W 2010 roku piątka studentów ze Świdnicy wyruszyła w wymarzoną podróż busem dookoła Europy Zachodniej. Wyjeżdżając planowali zobaczyć kawałek świata, wrócić i sprzedać auto. Wyszło jednak trochę inaczej… Objechali Polskę, wschodnią Europę, Amerykę Północną, a w najbliższych planach jest Australia. W międzyczasie pomysłem na podróżowanie busem zarazili sporo ludzi. O projekcie Busem przez Świat rozmawiamy z Karolem Lewandowskim.

– Swoim busem odbyliście sześć wypraw w ciągu trzech lat, łącznie przejechaliście ponad pięćdziesiąt tysięcy kilometrów… I w międzyczasie naprawialiście go trzydzieści razy. Nie mieliście ochoty zmienić środka transportu?

– Cały nasz projekt opiera się na tym, że to właśnie tym starym busem kupionym za 2000 złotych objedziemy świat pomimo wszystkich przeciwności losu. Przy tak starym i tanim aucie spodziewaliśmy się awarii, wprawdzie nie aż tylu, ale stało się to nieodłączną częścią naszego podróżowania. Tak naprawdę, gdyby nie te awarie to nasz projekt nie wyglądałby tak jak wygląda. Gdyby nie wiele problemów po drodze, pomimo których zawsze kontynuowaliśmy podróż, to być może nawet nikt nie zainteresowałby się nami.

Busem przez Świat

Bus to nie tylko auto, stał się członkiem ekipy. (Fot. archiwum wyprawy)

Kogo interesowałoby, że ktoś jedzie przez świat nowiutkim VW? Pomijając, że nas na niego nie stać :) Wyprawa starym busem, w którym co chwilę coś się psuje, odpadają koła, którego trzeba naprawiać w polu i na pustyni drutem i taśmą klejącą – to jest wyczyn.

Poza tym każda awaria, o dziwo, zawsze przynosiła nam coś dobrego. Kiedy nie mogliśmy sami poradzić sobie z naprawą, to szukaliśmy pomocy wśród miejscowych, a bardzo często wystarczało postać na poboczu z otwartym silnikiem i zaraz zbierała się cała grupka ciekawskich. Owocowało to niesamowitymi znajomościami, zaproszeniami i wydarzeniami, których nigdy byśmy się nie spodziewali. Z wieloma z tych ludzi zaprzyjaźniliśmy się i dalej utrzymujemy kontakt.

Dodatkowo, po tylu wyprawach i wspólnych przygodach tak zżyliśmy się z naszym busem, że stał się nie tylko środkiem transportu, ale członkiem ekipy i za nic nie moglibyśmy się z nim rozstać.

Ekipa Busem przez Świat

Chodzi o to, by wspólnie cieszyć się przygodą. (Fot. archiwum wyprawy)

– Wróćmy do początków. Kilku chłopaków zapragnęło objechać busem Europę. Kim byli?

– Piątką studentów bez doświadczenia podróżniczego i mechanicznego, ale z jednym wspólnym marzeniem – wyruszenia w szaloną podróż. Pomimo niewielkiego poparcia wśród znajomych i ciągłego pukania się w głowę wierzyliśmy w nasz szalony pomysł. Wierzyliśmy, że nie trzeba doświadczenia i pieniędzy, nie trzeba być od razu Cejrowskim albo Wojciechowską, żeby zacząć zwiedzać świat i przeżyć przygody prosto z książek.

Wtedy nie spodziewaliśmy się, że cały ten projekt tak się rozrośnie, że będą kolejne wyprawy. Szczerze mówiąc planowaliśmy tylko jedną i że po powrocie sprzedajemy busa i cały wyjazd wyjdzie nas dzięki temu jeszcze taniej. Ale kiedy wróciliśmy, zaczęliśmy myśleć o kolejnych wyjazdach i nie było mowy o sprzedaniu auta.

– To pytanie pewnie zadawano Wam nie raz: dlaczego bus? Skąd inspiracja?

