Explore Apolobamba, czyli odkrywanie Apolobamby – dziewiczych terenów Boliwii. Są miejsca na naszej planecie, na których stopa człowieka jeszcze nie stanęła. Rozmawiamy z Marcinem Kruczykiem, Tomkiem Muchą i Magdą Tworek – uczestnikami wyprawy, którzy nie chcą zdobywać Korony Ziemi ani Korony Himalajów, ale postawili na tereny często niezauważane.

– Na jakiej wysokości żyją kondory?

Marcin – Na wysokości 5 000 m n.p.m. już są. Czyli na tych wysokościach, na których będziemy się wspinać w Apolobambie. Latały nad nami, kiedy wspinaliśmy się tam w 2009 r.

– Pytam, bo nieoficjalne hasło waszej wyprawy to „Ciut niżej niż kondory”…

Marcin – To jest nawiązanie do dwóch polskich wypraw w Andy, które odbyły się w latach 30. XX w. Ich osiągnięciem było między innymi to, że zdobyli drugi i trzeci wierzchołek Ameryki Południowej jako pierwsi ludzie na świecie i weszli jako drudzy na świecie na najwyższy szczyt, czyli Aconcagua.

Weszli nową drogą – słynnym już dziś Lodowcem Polaków. Powstała na ten temat książka, której tytuł brzmiał „Wyżej niż kondory”. Ale oni zdobywali wyższe szczyty niż my, a my wchodzimy ciut niżej, niż latają kondory. Ale tak naprawdę przyświecają nam podobne idee i cele, bo oni też eksplorowali Andy, a to, co my robimy, to wchodzenie na szczyty dziewicze – to też niewątpliwie jest eksploracja Andów.

– Dlaczego to robicie? Czemu wspinacie się na wysokie szczyty, zamiast na przykład posiedzieć w domu przed telewizorem?

Tomek – Ja nie mam telewizora. A dlaczego lubię się wspinać? Bo to jest fajny pomysł na spędzenie czasu. Skupiam się przede wszystkim na wspinaczce sportowej, czyli na robieniu coraz to trudniejszych dróg i to jest takie zajęcie, powiedziałbym, dosyć kreatywne. A poza tym interakcja z przyrodą jest bardzo ciekawym aspektem.

No i przygody! Wspinaczką zajmuję się od kilku lat, więc nie jestem jeszcze zaprawiony w boju tak, jak Marcin. Zacząłem od wspinaczki panelowej, potem poznałem Marcina, wyjechaliśmy do Turcji i wtedy tak na poważniej zaczęła się przygoda w górach.

– Czyli to Marcin wciągnął cię w góry. Marcin, czujesz się winny?

Marcin – Nie, czuję się bardziej dumny, niż winny. A najlepsza odpowiedź na poprzednie pytanie została już udzielona. W latach 20. XX w. był taki brytyjski wspinacz, który się nazywał Mallory.

On próbował zdobywać Mount Everest. To jeszcze było na długo przed epoką Hillary’ego i Tenzinga Norgaya, którzy zdobyli później ten szczyt. I na pytanie, po co on tam jeździ, Mallory odpowiadał „Ponieważ istnieje”. Od tamtej pory mało kto chce odpowiedzieć na to pytanie, dlatego ja od siebie też nic nie dodam.

Magda – Ja po prostu lubię góry. Naturę, przyrodę. Lubię być daleko od miasta. Bardziej wędruję, niż się wspinam, choć ostatnio intensywnie ćwiczę.

– Podejrzewam, że niewielu ludzi w Polsce słyszało nazwę Apolobamba. Skąd więc wziął się u was taki pomysł, żeby akurat tam się wspinać?

Marcin – To był mój pomysł jeszcze w 2008 r. i jest z tym związana nieco dłuższa historia. Zacząłem się wspinać w 2005 r. po wyższych górach. Poznałem Wojtka Chaładaja, jednego z uczestników projektu, a jego marzeniem było wejść na szczyt, którego nikt wcześniej nie zdobył. Próbowaliśmy to zrobić w 2007 r. w Karakorum – nie udało się. W związku z nieprzyjemnymi przygodami, jakie nas tam spotkały, mieliśmy już dość Azji, więc postanowiliśmy zdobyć jakiś dziewiczy szczyt poza tym kontynentem.

– Dużo jest takich niezdobytych gór na świecie?

Marcin – Kilkadziesiąt tysięcy. Większość w Azji – w Pakistanie, Indiach, Chinach, trochę w Kirgistanie i Kazachstanie. Są też w Andach, na Alasce mogą jakieś być…

Marcin ma już za sobą kilka przygód. Jedną z nich była wyprawa do Meksyku. Na zdjęciu czynny wulkan Orizaba będący najwyższym szczytem Ameryki Środkowej. (Fot. Marcin Kruczyk)

Marcin ma już za sobą kilka przygód. Jedną z nich była wyprawa do Meksyku. Na zdjęciu czynny wulkan Orizaba będący najwyższym szczytem Ameryki Środkowej. (Fot. Marcin Kruczyk)

– Co sprawia więc, że niektóre góry są, powiedzmy, oblegane, a na inne nikt nie wchodzi?

Marcin – Jest bardzo wielu tzw. kolekcjonerów. Każdy chce zdobyć albo Koronę Ziemi, albo Koronę Himalajów, albo jakieś trudne do osiągnięcia szczyty. Ludzie tłumnie jeżdżą na takie góry, a bardzo często nieopodal tych szczytów znajdują się góry niezauważone, na które nikt nie zwraca uwagi. Tak jest z Apolobambą. W Apolobambę dodatkowo trudno jest się dostać.

– Co oprócz tej długiej drogi, trudnego dotarcia na miejsce wydaje się wam największym wyzwaniem podczas planowanej wyprawy?

Marcin – Na pewno będą trudności wspinaczkowe, bo udało nam się trochę poznać te góry ostatnim razem i będziemy się teraz nastawiali na nieco trudniejsze wyzwania. A naprawdę niebezpieczne w tych górach jest to, że skała jest strasznie krucha. To są piękne góry, zielone, mnóstwo wody, pełno zwierząt i przebywanie tam jest ogromną przyjemnością samo w sobie, ale niestety są kruche. Asekuracja jest bardzo niepewna. Człowiek łapie się skały i nie wie, czy nie zostanie mu ona w ręku, dlatego trzeba bardzo ostrożnie się tam poruszać i trzeba mieć wiele sprzętu do asekuracji.

Ewa Serwicka

Zamieniła korpopracę na turystykę. Lubi patrzeć na świat przez obiektyw aparatu. Bloguje na Daleko niedaleko.

Komentarze: Bądź pierwsza/y