróżniają się na tle surowego krajobrazu. Tak, jakby ludzie pozbawieni bujności przyrody, chcieli sobie to zrekompensować intensywnością ornamentów w architekturze. Właściwie sam Ladakh jest równiną, większa cześć jego terytorium położona jest na wysokości większej niż 3 000 m.n.p.p. Największe miasto, Leh usytuowane jest na wysokości 3 524 m. Niemniej, ten płaskowyż ze wszystkich stron otoczony jest przez wysokie pasma górskie: na północy jest to Karakorum z najwyższym szczytem o wysokości 7 672 m n.p.m., na południowym zachodzie pasmo Himalajów z dwoma siedmiotysięcznikami. Te naturalne granice sprawiają, że nad Ladakh nie docierają monsunowe chmury, a pory roku są tu zupełnie inne niż na południe od Himalajów. To już kolejny element w tym regionie, który jest unikatowy w porównaniu z resztą Indii.

Życie w Leh

Ulice Leh – stolicy Ladakhu. (Fot. Justyna Kucharska)

Ze względu na wysokogórskie otoczenie Ladakh jest pustynią – wobec braku opadów niemalże jedynym źródłem wody są tu śniegi spadające zimą w górach. Roczne amplitudy temperatur są spore, sierpniowa temperatura to to zazwyczaj 20-30 stopni, w zimie dochodzi do -10. Takie warunki to wyzwanie dla ludzi, jako że i przyroda jest tu iście pustynna, a już na pewno nie sprzyja bujnym uprawom.

W rejonie rozwinęło się rolnictwo w mikro skali, obok jęczmienia i pszenicy uprawiane są charakterystyczne, urokliwe drzewka morelowe. Zresztą klasztory w Alchi położone są w zielonej enklawie, na którą składają się właśnie drzewka morelowe. Pestki z morel natomiast oferowane są w sklepikach w Leh – podobno są niezastąpione podczas długich wspinaczek.

Tradycyjnie powszechnym zajęciem w Ladakhu była również hodowla zwierząt. Tutaj prym wiodą jaki, krzyżówki jaka z wołem, oraz owce. Sweterki z wełny jaka również są towarem popularnym wśród turystów w Leh. Jeśli chodzi o dzikie zwierzęta, występują tu pantery śnieżne oraz niedawno odkryte tybetańskie lisy piaskowe. Niestety ich liczebności nie są duże, a żeby zobaczyć je w naturalnym środowisku, należy świetnie się do tego przygotować i poświęcić sporo czasu na czekanie. Ale to nie fauną i florą zachwyca Ladakh. Tym, co oczarowuje podróżników, są przede wszystkim wielkie otwarte przestrzenie, zarys wysokich pasm górskich i niezrównane światło.

 

Trasa Leh - Manali przez Himalaje

Droga z Leh do Manali – ciężarówki utknęły w osuwającej się ziemi. (Fot. Justyna Kucharska)

Droga sama w sobie może być celem?

Przestrzenie i kultura w Ladakhu są spektakularne, a pierwszą zapowiedzią niezwykłych wrażeń jest podróż prowadząca do regionu. Do wyboru mamy: jedno z najwyżej na świecie położonych lotnisk, drogę samochodową ciągnącą się na wysokości 5600 m n.p.m., ewentualnie, jeśli mamy szczęście, piękną drogę z Kaszmiru, którą niegdyś przemierzały karawany z paszminą. Ta ostatnia otwierana jest zazwyczaj w maju, zamykana późną jesienią – przez pozostałą część roku jest nieprzejezdna ze względu na opady śniegu. Niemniej, w tym przypadku okoliczności społeczno polityczne nieraz stawały się jeszcze większym utrudnieniem niż pogoda. Przez długi czas droga była zamknięta dla transportu publicznego ze względu na trudną sytuację w Kaszmirze i napięcia w relacjach z Pakistanem.

