Wybralibyście się w podróż motocyklem? Zastanawiacie się? Wahacie się? Poczytajcie i dajcie się przekonać!

Stało się. Trochę zaraziliśmy się podróżami motocyklowymi. Oczywiście nie mówimy nie ani rowerom, ani samochodom, samolotom czy też własnym nogom. Jednak na naszą tegoroczną wyprawę ruszymy motocyklami. Oto kilka powodów, dla których podjęliśmy taką decyzję:

Po pierwsze: Przestrzeń – tej na motocyklu nie brakuje. To nie jest zamknięta puszka samochodu, która całkowicie izoluje cię od otoczenia. Tu jesteś jego permanentną częścią. Zapewniam Was, że gwarantuje to zupełne inne podejście do podróży, samego przemieszczania się.

Po drugie: Odczuwanie – to trochę wiąże się z przestrzenią właśnie. Na motocyklu nic nie chroni cię przed otoczeniem, ani nic nie ogranicza. Czujesz świat zmysłami, czujesz na własnej skórze deszcz, nieznośny upał, kojący lekki wicher, ale też całkowicie destabilizujący porywisty wiatr. Czujesz zapachy, również te nieprzyjemne. Słyszysz otoczenie – ludzi stojących przy drodze, zwierzęta na polu, ponieważ musisz być czujniejszy dostrzegasz więcej szczegółów.

Po trzecie: Wolność – to mityczne pojęcie, ale od lat kojarzy nam się właśnie m.in. z jazdą na motocyklu (może to Easy Rider?). Do czego sprowadza się wolność na motocyklu? Do swobody przemieszczania się połączonej z szybkością, a tego brakuje przemieszczaniu się na rowerze czy też na piechotę. Gdy kończy się asfalt i zaczyna szuter, ty jedziesz dalej. Gdy kończy się szuter, a zaczyna dziurawa polna droga, ty jedziesz dalej (no dobra to dotyczy przede wszystkim motocykli enduro), a gdy kończy się dziurawa polna droga i zostaje morze traw, zgadnij co się dzieje? Oczywiście, o ile żadne przepisy czy lokalne prawo nam tego nie zabrania.

Po czwarte: Adrenalina – nie jesteśmy wariatami jeżdżącymi 200 km/h po publicznych drogach, a mimo to jazda na motocyklu nadal podnosi nam poziom adrenaliny. Pokonywanie kolejnych zakrętów, terenowych przeszkód, zmaganie się z rzecznymi brodami, błotnistymi drogami na motocyklu obładowanym wyprawowym sprzętem potrafi być naprawdę ekscytujące, a przy tym nieźle daje w kość fizycznie, czyli mamy darmowy trening w trasie.

W trakcie podrózy motocyklowych adrenalina towarzyszy przez cały czas

Nie trzeba jechać 200 km/h by czuć adrenalinę! (Fot. Tomasz Sulich)

Po piąte: Postrzeganie – czyli to, jak cię widzi świat. A gwarantuje Wam, że ludzie patrzą na motocyklistów inaczej (nie myślę o postrzeganiu nas jako „dawców organów”). Motocykl w większości regionów świata jest pojazdem zdecydowanie rzadziej występującym niż samochód, w związku z czym przyciąga uwagę, prowokuje do kontaktu, wymiany zdań, rozmowy. To z kolei może być niezły początek interesującej znajomości.

Po szóste: Koszty – to może kwestia względna, bo jadąc samochodem w kilka osób można koszty mocno zminimalizować i sprawić, że będzie taniej niż motocyklem. Ale jedźcie sami samochodem, którym da się wjechać tam gdzie motocyklem enduro (dajmy na to Nissanem Patrolem). Jak myślicie kto pierwszy poratuje się kartą kredytową? Motocykl, nawet obładowany, przy umiarkowanie rozsądnym kręceniu manetką gazu rzadko spali więcej niż 6 litrów (wiem, że da się więcej, da się też jednak i mniej). W wielu krajach, w których obowiązują opłaty drogowe, często wyłącza się z nich motocykle, a nawet jak nie to są one mniejsze. To samo tyczy się opłat parkingowych. Motocykle też prościej holować, czy wrzucić jakiemuś dobremu człowiekowi na przyczepę czy pakę ciężarówki albo schować u kogoś w szopie, kiedy akurat ma się ochotę na kilka dni wyskoczyć w góry.

Polecamy: Życie w drodze. Zapiski z dziennika motocyklisty

Po siódme: Inaczej – to wszystko sprawia, że motocyklem podróżuje się po prostu inaczej. Do samochodów jesteśmy przyzwyczajani, jeździmy nimi na co dzień, przez cały rok. Motocykl ma limity czasowe (choć nie każdy się nimi ogranicza) i w zimie raczej nam nie posłuży (patrz poprzedni nawias). W związku z tym po długo wyczekiwanej wiośnie, radość z jazdy motocyklem jest maksymalnie spotęgowana.

Motocykl nie jest taki zły jak go malują!

Tomasz Sulich

Od jakiegoś czasu ma ewidentne problemy z zaplanowaniem podróży. Dlatego odpuścił... planowanie. A podróże najlepsze wychodzą wówczas, gdy nie ograniczają nas żadne założenia. O tym co z tego wychodzi pisze na Pocket full of sand.

Komentarze: 3

rafal 1 września 2013 o 18:15

My na motocykle przesiedliśmy się w rowerów i po przejechaniu Ameryki Południowej również możemy potwierdzić, że potrafi to być niekoniecznie droga impreza, a wrażenia i możliwości pozostają niepowtarzalne

Odpowiedz

Marcin 14 lutego 2016 o 11:48

„Jazda motocyklem pozwala patrzeć na świat w sposób zupełnie odmienny od wszelkich innych rodzajów oglądania. W samochodzie jesteśmy zamknięci jak w puszce, a z przyzwyczajenia nie zdajemy sobie sprawy, że patrzenie przez okno przypomina raczej oglądanie telewizji. Jesteśmy biernymi obserwatorami i wszystko przesuwa się obok ujęte w ramki ekranu. Na motocyklu ekran znika. Kontakt z całym otoczeniem jest pełny. Człowiek jest aktorem na scenie, a nie widzem, i to poczucie uczestnictwa jest przemożne…”

Robert M. Pirsig, Zen i sztuka obsługi motocykla.

Lewa w góre :)

Odpowiedz

Kajtostany La Ruta 15 lutego 2016 o 11:27

A my jednak rower:D Bo w sumie wszystkie punkty pasują również do roweru. Zaporowe ceny motocykli z koszami dla dzieciaków przekonują nas wciąż do roweru;)
A i jeszcze prędkość, która jednak trochę za prędka;)

Odpowiedz