Gdy w redakcji przyznałem się, że czytam Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów Ossendowskiego, do książki od razu ustawiła się kolejka chętnych. Bo na Ossendowskiego znów zapanowała moda.

Wrzesień 1921 roku. W japońskim hotelu Polak Antoni Ferdynad Ossendowski spotyka amerykańskiego dziennikarza Lewisa Stantona Palena. Polak zaczyna właśnie spisywać po rosyjsku swoje wrażenia z kilkunastumiesięcznej podróży przez Syberię, Mongolię i Chiny, gdy uciekał konno z ogarniętej wojną domową Rosji. O swojej przygodzie opowiada Amerykaninowi. Ma wielki dar krasomówczy. Dziennikarz jest pod wrażeniem. Mówi podróżnikowi, że pomoże mu zredagować książkę, gdyż zna czytelnicze upodobania Amerykanów, i przetłumaczyć ją na język angielski. Tak też się dzieje. Książka pod tytułem Beasts, Men and Gods ukazuje się w Stanach Zjednoczonych na przełomie 1921/22 roku. Polskie tłumaczenie z 1923 roku nosi tytuł Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów. Konno przez Azję Centralną.

Książka od razu staje się bestsellerem, a Ossendowski zdobywa pozycję drugiego, po Sienkiewiczu, najczęściej tłumaczonego pisarza polskiego. Jego książki, podobnie jak po wielu latach Kapuścińskiego, można było dostać w niemal każdej amerykańskiej i europejskiej księgarni. Opis ucieczki przed bolszewikami przez egzotyczne, mało znane terytoria rozpalała wyobraźnię wielu czytelników. Rozpala i dziś.

Renesans Ossendowskiego

Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów jest najważniejszą książką w literackim dorobku Ossendowskiego, liczącym prawie setkę tytułów. Po przybyciu do wolnej Polski Ossendowski pisał m.in. bajki dla dzieci oraz książki o walorach krajoznawczych Polski (m.in. o Podkarpaciu). Plonem jego podróży po Afryce Zachodniej był cykl reportaży oraz pierwszy polski dokumentalny film egzotyczny. W 1930 r. ukazał się jego demaskatorska powieść o rewolucji bolszewickiej pt. Lenin, która zdobyła rzesze czytelników. W 1932 r. Michał Waszyński nakręcił film Głos pustyni na podstawie Sokoła pustyni Ossendowskiego (zdjęcia kręcono w Algierii).

Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów wrócił do Polaków w ub. roku w serii wydawnictwie Zysk i S-ka „Podróże retro”, budując na nowo legendę tego niezwykłego pisarza, podróżnika, chemika, geografa, poligloty, awanturnika i szpiega. Do 1990 r. Ossendowski jako antykomunista był skazany na niebyt; po przełomie z powodzeniem ukazał się Lenin, potem liczne reprinty innych książek.

Biografia jak film

Życie Ossendowskiego nadaje się na scenariusz filmu sensacyjnego. Dlaczego Ossendowski uciekał przed bolszewikami? Zasiadał w sztabie admirała Kołczaka jako doradca i widniał na bolszewickiej liście zdrajców. Nie chciał skończyć jak Kołczak, czyli z kulą w głowie i ciałem wrzuconym do przerębli, dlatego schronił się w tajdze, a stamtąd jedynie możliwą drogą, przez Azję wyruszył na… Zachód.

Ossendowski prawdopodobnie pracował jako szpieg dla Japonii, może wykonywał też jakieś zadania dla niepodległej Polski. To jemu przypisuje się autorstwo fałszywki z nazwiskami prominentnych bolszewików jako agentów niemieckiego wywiadu, szeroko rozpowszechnianej w Europie i Stanach. Publikacja miała skłonić Stany do przystąpienia do I wojny światowej po stronie Ententy.

Ossendowskiemu nie powiodłaby się pionierska wyprawa, gdyby nie pomoc siatki szpiegowskiej białych. Po drodze był zaopatrywany w broń, konie i żywność, a miejscowi, niechętni bolszewikom przewodnicy, torowali mu drogę. Sukces wyprawy zawdzięczał też sobie. Od dziecka (urodził się na Kresach 27 maja 1878 roku) stykał się z przyrodą i sportem. Miał świetne zdrowie. Innym jego atutem była rozległa wiedza. Studiował nauki ścisłe w Petersburgu i Paryżu. Za caratu jako chemik uczestniczył w misjach badawczych na Dalekim Wschodzie. Znał osiem języków, w tym chiński.

Język powieści w wydaniu Zysku został uwspółcześniony. Książka ilustrowana jest archiwalnymi i współczesnymi zdjęciami Piotra Malczewskiego, który przebył fragment szlaku Ossendowskiego. W tym roku ma się jeszcze ukazać w Zysku „Polesie” tego autora. Potem następne tytuły.