Druga ze wspomnianych dróg łączy Leh z Manali – to ona prowadzi przez miejsca położone ponad 5000 m n.p.m. Podobno to druga najwyżej położona droga samochodowa na świecie, a rozciąga się w zjawiskowym otoczeniu himalajskiej pustyni. Turyści najchętniej wybierają tę właśnie opcję podróżowania do Ladakhu, a spektakularne widoki po drodze są już niemal legendarne. Przejeżdżamy wszak przez górskie przełęcze, mijając po drodze zabytkowe klasztory.

Ladakh. Autostopem w Dolinę Nubry

Ta trasa to też szlak ciężarówek zaopatrujących odizolowaną równinę. Warto jednak nadmienić, że droga została zbudowana przez armię, żołnierze też dbają o jej utrzymanie. Nie chodzi bynajmniej o wygodę ludności cywilnej, ale o strategiczne położenie Ladakhu – w pobliżu granicy z Chinami, tuż obok problematycznego Kaszmiru. Można się tylko domyślać, jak bardzo trudnym zadaniem jest utrzymywanie trasy w dobrym stanie. Droga Leh-Manali jest otwarta jeszcze krócej niż ta łącząca Leh z Kaszmirem, w tym przypadku to tylko cztery letnie miesiące, powodem zamykania ruchu ponownie są opady śniegu. Ponadto tylko na niewielkich odcinkach droga jest wyasfaltowana, na niektórych jej etapach tylko ze śladów pojazdów można wnioskować, którędy biegnie trasa.

I jeszcze jedno: może to tylko niecałe pięćset kilometrów, ale warto na nie zarezerwować całe dwa dni. Nie chodzi jedynie o to, że co chwilę będziemy mijali idealne stanowisko fotograficzne. Naturalnie to też źródło licznych przestojów w podróży, ale przede wszystkim musimy się liczyć z nieprzewidzianymi przygodami. Nam pierwszego dnia podróży przytrafiło się zawalenie drogi, a drugiego jej zalanie. W takich sytuacjach kierowcy zdani są sami na siebie, a oczyszczenie trasy może trwać kilka godzin.

W miesiącach letnich, czyli w krótkim okresie czasu, kiedy droga jest przejezdna, ruch jest całkiem duży – trasę pokonuje sznureczek kolorowych ciężarówek. Nie należą do rzadkości przypadki, kiedy taka ciężarówka utknie na wąskiej jezdni tuż przy stromym zboczu, a jej przepychanie zajmuje pół dnia.

Kobietyt pracujące na budowie w Indiach

W Ladakhu na budowach pracują zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Starsze osoby niosą cegły. (Fot. Justyna Kucharska)

Nie tylko buddyjscy mnisi

Sezon turystyczny w Ladakhu jest krótki. Niemniej, przypada on na lipiec i sierpień: czas, kiedy Europejczycy i Amerykanie w najlepsze korzystają z letnich wakacji, a reszta Indii zalana jest monsunowymi deszczami. W związku z tym, od kilku co najmniej lat, w miesiącach letnich Leh przeżywa najazd turystów, a jego struktura demograficzna zmienia się drastycznie. O ile w czasie zimy życie miasteczka toczy się głównie w starszej jego części, o tyle w sezonie turystycznym ożywa gigantyczna osada podróżnicza. Pensjonaty, sklepiki, agencje turystyczne – sprawiają one, że senne miasteczko zmienia się nie do poznania.

Na wąskich uliczkach pojawia się coraz więcej gości. Znajomy, który był w Ladakhu przed wieloma laty, przedstawiał to miejsce jako mekkę dla amatorów doznań duchowych i rozważań filozoficznych. Miejsce wyciszenia i kontemplacji. Niezupełnie. Współczesny Ladakh to mekka backpackersów, ale backpackersów aktywnych, sportowych, żądnych przygód. Rozmowy przy kawiarnianych stolikach nie dotyczą dogmatów filozofii buddyzmu Vajrayany, ale wypraw pieszych bądź rowerowych, spływów kajakowych i szeroko pojętej aktywności fizycznej.

