Mówią, że w relacjach z podróży najważniejsze jest pierwsze zdanie. Uff… w takim razie mam je już za sobą. Dwa lata temu mi i moim przyjaciołom z zespołu oznajmiono… – Lecicie do Ekwadoru!

Zaproszenie na festiwal, przysłane przez Ekwadorczyków, spotkało się w jesiennej wówczas Polsce z wyjątkowo gorącym przyjęciem. W październiku wraz z zespołem muzyki dawnej Scholares Minores pro Musica Antiqua wyruszyłam na artystyczne tournée po ekwadorskich miastach. Celem podróży było największe miasto Ekwadoru – Guayaquil, gdzie uczestniczyliśmy w trzecim międzynarodowym festiwalu Da Artes Musicales Academicas 2010. Nieważne, że nikt z grupy nie znał hiszpańskiego. Co tam. Jedziemy. Buenos dias Ecuador!

Papugi

Papuzia miłość. (Fot. Agnieszka Szwajgier)

Karaibskie klimaty

Równikowy klimat pierwszy raz odczuwamy podczas lądowania na holenderskich Małych Antylach na wyspie Bonaire, u wybrzeży Wenezueli. Za oknem 40 stopni Celsjusza powyżej zera. W przewodnikach piszą, że na Karaibach nie czuje się braku powietrza, bo ulgę przynosi wiatr od morza. Kłamią – po wyjściu z samolotu z trudem możemy oddychać.

Szybko maszeruję do „schronu”, czyli małego budynku przeznaczonego dla turystów, gdzie przez 40 minut tankowania samolotu oglądam zegarki, perfumy i wina. Należy zaopatrzyć się w wodę butelkowaną. W przeciwnym razie można narazić się na częsty kontakt z toaletą, co w wypadku dłuższych wycieczek jest bardzo uciążliwe.

Szeregowiec na stanowisku

Znów lecę. Tym razem ostatni start w drodze do celu i lądowanie w Quito – na wysokości ok. 2850 m n.p.m. Nazwa ta pochodzi od plemienia Kwitu, zamieszkującego te okolice w czasach przedchrześcijańskich.

Cała grupa zostaje zakwaterowana na terenie politechniki ekwadorskiej ESPE w hotelu wojskowym. W Ekwadorze wysoko cenią żołnierskie wykształcenie, dlatego rodzice zapisują dzieci do szkół wojskowych, starając się zapewnić im dochodową przyszłość.

Młodzi żołnierze, z którymi dzielę piętro, większość dnia spędzają na ćwiczeniach. Pierwszego wieczoru jeden z nich zatrzymuje się i zagląda przez niedomknięte drzwi. Doskakuję do niego i z błagalnym spojrzeniem próbuję przedstawić pewien nie cierpiący zwłoki problem: – Zimna woda! Mycie ! Brrrr!

Po chwili namysłu i braku reakcji z jego strony próbuję inaczej: – Cold water! Help us!

Chłopak unosi brwi i drapie się nerwowo po głowie. Wykonuje gest, który prawdopodobnie oznacza, bym poczekała. Po chwili wraca ze starszym stopniem wojskowym. Mężczyzna tłumaczy, że chłopcy są przyzwyczajeni do zimnej wody, ale w drodze wyjątku może zorganizować lepsze warunki. Żegna się krótkim skinieniem głowy i okrzykiem: – Firmes!

Chłopak prostuje się i salutuje, pozostając w tej pozycji aż do całkowitego zniknięcia swojego przełożonego. Jak dowiadujemy się później, takie wychowywanie wzmacnia respeto, czyli szacunek, którego wymaga się od każdego dobrze wychowanego Ekwadorczyka, bez względu na płeć czy status majątkowy.

Okrakiem na dwóch półkulach

Równik (hiszp. ecuador), ze względu na spłaszczony kształt kuli ziemskiej, jest obszarem położonym najbliżej słońca, a temperatura powietrza w październiku wynosi tu około 30 stopni Celsjusza. Środek świata wyznacza żółta linia, oddzielająca półkule północną i południową. W rzeczywistości to umowna granica, bo prawdziwy równik (jak pokazuje GPS) znajduje się ok. 240 metrów dalej!