Romans geograficzny

Po ukazaniu się książka została opatrzona przez krytyków nową nazwą gatunkową – „romansu geograficznego” – z uwagi na odgrywającą w niej pierwszorzędną rolę przygody. Jasno skomponowane, napisane krótkimi zdaniami i wzbogacone dialogami rozdziały czyta się jednym tchem. Emocje zaczynają się już od pierwszych stronic.

Czytelnik dowiaduje się, jak Ossendowski przeżył sam zimę w tajdze w dziurze pod korzeniami jodły zamienionej w dom, grzejąc się syberyjską najdą, czyli żarem w specjalnie wydrążonej sośnie. W Mongolii spotykał buddyjskich lamów hipnotyzerów, demonstrujących umiejętności jasnowidztwa i oddziaływania na ludzką sugestię. Jeden z nich przepowiedział Ossendowskiemu śmierć. Miał żyć, dopóki baron von Ungern – Sternberg nie przypomni mu, że nadszedł odpowiedni moment.

Pisarz spotkał barona w Urdze w Mongolii. Był on bałtyckim Niemcem w carskiej służbie, który reaktywując idę Dżyngis-chana zamierzał stworzyć Imperium Panmongolskie. Baron zrobił z Ossendowskiego swojego doradcę, nazywał „profesorem”. Ossendowski ponoć miał ułatwić kontakty baronowi z Pekinem i Tokio. Ambitne plany Ungerna, nazywanego „krwawym baronem”, nie powiodły się, gdyż zginął w męczarniach z rąk bolszewików. Dlatego Ossendowskiemu wydawało się, że przepowiednia lamy nigdy nie ziści się…

Z tajemnic pojawia się jeszcze skarb. Tylko Ossendowski miał wiedzieć, gdzie został ukryty po śmierci Ungerna carski skarb przeznaczony na finansowanie wojny z bolszewikami, a przekazany baronowi przez admirała Kołczaka. Skarb wzbogacony o kosztowności mongolskich lamów zniknął bez śladu. Może leży zakopany gdzieś w mongolskim stepie?

Zagłada Zachodu

Czytając książkę Ossendowskiego słyszymy tętent koni, szum wody w korytach wielkich rzek i wiatru gnającego po przełęczach i dolinach pasm górskich, a w oczy wieją nam śnieżyce i kurzawy piasku na pustyni Gobi. Poznajemy pokojowe plemię Sajanów, święte znaki obo, stawiane złym demonom, zachodzimy do wioski trędowatych i chorych na czarną ospę, leczonych rytualnym tańcem przez szamana. Na koniec słyszymy proroctwo pewnego lamy o podziemnym Władcy Świata i mistycznej, wolnej od nienawiści i śmierci krainie Agarcie.

Wszystkie te wrażenia usuwają w cień jakiekolwiek pytania o wiarygodność opowieści Ossendowskiego. A była ona podważana przez część naukowców już kilka lat po amerykańskim wydaniu (podobnie dziś podważana jest wiarygodność reportaży Kapuścińskiego). Zarzucali oni pisarzowi błędy geograficzne, etnograficzne i przyrodnicze. Największą krytykę wzbudziło rzekomo autentyczne proroctwo o inwazji ludów Azji na Zachód, które w rzeczywistości pochodziło z teozoficznego dziełka Saint – Yves d’Alveydre’a.

Niestrudzony biograf Ossendowskiego Witold Michałowski tłumaczy nieścisłości tym, że pisarz nie dysponował nawet mapą Mongolii i nie miał dostępu do naukowych źródeł mieszczących się w europejskich archiwach. Sam Michałowski korzystał jednak z książki Ossendowskiego podczas kierowanej przez siebie pierwszej polskiej wyprawy w mongolski Ałtaj w 1967 roku. Michałowski uważa także, że proroctwa o zagładzie białego człowieka umieścił w tekście Palen, gdyż okultyzm był wówczas w modzie.

Dyskusja o naukową stronę dzieła Ossendowskiego nie może przesłonić jego literackiej wartości. Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów ma urok staroświeckich powieści Karola Maya i Juliusza Verne’a. Nie ma w niej nieznośnego, dzisiejszego żargonu socjologicznego i etnologicznego. Zaraża natomiast pasją do poznawania innych światów i ludzi. Dla Polaków ma jeszcze ten walor, że opowiada o długiej, morderczej drodze pisarza do wolnej Polski. To już taki nasz narodowy archetyp. A co do fikcyjnego proroctwa, to i tak napawa ono dreszczykiem emocji z powodu rosnącej gospodarczej potęgi Chin.

Tajemnicza śmierć

Ossendowski zmarł w 1945 roku w Żółwinie koło Warszawy. Świadkowie twierdzili, że zgon nastąpił po wizycie oficera niemieckiego, który przedstawił się jako leutnant von Ungern Sternberg. Czyżby proroctwo przeora mongolskiego klasztoru miało się sprawdzić? Kim był ów oficer? Czy faktycznie pochodził z rodu „krwawego barona”, a może był zupełnie kimś innym, pod przybranym nazwiskiem? Tego się już nie dowiemy. Wiadomo jedynie, że po śmierci pisarza nie zrobiono sekcji zwłok. Ciało natomiast wykopali z grobu poszukujący Ossendowskiego funkcjonariusze NKWD, by się upewnić, czy wielki antykomunista nie żyje naprawdę.