Zorganizowane trekkingi dla amatorów, wyprawy dla bardziej doświadczonych turystów – letnia oferta Ladakhu jest bogata. Możemy wyruszyć na trzy dni na tak zwany baby trekking, możemy też spędzić w trasie kilkanaście dni, przechodzić przełęczami na wysokości większej niż 5 000 m n.p.m., podczas gdy nasze bagaże i potrzebny sprzęt będą niesione przez osiołki. Możemy wybrać delikatne podejścia, możemy się też wspinać na stromych skałkach. A że Ladakh to nie tylko góry, ale także przepływający tędy Indus, możemy się skusić na spłynięcie po rzece pontonem. Standard usług turystycznych dostępnych wszędzie indziej, dopasowany do okoliczności przyrodniczych.

Ladakh w Indiach, backpackerzy spływaja rzeką Indus

Spływ po rzece Indus. (Fot. Justyna Kucharska)

Naturalnie nie tylko Ladakhijczycy obsługują przemysł turystyczny w rejonie. Na dwa miesiące zjeżdżają tu instruktorzy wspinaczki z innych części Indii. Spływy kajakowe po Indusie organizowane są między innymi przez firmy, które przez resztę roku pracują na Gangesie w okolicach indyjskiego Riszikeszu. Przemysł turystyczny przyciąga i innych przybyszów. Wespół z zagranicznymi podróżnikami pojawiają się handlarze – uciekinierzy z Tybetu. Od października do późnej wiosny prowadzą słynne targi z rękodziełem na plażowej Goa – biżuteria, szale, figurki Buddy. Wpasowują się idealnie w hippisowski wizerunek rejonu. W czasie monsunów przenoszą się wraz ze swoim towarem do Leh, gdzie oferują podobny asortyment. Wielu spośród handlarzy ma rodziny w jednej z tybetańskich osad w Indiach, ale zasadniczo prowadzą nomadyczne życie w rytm sezonów turystycznych w kraju.

Ladakh nie jest na razie popularnym celem dużych, zorganizowanych grup – jest atrakcyjny przede wszystkim dla indywidualnych podróżników. Turystyka bardzo jednak zmienia oblicze rejonu, który dotychczas pozostawał w dużej izolacji. Niemalże na naszych oczach dokonują się przemiany w indyjskim Tybecie – styl życia jego mieszkańców zmienia się diametralnie. Dotychczas życie Ladakhijczyków upływało pod dyktando trudnych warunków przyrody. Trudno oprzeć się wrażeniu, że obecnie dostosowywane jest do ruchu turystycznego. Napływowi mieszkańcy pojawiają się tu wraz z turystami w czerwcu, razem z nimi opuszczają Ladakh na początku jesieni. Dla rdzennych Ladakijczyków kilkutygodniowy sezon turystyczny to znaczące źródło dochodu, a można przewidywać, że w najbliższych latach liczba turystów będzie jeszcze rosła. Także mieszkańcy klasztorów buddyjskich ukrytych na górzystej pustyni odczuwają zmiany – w sezonie letnim wizyty zagranicznych gości są dla nich codziennością.

Justyna Kucharska

Psycholożka i afrykanistka, która ostatnio podróżuje głównie po Azji. Pracuje jako trenerka freelancerka, bo dzięki temu może co roku spędzać dużo czasu w podróży. Od niedawna prowadzi blog www.justynakucharska.com.

Komentarze: (1)

Ewa 4 września 2014 o 11:10

Świat się bardzo zmienia, i tego się nie uniknie. mam wrażenie czytając Justyno Twój artykuł, ze mówisz by jechać tam teraz, gdy jeszcze teren zachował swoja indywidualność. gdy się jeszcze nie sprzedał dla widoku i napływu turystów.
Tybet, Księstwo Mustang, Ladakh to moje marzenia, do zrealizowania już niebawem
dziękuję Ci za artykuł
Ewa

Odpowiedz