Nie Złote Piaski i nie Słoneczny Brzeg, ale góry na pograniczu serbsko-bułgarskim były celem offroadowego wypadu. Jak wygląda Bułgaria z napędem na 4 koła? Zapraszam do lektury.

Pięć samochodów, trasa: jak najbardziej poza szlakiem. Dupnica Trophy z roboczej nazwy przemieniła się w oficjalną nazwę ekspedycji. W trafności wyboru utwierdzili nas Bułgarzy, którzy śmiali się klepiąc się po tyłku, gdy czytali naszą wyprawową naklejkę.

Do Bułgarii jechałem pełen obaw. Z jednej strony ten kierunek to był mój pomysł, a z drugiej moja odpowiedzialność za ekspedycję. Przed samym wyjazdem pomyślałem sobie: To w końcu kraj europejski i unijny, czy naprawdę mamy tam czego szukać?

Po lekturze forów internetowych i wpisów turystów ręcznikowo-leżakowych ze Złotych Piasków i Słonecznego Brzegu miałem obawy czy destynacja została obrana słusznie. O tym, jak bardzo się myliłem, miałem dowiedzieć się dopiero 26 kwietnia wieczorem, po przekroczeniu serbsko-bułgarskiej granicy na sennym przejściu granicznym w Vrška Čuka (BG: Връшка чука lub Srb: Вршка чука), którego byliśmy jedynymi „klientami”. Po paszportowej procedurze zostaliśmy wpuszczeni z powrotem do Unii. Pognaliśmy w nieznane…

W spożywczaku

Pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy w Bułgarii był sklep spożywczy. W niewielkiej miejscowości, gdzie udało się także odnaleźć bankomat, wypłaciliśmy tutejsze lewy i poszliśmy na pierwsze zakupy. Właściwie na wsiach i w górach sklepy są podobne, mało różnią się od naszych sklepików wiejskich z tym, że przekrój towarów pierwszej potrzeby jest inny. W ladzie chłodniczej najczęściej znajdziemy oliwki, które sprzedawca nakłada „na wagę” i sirene – bułgarski twaróg. Im lepsze zaopatrzenie ma sklep, tym wybór zarówno oliwek jak i sera jest większy.

Fakt, że narodową potrawą Bułgarii (oprócz niezjadliwej moim zdaniem zupy szkembe) jest sałatka szopska, wymusza zawsze istnienie skromnego stoiska warzywnego (cebula, ogórki, pomidory, czuszki przeróżne). Często możemy także spotkać w ladzie popularne i wytwarzane maszynowo czewapcze i kjufte przygotowane już do podgrzania. Najczęściej są one przearomatyzowane, a ich smak poza nutą czubricy odbiega od dobrej jakości wyrobów domowych bądź dań podawanych w szanujących się lokalach.

Oprócz tego znajdziemy łukanki i szpek, czyli podobne do salami kiełbasy, również podprawiane czubricą, które nie wzbudziły mojego entuzjazmu. Nie chcę przez to mówić, że mi nie smakowały, są zjadliwe, ale nie mój smak.

Kolejnym narodowym symbolem jest kwaśne mleko (o smaku zbliżonym bardziej do polskiego jogurtu naturalnego), które możemy zakupić w kilku wariantach w zależności od zawartości tłuszczu. Do mleka zagryzamy banicę (bułka z ciasta yufka, najczęściej z sirene) i śniadanie gotowe, czasem kiselo mljiako zastępują Bułgarzy bozą – próbowaliśmy, ale nawet czterem osobom nie udało się opróżnić jednej butelki (w smaku słodki żurek, do tego zimny o gęstej, zawiesistej konsystencji).

Przejdźmy do działu trunki, przegląd piw nie wypada zbyt pomyślnie. W Polsce preferujemy raczej pełny aromat chmielu w smaku piwa, który na bułgarskiej ziemi może zapewnić nam jedynie Szumenskie. Pozostałe piwa w typie lager i pilsner mogą być gratką dla wielbicieli lżejszych piw zza naszej południowej granicy (Zagorka, Ariana, Piryńskie, Astika). Osobiście gustuję w rakii i nie lada atrakcją było dla mnie smakowanie jej kolejnych odmian i rodzajów w zależności od części kraju w jakiej się znajdowaliśmy. Ostatecznie jako najbardziej uniwersalny mogę uznać wybór rakii (grozdowej – z winogron) o nazwie Pieszczierska.

