Wielki Szlak Himalajski oficjalnie otwarto w 2011 roku łącząc dawne drogi komunikacyjne w dwie trasy turystyczne prowadzące przez Nepal wzdłuż jego północnej granicy. Joanna Lipowczan i Bartosz Malinowski planują przejście całej tzw. Górskiej Drogi podczas najbliższej jesieni. Tysiąc siedemset kilometrów, w cztery miesiące, stopień trudności od niedzielnego spaceru po wspinaczkę po lodowcu, wysokie ryzyko zamarznięcia pasty do zębów. Nie jest to jednak sportowy wyczyn, a raczej próba pokazania ciekawych i nieodkrytych jeszcze przez turystykę rejonów Nepalu.

Bartek Malinowski i Asia Lipowczan w Himalajach

Drugi miesiąc w Himalajach. Indie.

Po pięciomiesięcznym przejściu Łukiem Karpat – dwa i pół tysiąca kilometrów przez góry Rumunii, Ukrainy, Polski i Słowacji – Bartosz przygotowywał się do wyprawy na Aconcaguę. Plany pokrzyżowała złamana noga. Jedenaście miesięcy później poleciał z kilkuosobową ekipą do Argentyny, a jedną z uczestniczek wyprawy była Asia. Jak to mówią, nie ma tego złego… Góry to to co oboje lubią najbardziej, więc później już się potoczyło: góry Ukrainy, trekking wokół Manaslu, dwa miesiące w Himalajach Indyjskich, przeprawa po zamarzniętej rzece Zanskar, Główny Szlak Beskidzki, a także wiele nie górskich, za to zawsze bardzo aktywnych, wypadów.

Bartka możecie kojarzyć z projektu Long Walk Expedition, festiwali podróżniczych i górskich, prezentacji podróżniczych czy działalności przewodnickiej w Grupie Wyprawowej chate.pl i SKPB Łódź. Wysoki, barczysty, donośny głos. Zakochany w Azji, gdzie pokonał tysiące kilometrów rowerem, konno i na własnych nogach.
Asia zachowuje nieco większy dystans do publiki i zgromadzeń. Na co dzień wykorzystuje swoje analityczne zdolności w dziale finansowym dużej firmy budowlanej, gdzie koordynuję pracę kilkunastoosobowego zespołu. A po pracy nałogowo czyta.

Bartosz Malinowski w górach Tien Szan

Bartek w bazie pod Chan – Tengri w górach Tien-Szan Kirgistan.

Z Bartkiem Malinowskim i Aśką Lipowczan spotkaliśmy się w Południku Zero pogadać o górach, turystyce i Nepalu.

– Od jak dawna Wielki Szlak Himalajski krąży po Waszych głowach?

Bartek: – Nie pamiętam dokładnie, kiedy zacząłem się interesować tym tematem. Nabrał on kształtu podczas zbierania informacji na temat Wielkiego Szlaku Himalajskiego, a także przy przygotowaniach do Memoriału im. Piotra Morawskiego w 2014, gdy zgłosiłem samotną wyprawę po WSH.

– Czyli Memoriał to był pewien kopniak?

Bartek: – Tak, Memoriał był na pewno impulsem. Nie udało się wówczas, ale na tyle jestem zdeterminowany, by poznać tę drogę, że ciągniemy dalej ten wątek. Nie ma opcji, by odpuścić. No i Asia zdecydowała się iść ze mną.

Szczyt Chan Tengri w Kirgistanie

Góry przyciągają magią… Chan Tengri 7010 m n.p.m. Kirgistan.

– Myślicie, że trzęsienie ziemi, które dotknęło szlaki najbardziej uczęszczane, wpłynie na przeniesienie ruchu turystycznego w inne regiony Nepalu?