– Na początku nie było wiadomo, że to będzie bus. Miało być auto wystarczająco pojemne, żeby pomieściło pięciu chłopa z bagażami, namiotami i zapasami jedzenia oraz wystarczająco tanie, żeby było nas na nie stać. Przypadkiem trafiłem kiedyś na busika na jednej z wrocławskich ulic i z ciekawości poszukałem informacji na jego temat w internecie. Kiedy zobaczyłem stare kolorowe busy, którymi hipisi przemierzali kiedyś Amerykę, wiedziałem, że to jest to – że musimy mieć takiego busa i właśnie w takim stylu go pomalować. Żeby już z daleka było widać, że to nie jest zwykły bus, żeby jego widok budził pozytywne emocje.

– Z czasem ekipa się zmieniła, zaprosiliście inne osoby na pokład busa. Potrzeba odświeżenia, łatanie dziury w składzie?

– I to, i to. Okazało się, że nie każdy może sobie pozwolić na coroczne kilkumiesięczne wakacje – jeden kolega popełnił małżeństwo, inny wyjechał do Anglii na studia. I tak zorientowaliśmy się, że ekipa się sypie i to chyba koniec projektu. Ale wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, że o ile ciężko wśród naszych znajomych znaleźć ludzi gotowych na taką wyprawę, to zapewne w całej Polsce jest ich pełno. Ogłosiliśmy na blogu, że mamy wolne miejsce i wystarczy wypełnić formularz.

W pierwszy roku zgłosiło się ponad 50 osób, w drugim ponad 150, a w tym roku prawie 500. I tak co roku dołączają do nas 1-2 nowe osoby. To będzie już kolejna nasza wyprawa z zupełnie obcymi ludźmi i jak na razie jesteśmy mega pozytywnie zaskoczeni tym, jak dobrze można dogadywać się z ludźmi, z którymi wcześniej się nie znaliśmy, ale z którymi łączy nas pasja i wspólny cel.

Ekipa Busa w Meksyku

Ekipa Busem przez Świat w Meksyku. (Fot. archiwum wyprawy)

– Opowiedz jak odbywa się uzupełnianie składu świeżą krwią.

– Pół roku przed wyprawą ogłaszamy na blogu jakie są plany, ile będzie trwała wyprawa, ile jest wolnych miejsc itd. Zrzutka na koszty dla nowych uczestników jest taka sama jak dla „weteranów”, czyli w praktyce trzeba pokryć tylko koszty własnego przelotu. Wyprawa do Ameryki kosztowało 3000 zł na osobę, tegoroczna do Australii wyniesie 5000 zł.
Każdy chętny musi wypełnić na naszej stronie formularz – napisać coś o sobie, dołączyć zdjęcie, napisać czemu chce jechać i co może wnieść do projektu.

Potem wybieramy około 20 osób, które najbardziej nam podpasowały i zapraszamy je na spotkanie na piwo do Wrocławia. Po osobistym spotkaniu wybieramy około 5 osób, które jadą z nami na testowego tripa – w tym roku był to 10-dniowy wyjazd busem do Rzymu i Wenecji. Po takim wyjeździe wiemy jak „zgłoszeni” dają sobie radę ze spartańskimi warunkami, ze spaniem na dziko, myciem w rzece, jedzeniem zupek chińskich i pchaniem zepsutego busa w nocy. I jesteśmy w stanie wybrać 1-2 osoby do ekipy.

Może się wydawać, że sporo zamieszania przy tym wyborze ekipy, ale w końcu jest to wyprawa na cztery miesiące, gdzie będziemy przebywać praktycznie 24 godziny na dobę w swoim towarzystwie na małej przestrzeni, zdarzy się wiele stresujących sytuacji, których przykłady mieliśmy na poprzednich wyprawach – awarie, kradzieże, a nawet aresztowanie. Generalnie chodzi o to, żeby wybrać ludzi, z którymi nie pozabijamy się przez te cztery miesiące i wspólnie będziemy cieszyć się przygodą.

Jagoda Pietrzak

Lubi ciekawe historie i zmieniający się krajobraz. Od pewnego czasu próbuje wrócić z Bliskiego Wschodu. Robi mapy i Peron4.

Komentarze: (1)

Szymon 2 sierpnia 2013 o 9:46

Gratuluję chłopakom.
Choć myślę, że z tymi sponsorami to nie wygląda tak różowo jak tu mówią ;) Sam wiem jak trudno przekonać kogoś, że powinien zasponsorować naszą wyprawę Polonezem dokądkolwiek (właśnie wróciliśmy z Armenii).
DObrze wiedzieć, że innym się udaje, to daje nadzieję, że nasz projekt też będzie się rozwijał!

Odpowiedz