 7 faktów o bułgarskiej rakii

Suma summarum w sklepach zaopatrzymy się całkiem nieźle i o ceny nie należy się obawiać. Jedynym mankamentem jaki może nas niepokoić jest waciane pszenne pieczywo, które szybko czerstwieje i jest aż nazbyt puszyste. Ratunkiem są bułki, raz udało się nam kupić pieczywo razowe.

Lato z komarami

Jako że nasze przedwyprawowe spotkanie wypadało popołudniem jeszcze w Serbii, czasu na znalezienie miejsca noclegowego po przekroczeniu granicy mieliśmy niewiele. Udało się wyśmienicie, nad jeziorem gdzie wystawiliśmy się na pierwsze w tym roku kąsanie komarów. Pierwsza noc przy ognisku przypominała te mazurskie z serii „z komarami lato”. Później latające insekty już tak nie doskwierały, za wyjątkiem jednego noclegu niedaleko Montany, gdzie przyszło nam spać również nieopodal zbiornika wodnego.

Widoków "na tapetkę" nie brakowało. (Fot. Igor Rumiński)

Widoków „na tapetkę” nie brakowało. (Fot. Igor Rumiński)

W ogóle w Bułgarii nie mieliśmy problemu z nocowaniem pod namiotami. Znalezienie miejsca do spania dla pięciu samochodów nie stanowiło problemu, to samo było z dostępem do pitnej wody. Bardzo często i gęsto rozlokowane czesmy gwarantowały źródlaną wodę praktycznie w każdej wsi. Podczas podróżowania z północy kraju na południe spotkała nas tylko jedna niespodzianka, nieopodal Cziprowisti gdzie jak się dowiedzieliśmy od mundurowych, którzy później nas eskortowali, wymagane jest zezwolenie na nocleg na biwaku ze względu na bliskość z granicą Serbii. Po przejechaniu z nami kilkunastu kilometrów szlaków po górskich szutrach, pogranicznicy pożegnali nas odjeżdżając swoim defenderem, a nas pozostawiając na tracku.

Teraz uzmysłowiłem sobie także, że podczas całej podróży nie znaleźliśmy ani jednego pola namiotowego czy kempingu na trasie. Nigdy nie spaliśmy na ogrodzonym terenie czy u kogoś, zawsze na dziko. Jest jednak jedno „ale” co do spania w terenie – mianowicie skorpiony. Jest ich sporo, my zauważyliśmy trzy, z czego jeden wypadł spod podłogi namiotu przy składaniu obozowiska. Miejcie się na baczności!

Posiłek z kibicami

W Belogradczkiku spędziliśmy prawie dwa dni. Pierwszy – traktując go jako punkt zborny po zwiedzaniu Jaskini Magura, a drugi – jako bazę wypadową w dalszą drogę. Zarówno pierwszego jak i drugiego dnia zawitaliśmy do baru szybkiej obsługi usytuowanego przy jednej z uliczek odbiegających od rynku. Ceny jak w barze mlecznym, smaki pełen przekrój. Jako że lokal pełnił rolę jadłodajni jak i knajpki, gdzie kibice wpatrzeni w podwieszone lcd komentując sytuacje na boisku pili piwo i zagryzali je małymi suszonymi rybkami (jak u nas słonymi paluszkami), czuliśmy że to miejsce jak najbardziej właściwie, aby wejść w rytm tej mieściny. Zajadałem tam kebabcze, zupę z kurczaka, ryby zarówno suszone jak i pieczone, lutenicę, tzatziki, urnebes (na szczęście kto inny zamówił flaczki szkembe, których specyficznego smaku jeszcze wtedy nie miałem okazji poznać).

Oprócz tego lokalu byliśmy w czymś w rodzaju „schroniska górskiego”, ale ze względu na pana, który próbował tam udawać kucharza, nie będę nazwy tego lokalu wymieniał. Jedliśmy także w Rile w małej knajpce Valdis, gdzie kucharze serwowali wyśmienitą jagnięcinę na kilka sposobów. Tam pierwszy raz pełen ufności zamówiłem szkembe… Wystarczyła jedna łyżka. Ale za to na drugiej i trzeciej zupie się nie zawiodłem, a były to: tradycyjny bułgarski chłodnik z tartym ogórkiem i szczypiorkiem i bob czorba, czyli fasolówka z pomidorami (bywa różna, ale warto próbować). Jeżeli chodzi o śniadania na całych Bałkanach entuzjaści omletów mają pełen wypas, ale mnie na śniadanie zdarzyło się zamówić jajecznicę z cebulą i jagnięcymi podrobami pokrojonymi w kosteczkę. Wątróbka w ogóle często występuje w bułgarskim menu.