Ale kto by się tym przejmował… turyści uwielbiają to miejsce i chętnie płacą po 2 dolary, żeby przyjrzeć się bliżej żółtej kresce. Popularne są zdjęcia, na których dwie osoby stoją na dwóch różnych półkulach, lub jeden ambitny podróżnik „rozkracza się”, by zaliczyć dwie półkule jednocześnie.

A gdy wyczerpią się wszelkie możliwe kombinacje ustawień lub – co bardziej prawdopodobne – bateria w aparacie, obok znajduje się muzeum figur marcepanowych i wyrobów kultury Chorrera, muzeum geodezyjne oraz insektarium, w którym przechowywane są największe na świecie żuki, liczące nawet do 17 centymetrów, mogące podnieść 2,5 kilograma, czyli sto razy więcej, niż same ważą!

Owoce aniołów

Ekwador żyje przede wszystkim z pracy w rolnictwie. Aż 1/3 ludzi utrzymuje się dzięki majątkom ziemskim, na których uprawia się kukurydzę, pszenicę, ryż, bawełnę, ziemniaki i trzcinę cukrową.

Na obiad i kolację Ekwadorczycy przeważnie gotują ryż – biały lub ciemny. Dla Europejczyków taka zmiana początkowo może wydawać się uciążliwa – ryż w zastępstwie poznańskiej pyry po kilkunastu dniach znudzi się nawet największemu miłośnikowi, ale z czasem można się przyzwyczaić.

Popularne są także zupy, zwane colada. Hitem jest viche, czyli zupa rybna z orzeszkami ziemnymi. Zupy z jąder byka i potrawki ze świnki morskiej (niestety) nie udało mi się spróbować. Na śniadanie przeważnie owoce – arbuzy, melony i lekko gorzkawe papaje, zwane owocami aniołów. Znane są twierdzenia o właściwościach odmładzających papai, która zawiera enzym papainy, pomagający w trawieniu posiłków białkowych. Dodatkowo wyciąg z liści papai zapewnia ochronę przed rakiem. Mimo tych niewątpliwych zalet po pierwszym śniadaniu wszyscy obcokrajowcy grzecznie dziękują, unosząc kurtuazyjnie rękę i machając nią w geście odmowy.

Spacerując po jednym z hipermarketów nie sposób nie zauważyć ekwadorskich bananów, dwa razy mniejszych od tych dostępnych w Polsce. Te ekwadorskie lepiej odpowiadają arabskiemu słowu banan, oznaczającemu palec. Rzeczywiście – są niewiele większe od palca wskazującego, wyróżniają się także smakiem – są słodsze i bardziej… bananowe, a wszystko to za sprawą plantacji zwanych bananerami. Nie są to skąpane w słońcu pola, na których piętrzą się złociste owoce. Ekwadorskie banany dojrzewają bowiem w specjalnych workach foliowych, chroniących przed bakteriami i deszczem.

Na ekwadorskich targach z owocami można znaleźć mnóstwo odmian bananów. Niekiedy odróżnia je specyficzny układ plamek, innym razem kolor: żółty, zielony, czerwony. Zanim jednak tutejsze owoce trafią do europejskich sklepów, spryskiwane są środkami chemicznymi, a później etylenem, który na pewno nie będzie szkodliwy dla bananów. Ale – wszystko w imię wyższego dobra, czyli żółtego, egzotycznego połysku. Smacznego!

Stanisław z Kocka

Ulicę Siedmiu Krzyży w Quito reprezentuje siedem kościołów. Najbardziej znany jest barokowy kościół Towarzystwa Jezusowego Iglesia de la Compania de Jesus. W środku ponad 7 ton złota!