Bartek: – Samo trzęsienie ziemi na pewno nie będzie miało wpływu na przeniesienie ruchu turystycznego w inne regiony kraju, natomiast z pewnością będzie miało skutek w postaci ograniczenia ilości turystów odwiedzających Himalaje Nepalu. Pytanie tylko ile to potrwa: jeden, dwa sezony, czy może kilka lat? O himalaistów jestem spokojny, bo wyprawy wspinaczkowe będą się odbywały. Ale to jest bardzo wąska grupa i ludność miejscowa, poza tragarzami, którzy zarabiają kilka dolarów dziennie za niesienie ciężkiego ładunku, niewiele na tym zyskuje.

– Jedziecie mimo, że skutki trzęsienia ziemi mogły dotknąć też teren WSH.

Bartek: – Wiele osób nas pyta czy w związku z trzęsieniem ziemi nasza wyprawa jest aktualna. Podkreślamy, że szczególnie teraz, po katastrofie z 25 kwietnia, chcemy jechać do Nepalu. W tym momencie wielu Nepalczyków, którzy żyli z turystyki, albo których budżet domowy był przez nią mocno zasilany, jest pozbawionych możliwości zarobku. Może przez to wyprawa zyskała drugie oblicze, bo chcemy pokazać, że do Nepalu jak najbardziej można pojechać właśnie teraz.

Bartosz Malinowski i Joanna Lipowczan w Nepalu

Asia i Bartek na przełęczy Larkya (5213 m n. p. m.), Nepal.

– Jednym z celów utworzenia Wielkiego Szlaku Himalajskiego jest właśnie promowanie turystyki w północnym Nepalu. Z założenia – zrównoważonej. Jak oceniacie szanse na to?

Bartek: – Nepalski rząd nazywa Wielki Szlak Himalajski produktem turystycznym i w pewnym sensie szlak tym właśnie jest. Ma przyciągnąć ludzi, by zaczęli wędrować po do tej pory nieznanych, nieodwiedzanych dystryktach Himalajów. Z jednej strony jest to ważna, ciekawa i cenna wizja, która na pewno przyczyni się do rozwoju zapomnianych przez Boga i ludzi miejsc. Z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że za kilkanaście lat wszystkie te części Nepalu mogą zostać zdegradowane przez masowy ruch turystyczny, tak jak to wygląda w rejonie Annapurny, na trasie pod Everestem czy na innych popularnych szlakach trekkingowych w dolinach Katmandu i Langtang.

Przede wszystkim problemem jest pompowanie tysięcy ludzi w jeden region – trasami, które wymieniłem wędruje około osiemdziesięciu pięciu procent wszystkich trekkingowców przyjeżdżających do Nepalu. Takie krótkowzroczne działanie pod tytułem „robimy kasę, nie zwracamy uwagi na nic” w bardzo krótkim czasie spowodowało zanieczyszczenie środowiska, zaśmiecenie całych dolin, niekontrolowany rozwój infrastruktury turystycznej, zabudowanie doliny guesthousami. A także wypełnienie jej zupełnie niepotrzebnymi elementami służącymi turystom z Zachodu takimi jak cukiernie, kawa espresso, pizza, hamburgery, kawiarenki internetowe, kina… Ludzie zamieszkujący te rejony w krótkim czasie przestawili się z niesienia bezinteresownej pomocy każdemu wędrowcowi na zarabianie dolarów, czego konsekwencją jest traktowanie przyjezdnych jak chodzące bankomaty. Mistycyzm gór, magia, która jest w Himalajach – to wszystko zostało zepchnięte na drugi plan.

W przypadku dystryktów, przez które przechodzi Wielki Szlak Himalajski warto pilnować, by nie przerodziły się w kolejne lunaparki. Dlatego ważnym elementem WSH są etyka, zasady zachowania się na szlaku, wszystkie kwestie związane z ekologią, ale też z poszanowaniem kultury i ludzi. Porady jak się zachować w czasie trekkingu są zamieszczone na stronie internetowej jako integralna cześć projektu Great Himalaya Trail, jak również na naszej stronie w Kodeksie postępowania.

Asia podczas przejścia Zanskaru w Himalajach Indyjskich.

Asia podczas przejścia Zanskaru w Himalajach Indyjskich.