Obiadowo polecam sposób w stylu bałkańskiego fast foodu: jadąc po miejscowości wypatrujmy sklepu mięsnego, mają tam często wystawione swoje firmowe grille, na których smażą się kebabcze i kiufte z własnego wyrobu. Takie stoisko to duma właściciela i żywa reklama. Za dosłownie kilka lewa dostaniemy porządną porcję mięsa, do której kupujemy bułki typu pita, lutenicę, zielone czuszki i obowiązkową cytrynową dwuprocentową Arianę (w Bułgarii dopuszczalny poziom alkoholu we krwi kierującego pojazdem wynosi 0,5 promila).

Ale było też wykwintnie. Po siedmiu dniach w górach, już przed macedońską granicą wjechaliśmy do bułgarskiego Zakopanego czyli miejscowości Melnik, a gdzie poszliśmy do „turystycznej” knajpki. Nieprzestraszeni cenami (choć znacznie wyższymi niż w innych lokalach, w których dotychczas się stołowaliśmy) byliśmy w dalszym ciągu mile zaskakiwani potrawami i wspaniałym melnickim winem Szardone (Шардоне), które w dzbankach było donoszone na uginający się od potraw stolik dosyć często.

Żegnając się z Bułgarią było nam łatwiej kiedy następnego dnia do granicy przez kilka pierwszych kilometrów jechaliśmy między winnicami, a w bagażniku chlupotało pięć litrów białego wina, które wieźliśmy do Polski.

Na drodze

Trasy terenowe w Bułgarii są czasem wymagające, ale bez wielkiego ryzyka. Ze względu na duże zapylenie wymagane jest tu posiadane minimum jednego filtra powietrza na zapasie. Asfaltowo Bułgaria nie powala, taka Polska pięć lat temu – dziury są, ale nie tak dramatyczne jak na Ukrainie, drogi górskie super. To, że większość kraju jest obszarem wyżynnym procentuje widokami i malowniczymi tapetami wynurzającymi się co chwila zza zakrętów serpentyn na górskich szlakach.

Większość trasy przygotowałem wspólnie z Huskim za pomocą Google Earth, Map Source i gpxów ściągniętych od kolegów bądź entuzjastów off-roadu z forów zagranicznych. Terenowo mogę powiedzieć, że wycieczka była satysfakcjonująca. Obawiałem się unijnego asfaltu, ale się nie zawiodłem i polecam ten kierunek turystom 4×4. Podczas pierwszej wizyty udało nam się zwiedzić kawałek Starej Planiny, Vraczański Balkan, którym jestem zauroczony, Witoszę, Riłę i część gór Piryńskich. Wiemy, że mamy po co wracać – Rodopy czekają!

Turystycznie również jestem zadowolony. Co krok to zabytek, wystarczy poszukać. Nie w każdym przypadku są to jasno oznaczone miejsca, niektóre trzeba wytropić. Mając jasno określoną trasę byliśmy „skazani” na atrakcje leżące nieopodal naszego tracka. Zwiedziliśmy pozostałości Monasyru Albotyńskiego, antyczne ruiny w Kuli, jaskinię Magura, twierdzę i skały w Beogradcziku, monastyr Cziprowicki, Siedmiu Ołtarzy i ten najważniejszy czyli Rilski.

Z tego co obserwowaliśmy, góry bułgarskie mogą być nie lada gratką również dla turystów pieszych. Infrastruktura w większości miejsc w renowacji, ale prace trwają. Jadąc dalej wzdłuż granicy celowo ominęliśmy Sofię wbijając się w Witosze, a Huskiemu nawet udało się skutecznie utknąć na jednym ze szlaków w masywie rilskim. Dalej już tylko piramidy stobskie, robiące mniejsze wrażenie niż melnickie. Stara Sosna bałkańska i bezimienne miasto, ale to Melnik nocą, pomimo że mocno komercyjny, pozostanie w mojej głowie na długo.

Kilka drobnych awarii samochodów wymusiło bliższy kontakt z Bułgarami. Zawsze spotykaliśmy się z zaciekawieniem i ze szczerą chęcią pomocy. Czasami, pomimo wspólnych słowiańskich korzeni, nie mogliśmy się dogadać za pomocą słów, ale zdarzało się, że za pomocą gestów można było przekazać lakiernikowi z wiejskiego warsztatu, że chodzi o gwint calowy a nie metryczny.