To najpiękniejszy kościół Ameryki Południowej, budowany przez 160 lat (od 1605 roku). W środku znajduje się 256 twarzy aniołów – jedna z nich jest czarna, upamiętnia pożar kościoła w 2002 roku. Inna ciekawostka jest to, że w roku 1906 Maryja z kopii obrazu Matki Bolesnej, który wisi nad ołtarzem, otworzyła oczy i ruszała nimi przez 15 minut, wprawiając w zdumienie zgromadzonych w kościele ludzi.

Tuż przy wyjściu ekwadorski przewodnik zatrzymuje się i z dumą wskazuje na znajomy portret:
Stanisław Skoctka – mówi.
Słuchajcie ludzie, znacie jakiegoś Stanisława z Kocka?

Po krótkiej burzy mózgów starsza kobiecina z Polski podnosi laskę i oburzona, zaczyna wymachiwać nią w kierunku naszego guía wykrzykując po polsku, że w głowie się nie mieści, jacy ludzie teraz zakłamani, i czego to nie powiedzą, żeby tylko dobrą pracę zdobyć. A potem dodaje jeszcze że: biskup Stanisław Kostka to urodzony jest w Rostkowie, a w Kocku to on proszę państwa nigdy nie był.

Przez kilka najbliższych minut staram się nauczyć przerażonego przewodnika, jak poprawnie wymawiać nazwisko Kostka.

Cisza przed burzą

Po trzech tygodniach pięknej pogody nadchodzi deszcz. Jako że koczuję w Ekwadorze, ulewa także jest ekwadorska – jestem świadkiem deszczu zenitalnego. Po zakupach w sklepie spożywczym ustawiam się przed szklanymi drzwiami i już mam wychodzić, gdy dochodzą do mnie odgłosy walenia w dach. Krople wody uderzają idealnie prosto.

Jak wiadomo z lekcji geografii, deszcze zenitalne padają często, lecz krótko, więc czekam dziesięć, potem drugie dziesięć, a potem jeszcze piętnaście minut. Deszcz jest wyjątkowo uparty. Cała mokra wdzieram się do autobusu, wycierając wodę z twarzy. Gdy wchodzi ostatnia osoba i kierowca zamyka drzwi, przestaje padać, a zza chmur wychodzi słońce.

Mieszkanka Ekwadoru

Mieszkanka Ekwadoru. (Fot. Agnieszka Szwajgier)

Polska ziemia

Gdy tylko symbol z zapiętymi pasami błyska zielonym światłem, pasażerowie zaczynają się tłoczyć i przepychać, byle już wyjść, odetchnąć warszawskim powietrzem i postawić stopę na polskiej ziemi. Zaraz też rozlegają się dzwonki telefonów komórkowych, w tym także i mój.

Jesteście cali!? Podobno prezydent w szpitalu i w ogóle był jakiś bunt!

Przymykam oczy. Wyobrażam sobie naszego prezydenta przykutego do szpitalnego łóżka, prezydenta – zakładnika, bunt polskich robotników.

Żyjecie tam do cholery!? Kto by pomyślał, że w Ekwadorze takie zamieszki.
W Ekwadorze!?
Ano, policjanci podobno zajęli lotnisko! Manifestacje w Quito, Ambato, stan wyjątkowy. Miesiąc tam byłaś i się dziwisz?

Okazało się, że podczas naszego pobytu na ulice Ekwadoru wyszli wzburzeni rebelianci i demonstrując swoje niezadowolenie, obrzucili butelkami prezydenta i jego współpracowników. Zajęci zwiedzaniem równika, oglądaniem kościoła ze złota i buszowaniem wśród bananów nie mieliśmy czasu na przeglądanie lokalnych gazet. Lotnisko odblokowano zaledwie dwa dni przed powrotem zespołu do Polski.

Najważniejsze to znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze.

Tekst został wyróżniony w naszym konkursie Opowieści spoza z utartego szlaku

Agnieszka Szwajgier

Najchętniej angażowałaby się wszędzie i we wszystko. W dzień obserwuje i zapisuje, w nocy dręczy sąsiadów grą na skrzypcach. Marzy o kolejnej serii dr. House’a i pokoju na świecie.

Ostatnie posty

Komentarze: Bądź pierwsza/y