Ekipie z Eurobusika udało się na trasie zgubić wielki materac z Ikei, zaliczyć mały pożar w aucie i skoczyć na corridę. Ale przede wszystkim udało im się przejechać dziewięć i pół tysiąca kilometrów dwudziestoczteroletnim Volkswagenem T3 przez Europę Zachodnią. Gdzie spali? Co jedli? Czy auto rodem z bajki Scooby Doo dało radę? O tym wszystkim i nie tylko opowiada grupa przyjaciół z Eurobusa.

18 lipca grupa sześciu znajomych (Konrad, Ewa, Karol, Giulia, Hubert, Alicja – pochodzących kolejno z Kozienic, Radomia, Warszawy i Iławy) ruszyła na podbój Europy dwudziestoczteroletnim Volkswagenem T3, nie mając żadnego pojęcia o mechanice samochodowej, pełni wiary i nadziei wystartowali na zachód.

Podróż trwała trzydzieści pięć dni (18.07-22.08). Kolejno byliśmy w Niemczech, Holandii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Gibraltarze, Monaco, Włoszech, Austrii, Czechach i Polsce. Pokonaliśmy około dziewięć i pół tysiąca kilometrów.

Około dlatego, że wielokrotnie błądziliśmy w dużych miastach. Często pokonywaliśmy dany odcinek trasy niekoniecznie za pomocą GPS i sugerowaliśmy się opiniami mieszkańców w które regiony warto się udać.

Jeżeli chodzi o powszechnie znane miasta to na naszej mapie znalazły się kolejno Warszawa, Poznań, Berlin, Amsterdam, Rotterdam, Paryż, Bayonne, Porto, Lizbona, Lagos, Gibraltar, Sevilla, Malaga, Valencia, Lloret de Mar, Barcelona, Saint – Tropez, Monaco, Cannes, Nicea, Wiedeń, Wenecja. Po drodze mijaliśmy mnóstwo urokliwych miast, miasteczek oraz wiosek.

Czas w podróży

Wbrew pozorom nie nudziliśmy się w ogóle. Kolejne godziny w trasie uciekały nam bardzo szybko. Graliśmy w gry, bardzo dużo rozmawialiśmy, pisaliśmy notatki, przeglądaliśmy zdjęcia i filmy. Z racji tego że podróżowaliśmy głównie w nocy, aby w dzień jak najwięcej zobaczyć nie odczuwało się kolejnych kilometrów.

Auto

Nasz samochód odmalowany na barwy kultowej bajki Scooby Doo (The Mystery Machine) spisywał się niezawodnie. Chwile obawy były, gdy w górach jechaliśmy max dwadzieścia kilometrów na godzinę, jednak najważniejsze, że jechaliśmy do przodu. Po drodze dostał nową, hiszpańską nazwę EL ŻUBER :)

W Cannes samochód zaniemógł… prawie dwa tysiące kilometrów do domu a on nie chciał odpalać. Z racji tego że myśleliśmy, iż jest to popsuty rozrusznik, a nie wiadomo ile wyniosłaby naprawa, postanowiliśmy inaczej załatwić ten problem. Mianowicie od tego miejsca zawsze odpalaliśmy samochód z… popychu. Po wielu komicznych sytuacjach, kiedy dziewczyny zatrzymują ruch w centrum miasta, a my pełni werwy pchamy auto, szczęśliwie wróciliśmy do domu.

Po powrocie okazało się, że jest to jedynie wadliwa kostka w stacyjce, której naprawa kosztuje 40 zł i uwaga… możemy ruszać w drugą podróż! Zdziwiło nas, że auto tak wytrzymało trudy podróży a przypominam, że jeździliśmy po Alpach i Pirenejach.

Nocleg

Wedle zamierzeń nocleg był tylko na dziko. Spaliśmy na stacjach benzynowych, w centrach miast, na poligonie we Francji, na placu budowy w Brukseli, na dachu auta w Paryżu, na polu buraków i kukurydzy w Hiszpanii oraz w portugalskich górach. Czasami policja usuwała nas z jednego miejsca, wtedy my udawaliśmy się w kolejne i tak pół ekipy spało w busie, a pół w namiocie.

Jedzenie

Żyliśmy głównie na produktach z supermarketów, fast foodów oraz owocach. Kilka razy próbowaliśmy obiadów extra i lokalnych przysmaków.