Generalnie jeżeli chodzi o porozumiewanie się, nie było żadnych problemów. Jeżeli jeszcze dodatkowo umiesz czytać cyrylicę, w Bułgarii nie zginiesz. Wiele wspólnych lub podobnie brzmiących słów umożliwia szybkie i sprawne przekazywanie informacji. Wiele osób rozmawia po rosyjsku, a młodzi często porozumiewają się po angielsku na poziomie średnio-wschodnioeuropejskim, więc Polakom dogadać się jest łatwo.

Turyści są witani chętnie, a góry nie są jeszcze tak skomercjalizowane jak czarnomorskie kurorty. Kraj, w którym drzemie duży potencjał turystyczny, który w górach widać wokół miejscowości Bansko, gdzie buduje się nowoczesny apartamentowy kurort narciarski w stylu alpejskim. A jeździć na nartach i nie tylko jest w Bułgarii gdzie!

Z pełną odpowiedzialnością rekomendujemy tą destynacje turystom z napędem na cztery koła!

Słowniczek:

  • sirene (сирене) – bułgarski biały ser solankowy może być produkowany z mleka pochodzącego od krowy, kozy bądź owcy. Zbliżony smak do fety
  • szkembe cziorba (шкембе чорба) – bułgarska zupa z flaków wołowych z dodatkiem mleka, podawana na słodko
  • kebapcze (кебапче) – mięsne wałki z dodatkiem czubricy, smażone na ruszcie z charakterystycznymi przypalonymi liniami, podawane jako główne danie lub dodatek
  • kiufte (кюфте) – to samo co kebapcze, ale formowane w okrągłe kotlety
  • łukanka (Луканка) i szpek (Шпек) – półsuche tradycyjne wędliny bułgarskie, mocno przyprawione
  • kiselo mliako (кисело мляко) – kwaśne mleko, ale zncznie słodsze niż nasze występując w pełnym przekroju zawartości tłuszczu od light do wyrobów 5%
  • banica (баница) – tradycyjny placek z dodatkiem sirene zwijany i zapiekany
  • boza (боза) – lekko sfermentowany słodkawo-kwaśny napój przygotowany z pszenicy
  • rakija (ракия) – tradycyjna wódka destylowana z owoców
  • czesma (чешма) – ujęcie wody, najczęściej pitnej, często spotykane w Bułgarii
  • lutenica (лютеница) – pasta paprykowo-pomidorowa z przewagą pomidorów, przyprawiona czasami z innymi dodatkami warzywnymi
  • urnebes (Урнебес) – pasta serowa z dodatkiem papryki i czasem innych warzyw traktowana jako sałatka lub nadzienie i dodatek do potraw mięsnych
  • bob cziorba (боб чорба) – bułgarska zupa fasolowa z dodatkiem pomidorów i czasem ostrej papryczki
  • czuszka (чушка) – papryczka ostra czasem bardzo
  • szardone (Шардоне) – winko ze szczepu winogron o tej samej nazwie Chardonnay
  • monastyr (манастир) – klasztor, czasem zespół klasztorny

Igor Ruminski

Kierowca Dyskoteki, aktywny turysta, ostatnio pochłonięty turystyką offroad połączoną z krajoznawstwem. Instruktor imprez na orientację, przewodnik Nordic Walking, organizator turystyki PTTK, pilot wycieczek.

Komentarze: 3

Michał 27 lutego 2014 o 23:36

Żeby Melnik nazwać bułgarskim Zakopanem trzeba mieć nie lada wyobraźnię. Bansko tak ale Melnik (:

Odpowiedz

Gori 28 lutego 2014 o 8:25

@Michał – pewnie ze względu na góry masz rację ale jeżeli chodzi o główny deptak to taka sama komercja jak w naszej stolicy Tatr. Porównywać można na wielu poziomach. Jeżeli operować na tym najniższym to przyznaje Ci całkowicie rację. Ale jeżeli wejść w głębszy sens tego porównania mogą się ujawnić inne analogie do Zakopanego. Jeżeli byłeś w Melniku w sezonie turystycznym, pewnie zrozumiesz. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Andrzej 5 września 2014 o 16:36

szkembe cziorba (шкембе чорба) – bułgarska zupa z flaków wołowych z dodatkiem mleka, podawana na słodko
Na ostro-kwaśno. Dodaje się ostrą paprykę w płatkach i czosnek rozcierany z octem. Bez tego błeee.

Odpowiedz