– A jak to wygląda w praktyce?

Bartek: – Na dzień dzisiejszy rząd Nepalu ewidentnie nie radzi sobie z podstawową organizacją ruchu turystycznego na tym szlaku. Wystarczy spojrzeć na cenniki: same zezwolenia na przejście WSH to wydatek ponad dwóch tysięcy dolarów na osobę. Cała ta kasa trafia do kieszeni urzędników, do rządu, a mieszkańcy dystryktów w wysokich Himalajach Nepalu nie dostają raczej złamanej rupii z tych pieniędzy..

Kolejnym elementem, w którym rząd Nepalu się pogubił, są formalności. Oficjalnie podany przez rząd Nepalu czas przejścia szlaku to sto pięćdziesiąt sześć dni, a dozwolony czas pobytu w Nepalu w celach turystycznych w ciągu jednego roku kalendarzowego to sto pięćdziesiąt dni. Z kolei wiza wydawana jest na dziewięćdziesiąt dni, a po tym okresie można wykupić z dołu lub z góry wizę na dalszą ilość dni. Nie ma też jednego dokumentu do wypełnienia, trzeba poświecić kilkanaście dni, żeby wyrobić potrzebne zezwolenia i formularze. Reasumując – ogromna ilość formalności, ogromna ilość pozwoleń, niespójne terminy. Gdyby na dzień dzisiejszy turysta chciał pojechać na WSH samodzielnie to wymagałoby to od niego dużego samozaparcia i determinacji, żeby nie pogubić się w tych wszystkich obostrzeniach i dokumentach.

– Więc pomagają mu w tym agencje trekkingowe. Czy prowadzone są przez Nepalczyków czy są to międzynarodowe firmy?

Bartek: – W tej chwili jest kilka, bądź kilkanaście, agencji nepalskich posiadających specjalną licencję na organizowanie i prowadzenie grup zorganizowanych po WSH. Koszt takiej wycieczki to około trzydziestu pięciu tysięcy dolarów za uczestnika. W tym koszcie jest wszystko: wyżywienie, noclegi, transport, obsługa przewodników, kucharzy, tragarzy itd.

Flagi modlitewne w Himalajach

Flagi modlitewne na tle w grupy górskiej Gurkha Himal. Nepal

– Czy te pieniądze zostają w Nepalu?

Bartek: – Z tego co wiem, to tak, ale ile pobierają urzędnicy i rząd to trudno powiedzieć.

– Udało się Wam już załatwić choć część tych pozwoleń?

Bartek: – Czekamy na moment, kiedy będziemy znali dokładną datę naszego przylotu do Katmandu, ponieważ od tego zależy termin, w którym rozpoczniemy wędrówkę. Dla części obszarów, na których potrzebne są pozwolenia trzeba podać dokładne daty przejścia. To też jest absurd, bo przy wędrówce, która liczy tysiąc siedemset kilometrów i trwa cztery – pięć miesięcy, nie sposób tego określić co do dnia.

Asia: – Permit na przejście danego odcinka WSH wykupuje się na określony czas, najczęściej na tydzień i później dopłaca się za każdy dzień jego przekroczenia. Na całej długości szlaku są wojskowe checkpointy, na których sprawdza się, czy ma się wszystkie potrzebne zezwolenia i stempelki z poprzedniego checkpointu. Zakładamy więc, że oszacujemy przejścia optymalnie i potem ewentualnie będziemy dopłacać na pojedynczych checkpointach za przekroczony czas.

Bartek: – Pozwolenia to jest jakaś skomplikowana kostka Rubika, którą trzeba ułożyć.

 

Jagoda Pietrzak

Lubi ciekawe historie i zmieniający się krajobraz. Od pewnego czasu próbuje wrócić z Bliskiego Wschodu. Robi mapy i Peron4.

Komentarze: (1)

majchers 18 lipca 2015 o 6:26

A może spróbujecie Great Divide w Kanadzie, USA…? Wiem, wiem, to nie to samo, ale… ;)

Odpowiedz