Zguby i przygody

Na drodze szybkiego ruchu dwukrotnie zgubiliśmy wielki materac z Ikei, którego nota bene zapomnieliśmy przypiąć na dachu. Zgubiliśmy również koło, które spadło nam na autostradzie. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a wyglądało to dość groźnie. Raz z tego powodu zatrzymała nas policja, ale skończyło się na zdjęciach i upomnieniu :)

W hiszpańskiej Maladze całkiem przypadkiem trafiliśmy na korridę. Byliśmy zaszokowani tradycją i kulturą tego regionu. Zabijanie byków na oczach tylu ludzi oraz wielka feta z tego powodu nie wszystkim uczestnikom naszej podróży przypadły do gustu.

W Niemczech byliśmy w największym w regionie parku rozrywki, w Heidpark’u. W centrach największych miast tj. Barcelona, Berlin, Paryż czy Bruksela zwiedzaliśmy lokalne zabytki i podziwialiśmy ich architekturę. Byliśmy na najładniejszych plażach w Portugalii (Lagos) oraz wybrzeżu Francuskim, które idealnie jest przygotowane dla surferów.

Największą atrakcją wyjazdu był niewątpliwie obóz Raibnow Gathering w Południowej Portugalii. Był to festiwal ludzi kwiatów, którzy czerpiąc jak najwięcej z natury, przeciwstawiający się komercjalnemu i konsumpcyjnemu stylowi życia wychodzą na przeciw ludzkim potrzebom i spotykają się raz na rok w określonym miejscu w Europie, po to aby czerpać z tradycji hipisowskich. Asymilują się z naturą oraz ludźmi tam przyjeżdżającymi. Niesamowite wrażenia, kiedy cztery tysiące ludzi mieszka w namiotach i dwa razy dziennie spotykają się na wspólnych śpiewach i posiłku.

We Włoszech całkiem przypadkiem trafiliśmy na wspaniałe miejsce – mianowicie strumyk, w którym woda miała kolor wapienia. We Francji trafiliśmy na zlot starego modelu marki Citroen na którym byli ludzie z całej Europy. W Nicei mieliśmy mały pożar w aucie. Wyglądało groźnie – kabina była pełna dymu, a okazało się, że to tylko małe spięcie kabelków. W Portugalii trafiliśmy na tor wyścigowy.

Zwiedzanie

Większe miasta zwiedziliśmy albo na rowerach albo piechotą. Czasami dziennie robiliśmy nawet do piętnastu kilometrów. Przyjazna była również komunikacja miejska.

Ludzie

Poznaliśmy mnóstwo ludzi, z którymi mamy kontakt do dzisiaj. Zabieraliśmy ze sobą autostopowiczów. Na trasie było masę Polaków.

W Portugalii to właśnie oni nas zabrali na obóz Rainbow. Tam na miejscu spotkaliśmy Kalifornijczyka, który studiuje we Francji i był naszym przewodnikiem w górach portugalskich. W Walencji poznaliśmy Libijczyka, który uciekł z Afryki na łodzi wielkości naszego busa, uwaga: w 45 osób! Wiadomo, nie wszyscy dopłynęli do Europy.

Plany na przyszłość

Bus aktualnie jest użytkowany. Mieszkańcy Warszawy mogą spotkać The Mystery Machine na swoich ulicach. O dziwo samochód po tak długiej wyprawie, po drobnych poprawkach kosmetycznych jest w nienaruszonym stanie, o ile można było tak go nazwać na początku wyprawy :)

W najbliższe wakacje planujemy kolejną podróż, tym razem o wiele dłuższą i nie mam tu na myśli tylko dni, ale prawdopodobnie dwa razy więcej kilometrów. Smaczku dodaje to, iż prawdopodobnie w kolejną podróż wyruszymy w o wiele bardziej niedostępne regiony oraz, że dołączy do nas jeszcze jeden bus :)

Szczegółów nie chcemy zdradzać, bo jesteśmy na etapie planowania trasy i zbierania pomysłów. Wkrótce informacje o naszej kolejnej wyprawie!

Samia Grabowska

Czasem gdzieś jedzie. A jak nie jedzie to jej myśli wędrują daleko :) Dalej niż mogłyby ją zaprowadzić nogi.

Komentarze: Bądź pierwsza/y