Zanim zabrałem się za lekturę książki Barcelona Noir przygotowałem krótką listę pierwszych skojarzeń z tytułowym miastem, znanym mi głównie z jednego, kilkudniowego tam pobytu. La Rambla, stare centrum, port, ciepłe plaże, secesja, Gaudi, Camp Nou, Park Olimpijski, Sagrada Familia, małe knajpki i targi z dobrym jedzeniem. Krótko mówiąc: przyjemnie i widowiskowo. Żadne zaskoczenie. Chciałem to jednak mieć na piśmie zanim zacznę czytać teksty w gatunkach takich, jak czarny kryminał, thriller czy horror. Chciałem się przygotować na niespodziankę.

Barcelona Noir to zredagowany przez Adrianę V. Lopez i Carmen Ospinę zbiór czternastu opowiadań różnych autorów związanych z Barceloną. Albo się tam urodzili, albo zamieszkali. Większość pisze po hiszpańsku, niektórzy po katalońsku lub angielsku. Większość jest w Polsce słabo, jeśli w ogóle znana. Mi w każdym razie ich nazwiska nic nie mówiły, a w notkach biograficznych nie znalazłem informacji o tłumaczeniu ich dzieł na nasz język ojczysty. Sądząc jednak po wymienionych nagrodach nie mamy do czynienia z amatorami próbującymi się wspólnie wypromować. Co ważniejsze, to nie marketing wydawcy, ale przede wszystkim lektura samych opowiadań dowodzi kompetencji pisarzy.

Nie znaczy to, że każdym tekstem się zachwyciłem. To natura takich zbiorów, że są nierówne. Pytanie, które opowiadania są lepsze od innych? Pewnie dla każdego inne.

Dla mnie zaczęło się od mocnego uderzenia, uderzenia, które pokazały tytułowego bohatera – a nie miejmy wątpliwości, to Barcelona jest tu głównym bohaterem – w świetle mi nieznanym. Andreu Martin rzuca czytelnika w lata 20-te XX wieku i w sam środek bezlitosnej, toczonej na śmierci walki pomiędzy mającą w rękach aparat władzy burżuazją a upominającymi się o prawa biednych robotników anarchistami. W kolejnym opowiadaniu Antonia Cortijos pokazała natomiast mroczne skutki cichej kolaboracji frankistowskiej Hiszpanii z hitlerowskimi Niemcami. Niby wszyscy wiemy o hiszpańskiej wojnie domowej, słyszeliśmy o zbrodniach, ale nie kojarzymy tego z ciepłą Barceloną. A przecież była to niegdyś światowa stolica anarchizmu, ale też schronienie faszystów.

Do historii miasta zbiór już nie wróci, poza jednym wyjątkiem, ale tło zostało nakreślone – Barcelona to coś więcej niż doskonałe miejsce na urlop.

Ten wspomniany wyjątek to opowiadanie Lolity Bosch, która opowiada o stolicy Katalonii przez tajemnicze morderstwo popełnione tysiące kilometrów dalej, na drugiej półkuli, w środowisku emigrantów. Opowiadanie najambitniejsze, nieoczywiste w treści i eksperymentalne w formie, dla mnie jednak trudno strawne. Bosch użyła w nim licznych a długich przypisów, w pełni świadomie i z jakąś intencją retoryczną. Intencję być może rozumiem (i gotów jestem o niej dyskutować), ale efekt jest taki, że lektura rwie się i szarpie. Denerwuje.

Dwa opowiadania mają za bohaterki prywatne detektyw. Isabel Franc wykorzystuje formułę klasycznego czarnego kryminału, trochę ją jednak wywracając na nice. Oto w biurze spłukanej pani detektyw, do tego lesbijki, pojawia się femme fatale i od tego zaczynają się kłopoty. Tekst rzuca niezłą przynętę, potem jednak zawodzi. Zagadka kryminalna trąci banałem, a akcja posuwa się do przodu głównie przez to, co mówi nam narratorka. Dużo lepiej wypada opowiadanie Cristiny Fallaras, którego bohaterka, twarda detektyw w zaawansowanej ciąży, naraża się handlarzom narkotyków i arabskiej mafii z przedmieść poszukując odciętej dłoni sławnego gitarzysty.

Polecamy >> Zbiry Agata Barcelona

Najmocniejszy fragment zbioru Barcelona Noir to trzy z rzędu świetne teksty. Najpierw David Barba gotuje w sosie z bardzo czarnego humoru opowieść o związkach literatury i kuchni. Przerażających, jeśli niedoszły humanista i marny kucharz ma również sporo frustracji i obsesji. Teresa Solana pokazuje nam, dokąd zaprowadzi patologa odnalezienie niezwykłego piękna w najbrzydszej, jak mu się zdawało, znanej mu kobiecie. Wreszcie Jordi Sierra i Fabra odkrywa, ile cierpliwości może mieć w sobie nieustannie upokarzana filipińska gosposia usługująca pięknej na zewnątrz, a paskudnej od środka rodzinie z tzw. wyższych sfer.

Imigranci są zresztą bardzo mocno obecni w tym zbiorze. Sierra i Fabra, wspomniani wcześniej Barba i Fallaras, także Eric Taylor-Aragon w przeciętnym oraz Raul Argemi w dobrym tekście piszą o przyjezdnych i ich losie. Może dlatego, że również wielu z autorów napłynęło do Katalonii – z innych rejonów Hiszpanii, z Ameryki Środkowej czy Południowej. Jeśli taki zbiór stanowi choć w części odbicie prawdziwych problemów, to widać że imigracja, ale też upiory z przeszłości czy coraz wyraźniejszy podział na bogatych i biednych, stanowią dla Barcelończyków spore wyzwanie.

Wiecie, czego natomiast w recenzowanym zbiorze nie ma? Turystów. Nie jesteśmy postacią pierwszo- ani drugoplanową żadnego opowiadania. Chociażby epizodyczną też chyba nie, choć coś mi świta, że któryś z bohaterów minął na ulicy panie mówiące po niemiecku. Nawet jeśli pamięć mnie nie myli, to żadna różnica – w szerszej perspektywie jesteśmy niezauważalni. Jak woda przepływająca pod mostem. Ciekawa, choć niekoniecznie przyjemna myśl do rozważenia dla każdego, kto podróżuje i sądzi, że jest kimś ważnym dla mieszkańców odwiedzanych miejsc.

Polecam zbiór wszystkim, którzy wybierają się do Barcelony. Warto wiedzieć, że w tak słonecznym mieście cienie też muszą być długie.

Różni autorzy, Barcelona Noir, red. Adriana V. Lopez i Carmen Ospina. Wydawnictwo Claroscuro, 2014 r.
W serii ukazały się także Meksyk Noir i Moskwa Noir

Jan Marković

Człowiek, który nie zna się na podróżowaniu, ale od czasu do czasu to robi - dlatego, że lubi dni, które pamięta się w całości, a o takie łatwo w drodze. W trakcie swoich wycieczek zdobył wiele wrażeń. Niektóre spisał.

Komentarze: Bądź pierwsza/y