PS. Przy pisaniu artykułu korzystałem z książki Witolda Michałowskiego Tajemnica Ossendowskiego, Warszawa 1990.

Piotr Samolewicz

Dziennikarz i recenzent filmowy Nowin. Uważa, że podróże filmowe i literackie są nie mniej pasjonujące od rzeczywistych.

Komentarze: 4

Marcin S. Sadurski 6 sierpnia 2010 o 14:25

Przeglądałem tę książkę, ale wydaną nieco wcześniej, przez LTW w roku 2008, na podstawie wydania pierwszego Geberthner i Wolff 1923.
I w tym poprzednim wydaniu jest posłowie, a w nim podkreślono mocno kontrowersje wobec książki Ossendowskiego.
Dowiadujemy się, że zastrzeżenia co do wiarygodności tej książki pojawiły się zaraz po publikacji pierwszego wydania, tzn. tego amerykańskiego, w r. 1921/22.
Zastrzeżenia te wyrażali m.in. Sven Hedin, wybitny szwedzki podróżnik, specjalista od Azji Centralnej, i Georges Montandon – francuski lekarz, antropolog i etnograf, który w tym czasie przebywał na Syberii z misją Czerwonego Krzyża.
Wytknęli nie tylko błędy merytoryczne, ale zakwestionowali nawet i opisywane przez Ossendowskiego przygody.
W r. 1924 odbyła sie w Paryżu konferencja na której dyskutowano sprawę wiarygodności książki, w której uczestniczyło 22 dziennikarzy, literatów i naukowców. Oraz wspomniany dr Montandon. Wg ogłoszonego werdyktu – książkę zaklasyfikować należałoby jako beletrystykę w stylu Karola Maya, a nie relację z podróży.
W tym samym roku książkę o książce Ossendowskiego wydał Sven Hedin. Utrzymaną w podobnym tonie, jak konferencja w Paryżu.
W latach 1926/27 obszerną polemikę z Ossendowskim napisał (ale nie opublikował) znawca Mongolii – profesor Kotwicz. I ten też podzielał opinię Sven Hedina.
Tyle wyczytałem z tego posłowia.
Nie twierdzę, że fakty w nim przedstawione są bezsporne.
Wydaje mi się natomiast, że do Ossendowskiego należy podejść z dużą ostrożnością.
Bo jego antysowieckość i jego wiarygodność to dwie różne sprawy.

Odpowiedz

PJ 7 stycznia 2012 o 11:53

Odkrywając postać Ossendowskiego, warto również sięgnąć po książkę „Od szczytu do otchłani”, w której opisuje swój pobyt w Mandżurii. Tak jak w późniejszej przygodzie „Przez kraj…” z niezwykłym zaangażowaniem opisuje swoją pracę, ludzi i środowisko tak naturalne jak i społeczne. Ale nie tyle jego przygody, co zdolność pisania o sobie, intymnych przemyśleniach, emocjach i uczuciach sprawiają, że staje nam się bliższy. Fascynuje nas jego barwna osobowość i wielowymiarowe postrzeganie rzeczywistości, ale także tajemnica, którą w sobie nosi. Ogromna determinacja by przeżyć w tak nieprzychylnym dla siebie świecie i osiągnąć wyznaczony cel. Empiryczne i duchowe podejście do kwestii „poznania”. A także bezkompromisowa postawa wobec bolszewizmu.

Jeśli chcecie wiedzieć kim naprawdę był Ossendowski i jak żył, czytajcie jego książki:)

Zacząłem swoją przygodę z tym autorem od małej pozycji „Cień ponurego Wschodu”, później „Lisowczycy”, „Przez kraj…” i kilka innych, ale gdybym miał wybrać najważniejszą i jednocześnie (moim zdaniem) najlepszą książkę AFO to zdecydowanie „Lenin”.

Odpowiedz

Marcin S. Sadurski 23 września 2014 o 2:52

Ukazało się wreszcie polskie tłumaczenie książki Svena Hedina nt omawianej tutaj książki Ossendowskiego – http://geopolityka.net/sven-hedin-ossendowski-a-prawda/

Odpowiedz

KG 24 czerwca 2016 o 11:43

Polecam relację Kamila Giżyckiego „Przez Urianchaj i Mongolię” – też „człowieka Ungerna”, lecz bez zmyśleń i błędów Ossendowskiego. O skandalu związanym z książką Ossendowskiego pisze też Max Cegielski w „Wielkim Graczu” w kontekście zapomnianego, choć rzetelnego gen. Grąbczewskiego.

Odpowiedz